Ktokolwiek – zawsze bliźni

ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego

|

GN 51/2007

publikacja 27.12.2007 21:59

Przyznajmy ze skruchą, że schemat myślowy „przyjaciel – wróg” wcale nie był i nie jest obcy chrześcijanom

ks. Remigiusz Sobański ks. Remigiusz Sobański

Carl Schmitt, znany prawnik i teoretyk państwa totalitarnego, wspierający idee Trzeciej Rzeszy, napisał w 1932 r., że specyficznym kryterium polityki jest rozróżnianie przyjaciela i wroga: żeby uprawiać politykę – pisał – trzeba umieć rozpoznać i wskazać wroga, zaś polityka to walka z nim. Wedle takiego poglądu, polityka to nie zatroskanie o wspólne dobro, lecz trwałe działanie przeciw komuś.

Mobilizowanie do takiego działania przez ustawiczne przypisywanie owemu „komuś” cech możliwie najgorszych, faktycznych lub rzekomych. Historia ludzkości obfituje, niestety, w przykłady takiego pojmowania i uprawiania polityki. Sprzyja temu trapiąca ludzi – nieraz jakże skutecznie – pokusa myślenia o świecie i bliźnich wedle schematu „przyjaciel – wróg”, „swój – obcy”, „my – oni” – i podobnych kategorii, ustawiających ludzi na wymyślonych frontach. Do tej skłonności nawiązują zresztą politycy. Przyznajmy ze skruchą, że schemat myślowy „przyjaciel – wróg” wcale nie był i nie jest obcy chrześcijanom.

A przecież właśnie z nastaniem chrześcijaństwa ów schemat winien był zostać przełamany. Syn Boży stał się człowiekiem, jednym z nas, dla przypomnienia, że wszyscy jesteśmy dziećmi jednego Ojca. Wszyscy zostaliśmy pojednani przez Syna Bożego (Rz 5,10). Gdybyśmy uważali kogoś za wroga, mamy obowiązek miłować go (Mt 5,44) – co praktycznie znaczy: inicjować pokojowe z nim współżycie (Mt 5,9). Chrześcijaninowi nie wolno myśleć o bliźnim jak o wrogu. Pojęcie „wróg” w myśleniu chrześcijanina odnosi się wyłącznie do szatana, w odniesieniu do kogokolwiek z ludzi jest patologią wypaczającą myślenie i kalającą serce, cofającą człowieka do czasów sprzed Bożego Narodzenia.

Wspomniany wyżej ideolog totalitaryzmu, Carl Schmitt, głosił, że przykazanie miłości nieprzyjaciół odnosi się tylko do „nieprzyjaciół prywatnych”, nie zaś do „wrogów politycznych”. Odpowiednio wyglądali też wyznawcy tej ideologii: w domu kochający mąż, troskliwy ojciec, „do rany przyłożyć”, w „polityce” cynik, brutal, kat... Chore rozdwojenie osoby!

Można, przyznaję, powiedzieć, że schemat „przyjaciel – wróg” jest tak zrośnięty z historią ludzkości i związany z naszym myśleniem, że przełamanie go trzeba uznać za utopijne mrzonki. Ale – po pierwsze – czy wobec tego uznać orędzie Ewangelii za utopijne? Czy możemy udawać, że go nie słyszymy, względnie tak przeinterpretowywać, by niewiele z niego zostało? I – po wtóre: czy dzieje ludzkości nie dowodzą, że działaniem opartym na schemacie „przyjaciel – wróg” niczego dobrego nie zbudowano? I że jest to myślenie równie utopijne, a na dodatek szkodliwe? Spróbujmy przeto potraktować Ewangelię na serio.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.