I tak straszyć nie będę

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świetów

|

GN 43/2007

publikacja 30.10.2007 11:32

Czasem po śmierci ciągną kogoś tam, gdzie za życia nie bardzo się spieszył albo gdzie w ogóle jego noga nie postała

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Zaduszki tuż-tuż. Jak co roku, byłem na grobach bliskich, choć nie na wszystkich. Do Zakopanego daleko (dwie stryjenki), do Lwowa na Cmentarz Orląt jeszcze dalej (dziadek i stryj). Modlitwą tylko tam sięgam. A lista cmentarzy długa, bo rozwichrzone były dzieje naszych rodzin. W każdym razie na tym najważniejszym cmentarzu byłem. Tam, gdzie grób Rodziców i wspomnienie tych pogrzebów, na których niegdyś jako ministrant bywałem. I tam groby kolegów, koleżanek – także młodszych.

Zawsze wraca w tym miejscu uparte pytanie: Gdzie mnie pochowają? Tak na spokojnie to problemu nie mam. Wszystko mi jedno. I tak straszyć nie będę, bo ani mi Pan Bóg nie pozwoli, ani ja zainteresowany już nie będę. A przecież pytanie wraca. Właściwie problemu nie powinno być. A jednak bywa. Gdy księdza Stolarczyka zakopiańczycy pochowali opodal starego kościółka na Pęksowym Brzyzku, sprawa była oczywista.

Nie byłoby Zakopanego i parafii bez ks. Stolarczyka, a i on nie byłby tym, kim zapisał się w historii. Takich przykładów wiele – tyle że ów zakopiański cmentarz bliski mi bardzo. Spoczywają tam ludzie, którzy z Zakopanem, z Tatrami, z podhalańskim ludem i kulturą byli za życia związani. Zwykle bardzo związani. Nieraz nawet śmierć ich z górami bratała. Takie to więc naturalne, że ich groby tam właśnie.

Ale czasem po śmierci ciągną kogoś tam, gdzie za życia nie bardzo się spieszył albo gdzie w ogóle jego noga nie postała. Pamiętam kiedyś taką ekshumację po wielu latach. Przewieźli tatę na drugi koniec Polski. „Dajcie tacie spokój”, perswadowałem. Rozumiem ich, ale jakoś mi smutno było. To znowu księdzu gdzieś po śmierci „godniejsze” miejsce znajdą. Ale coś tak mi się zdaje, że to nie zmarłemu godności przybywa, tylko miejsce chciałoby zyskać nieco więcej splendoru. I wtedy jest mi bardzo smutno.

Albo różne „panteony”. Tu już sama nazwa jest pogańska – oznacza przecież świątynię „wszystkich bogów”, a my uparcie wyznajemy, że jest jeden Bóg. Lepiej więc, żeby chrześcijanie panteonów nie wznosili, a ludzi nie ubóstwiali. Bo niektórzy może tego niewarci, a inni byli za życia tak pokorni i sprawiedliwi, że będzie im obco w tych panteonach. Szkoda tylko, że nie mogłem polecieć do Mpunde na pogrzeb kard. Kozłowieckiego. A kto mi będzie teraz z Afryki życzenia przysyłał, gdy Dziadek umarł?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.