Nadmiar przepisów, a nie brak

ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego

|

GN 12/2008

publikacja 25.03.2008 12:23

Nieważna jest liczba ustaw, ważne jest, czy rządzący tworzą je dla ludzi, czy dla siebie – aby było im łatwiej rządzić

Cesarze bizantyjscy Leon III i Konstantyn V ogłosili w 740 r. tzw. Eklogę, czyli zbiór praw wziętych z kompilacji justyniańskiej, a zebranych – jak napisali w pierwszym paragrafie – i „uporządkowanych w kompendium oraz poprawionych w imię ich dalszej humanizacji”. Chrześcijańscy cesarze Bizancjum bowiem uważali, że ich, władców chrześcijańskich, obowiązkiem jest rewidowanie praw tak, by stały się bardziej ludzkie. Rewizja praw dokonana przez wspomnianych cesarzy nie polegała na zastępowaniu dawnych ustaw nowymi, lecz na selekcji przepisów zwłaszcza w zakresie prawa karnego, które miało mieć charakter nie odwetowy, lecz odstraszający. Humanizującemu zamysłowi służyła Ekloga także dzięki temu, że był to zbiór znacznie szczuplejszy, a tym samym bardziej przejrzysty, zrozumiały i poręczny w stosowaniu. To zaś ułatwiało człowiekowi skrzywdzonemu dochodzenie swych praw, a przestępca wiedział, co go czeka.

Zasady stojące u podstaw Eklogi skojarzyły mi się, gdy w mediach w hiobowym tonie pokazano pustą salę senatu i w ślad za zwartym chórem części polityków zaczęto bić na alarm, że w Rzeczypospolitej źle się dzieje, bo nie ma nowych ustaw. Bo to niby jak się nie wprowadza w życie nowych przepisów, to w kraju martwota i w ogóle ruina: sejm to organ ustawodawczy, sejm i senat bez roboty, tego jeszcze nie było, perorowali w mediach stali bywalcy. Jest tak źle, jak nigdy, ubolewali ci, co sami mieniąc się nietykalnymi nie przebierają w słowach.

Rzeczywiście, nasz sejm mógł dotychczas chwalić się rekordową liczbą ustaw. Ale tu nie ma czym się chwalić. Bo na te rekordowe liczby składają się w znacznej mierze ustawy wciąż poprawiane, od początku złe, ale uchwalane, „żeby było”, („senat poprawi”). Czy świadome wytwarzanie złego produktu zasługuje na pochwałę? Pamiętam polityków chełpiących się, że przygotowali ustawę w ciągu miesiąca. Skutki tej niefrasobliwości odczuwamy. Chyba więc dobrze, że rządzący usiłują zerwać z nawykiem pracy na „ilość i pokaz”. Jeśli już narzekać, to na nadmiar przepisów, a nie na ich brak. Przyznajmy przy okazji, że wszyscy jesteśmy tu trochę winni, bo zazwyczaj wyżej oceniamy tych, co robią wiele hałasu wokół siebie.

Nieważna jest liczba ustaw, ważne jest, czy rządzący tworzą je dla ludzi, czy dla siebie (aby było im łatwiej rządzić). By udało się prawo dla ludzi, musi być spełniony fundamentalny, wyjściowy warunek: rządzący winni kochać ludzi, a ludzie winni chcieć respektować prawo – także to, które nie spełnia wszystkich ich oczekiwań, boć przecież nie da się zadowolić wszystkich. Nas wszystkich dotyczy przestroga z komedii Menandra: Jesteś człowiekiem, bądź nim, nie zapominaj o tym.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.