Kluczyk jest w stacyjce

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 08/2007

publikacja 24.02.2007 20:14

Ministrancka służba dzieci i młodzieży to nieoceniona szkoła – nie tylko wiary, ale obowiązkowości, społecznego zaangażowania, koleżeństwa i przyjaźni, łagodzenia obyczajów

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Bez ministrantów to liturgii by nie było. Z kilku powodów. Przygotowujemy niedzielną Sumę. Czytania, kielich, ampułki, czara z komunikantami. I jeszcze kilka innych rzeczy tudzież spraw. „A gdzie kluczyk?”. Wiadomo, jest jeden najważniejszy kluczyk – od tabernakulum.

Każdy proboszcz strzeże go pieczołowicie. „Kluczyk? Jest w stacyjce!” – oznajmił Tomek. Rozbawiło to nie tylko mnie, ale wszystkich. Kluczyk jest w stacyjce... Racja, bez tabernakulum i Świętej Obecności, zamkniętej na kluczyk, przestrzeń kościoła byłaby martwa, pusta, zimna. Tabernakulum strzeżone kluczykiem ogniskuje na sobie uwagę wszystkich obecnych. Przyklęknął ktoś, ktoś głęboko się pokłonił, inny klęczy przed balaskami i wpatruje się w... W co? W drzwiczki z kluczykiem? Nie, oczy, dusza biegną gdzieś dalej. I ta lampka obok. Zatem – ministranci są potrzebni, by czasem rozbawić proboszcza takim niby żartobliwym, a przecie poważnym zdaniem.

Są potrzebni jako ekipa techniczna. „Chłopaki, trzeba sprawdzić olej w świecach”. Innym razem wymienić spalone żarówki. To znów pootwierać albo pozamykać okna. I sto innych czynności, bez których w żadnym domu obejść się nie może. W Bożym domu też. Są potrzebni jako ekipa liturgiczna. Nie tylko jako dekoracja ołtarza, ale potrzebni są lektorzy, potrzebne są psałterzystki, potrzebni są do wszystkich innych funkcji ołtarzowych, bez których liturgia byłaby nie liturgią, ale bieganiem księdza po pustym prezbiterium. Bywają takie „samoobsługowe” kościoły. Obawiam się, że będzie ich więcej.

Dlaczego? Dlatego, że dzieci i młodego pokolenia coraz mniej. Dorośli przy ołtarzu? W niejednej parafii tak jest. I ma to swoją wymowę, a nawet urok. Ale uroku młodości to nie zastąpi. Jeszcze coś. Ministrancka służba dzieci i młodzieży to nieoceniona szkoła – nie tylko wiary, ale obowiązkowości, społecznego zaangażowania, obycia się z „widownią”, koleżeństwa i przyjaźni, łagodzenia obyczajów. Od lat z satysfakcją obserwuję, że w naszej parafii z zakrystii wywodzą się w znaczącej większości studenci akademickich uczelni.

Ale ministranci są potrzebni z jeszcze jednego powodu. Zimno, wieje, siecze mokrym śniegiem. W ławkach na Mszy jedna osoba. W zakrystii ośmioro chłopców i dziewcząt. To modląca się cząstka Kościoła. Kluczyk w stacyjce? Możemy ruszać w drogę do ołtarza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.