Chrześcijanie wiedzą, że będą sądzeni z każdego bezużytecznego słowa, a cóż dopiero ze słów złych, jątrzących, nienawistnych. Nie przypuszczam, by Pan chciał uczynić wyjątek dla kogokolwiek
ks. Remigiusz Sobański
Kto oglądał amerykańskie filmy kryminalne, zauważył, że rozprawy toczą się tam inaczej niż u nas. Sędzia, prawnik z wykształcenia, jedynie kieruje rozprawą, sam zadaje pytania tylko odnośnie do tożsamości osób, natomiast stronom i świadkom stawiają pytania oskarżyciel i obrońca, a wyrok co do winy i wysokości kary wydają przysięgli. Sędzia pilnuje, by wszystko odbywało się zgodnie z prawem, baczy, by pytania wiązały się z przedmiotem sprawy, nie były podchwytliwe ani nie zawierały gotowej tezy.
Jeśli w pytaniu mieści się sugestia winy czy jakakolwiek insynuacja lub podpowiedź odpowiedzi, sędzia uchyla pytanie (np. „czy świadek słyszał, że wskazany dał łapówkę?” czy „co świadek wie o zabójstwie popełnionym przez oskarżonego?”). Pytanie uchylone przez sędziego uważa się za niebyłe, przysięgłym nie wolno brać go pod uwagę. Ale tu właśnie rysuje się problem: czy jest psychologicznie możliwe, że takie, uchylone, pytanie i zawarta w nim podstępnie sugestia rzeczywiście nie zostawia żadnego śladu i pozostaje zupełnie bez oddziaływania na przysięgłych? Czy to nie jest tak, że jednemu czy drugiemu nie nasunie się podejrzenie „a może jednak”? Czy w razie wątpliwości taka przemycona, ubrana w formę pytania „informacja” nie waży na decyzji i nie wpływa na wyrok? Czy raczej nie jest tak, że zawsze „coś z tego zostaje”?
Właśnie na to liczą politycy, kiedy w walce (!) z przeciwnikiem (często: z „wrogiem”!) politycznym stawiają niby to pytanie, a tak naprawdę penetrują świadomość wyborców, bo przecież niejeden z nich postawi sobie pytanie „czy jednak nie ma tu czegoś na rzeczy?” – zwłaszcza gdy rzucone podejrzenie wydaje się wyborcy rozjaśniać świat. Czy jest „po jego myśli”. Co więcej, raz po raz ciska się absurdalne zarzuty i wywołuje nie wiadomo jaką logiką wyprowadzone skojarzenia. Potem następuje interpretacja i wyjaśnianie, „o co chodziło” i co ów pan „miał na myśli”. Ta „myśl” ma się nijak do faktów, ale pomówienie czy zgoła oszczerstwo poszło w świat.
Sprzyjają tej praktyce media, które wielokrotnie wracają do co bardziej niedorzecznej wypowiedzi, powielają je i wałkują na wszystkie strony (a spodziewano się ongiś, że będą pełnić funkcję edukacyjną!). I tak słowa – jak opiewa średniowieczne przysłowie – ulatują, ale wszakże gdzieś tam opadają i kiełkują... Bo – jak napisał Horacy – słowo, które raz wyleciało, nie potrafi wrócić, ono żyje już własnym życiem. Tworzy wirtualną, jakże wypaczoną, rzeczywistość, traktowaną przez ludzi jako prawda.
Chrześcijanie wiedzą, że będą sądzeni z każdego bezużytecznego słowa (por. Mt 12,36), a cóż dopiero ze słów złych, jątrzących, nienawistnych. Nie przypuszczam, by Pan chciał uczynić wyjątek dla kogokolwiek
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.