Zarządzanie ludźmi?

ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego

|

GN 38/2007

publikacja 24.09.2007 12:19

Zaczyna się panoszyć styl znany z czasów realnego socjalizmu: petent musi pukać do kolejnych drzwi tego samego urzędu i zbierać pieczątki, bo „takie są przepisy”

ks. Remigiusz Sobański ks. Remigiusz Sobański

Może to tylko zdarzające się ludziom starszego wieku wybrzydzanie na coraz mniej podobający się im świat, ale może rzeczywiście jest coś na rzeczy, co rodzi dezaprobatę i wywołuje wrażenie, że „to nie idzie w dobrym kierunku”. Miało iść i mogło, a nie idzie.

Nie podoba mi się przede wszystkim sposób traktowania człowieka. Oczywiście, można wskazać okresy bardziej brutalnego obchodzenia się z ludźmi i to na znacznie większą skalę, masowego ich tępienia, zniewalania. Moje pokolenie pamięta „czasy pogardy” zgotowane ludziom przez ludzi. To doświadczenie zrodziło u jednych chęć zemsty (pakującej nas w błędne koło), innych uwrażliwiło, by „nigdy więcej”. Tym drugim zapala się czerwone światełko, gdy widzą narastające lekceważenie jednostki ludzkiej, nieposzanowanie godności, poniżanie i upokarzanie.

Dużo mówi się u nas o stosunkach w zakładach pracy, rozmaitych formach mobbingu, molestowania czy dyskryminacji (pisałem o tym pod koniec lipca). Różnie też wygląda w urzędach podejście do interesantów. Piszę „różnie”, bo spotkałem się z rzeczowym i życzliwym załatwieniem sprawy, ale są też urzędy, których pracownicy zachowują się jak władzę mający, a ludzi, którzy z czymś lub po coś do nich przychodzą, traktują jak petentów, co to winni czapkować i grzecznie prosić (właśnie „petent”). Nie da się ukryć, że zaczyna się panoszyć styl znany z czasów realnego socjalizmu: petent musi pukać do kolejnych drzwi tego samego urzędu i zbierać pieczątki – a wszystko to dlatego, że „takie są przepisy”. Człowiek dla urzędu, nie urząd dla człowieka. A może więcej: nie prawo dla człowieka, ale człowiek dla prawa!

A może jeszcze gorzej: nie państwo dla człowieka, lecz człowiek dla państwa! Właśnie to ostatnie wrażenie wywołuje największy niepokój. Bo dotyczy założeń państwa, podstawowych zasad życia społecznego – no i jest pobudzane przykładem idącym z góry. Dyskutuje się u nas, czy demokracja jest zagrożona. Tak postawione pytanie sprowadza demokrację do procedur. A przecież sensem demokracji jest ta podstawowa wartość na tym świecie, jaką jest osoba ludzka – bez jej respektowania demokracja „przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm” (Jan Paweł II, Centesimus annus 46).

Mogłoby nie interesować mnie, jak politycy wzajemnie traktują siebie, gdyby nie zaraźliwość tego stylu. Bardziej niepokoi to, że nieraz rzeczywiście wydają się traktować naród jak ciemną masę, która „wszystko kupi” – której wystarczy pokazać i zinterpretować jakiś przedmiocik czy obrazek, a wszyscy mają przyjąć ten komentarz na wiarę. Za co oni nas mają, pytają się wtedy ci ludzie, którym chce się myśleć. Odpowiedź nasuwa się jedna: za obiekt do manipulacji. Jest w obiegu taka nazwa: „zarządzanie ludźmi”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.