Zawsze wśród swoich

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 46/2006

publikacja 08.11.2006 17:21

Dziecko – zapytałem – dlaczego zapalasz tu lampkę? Przecież nie pamiętasz tego księdza. „Pamiętam! – oburzyła się. – Mama i tato wciąż o nim opowiadają. To był nasz ksiądz”.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Kto komu to powiedział pierwszy? Trudno dociec. Ale ta rada stała się legendą w naszym księżowskim środowisku. Otóż pewien mądry staruszek ksiądz, który z niejednego pieca chleb jadał, miał dać taką radę młodemu kandydatowi na proboszcza: „Jak biskup pośle cię na parafię, idź najpierw na cmentarz i rozejrzyj się wokół kościoła, czy są tam groby księży. Jak są, i to kilka, toś dobrze trafił.

Dobrzy ludzie mieszkają w tej parafii, potrzebny im kościół i ksiądz. Jak nie ma ani jednego grobu księdza – to nie będziesz miał łatwego życia i długo tam nie będziesz”. Nie pytajcie mnie, jak jest w mojej parafii. Zresztą byłem proboszczem w kilku. I wiem, że nie ma żadnych złotych i stuprocentowych reguł w życiu.

Grób księdza w parafii jest materialnym dowodem, że był on tam do śmierci. Albo jeśli nawet umarł gdzie indziej, to „wrócił do swoich”. Bo też i o to chodzi – żeby proboszcz wśród parafian był wśród swoich. I często tak jest. Pewnie nawet bardzo często. Łatwiej o to w parafiach niewielkich, gdzie wszyscy się znają z tej dobrej i z tej trudnej strony, a często i z tej zabawnej strony. No bo kto nie jest czasem śmieszny? Czcigodny także. Ale znam parafie ogromne, gdzie wieloletnia obecność proboszcza wrosła nie tylko w krajobraz miasta, ale zapuściła korzenie w sercach i duszach ludzi.

Nie tylko katolików, nie tylko wierzących. To oni w ostatnich tygodniach przychodzili na groby swoich duszpasterzy, aby znicz zapalić. Nad niektórymi grobami księży widać było łuny światła. Kiedyś widziałem małą dziewczynkę, jak zapalała znicz na grobie księdza. Tak na oko, musiała urodzić się jakieś dziesięć lat po jego śmierci. Dziecko – zapytałem – dlaczego zapalasz tu lampkę? Przecież nie pamiętasz tego księdza. „Pamiętam! – oburzyła się. – Mama i tato wciąż o nim opowiadają. To był nasz ksiądz”. Słowo „nasz” dziecko wypowiedziało z taką szczególną, ciepłą intonacją. Gdzie ten polski antyklerykalizm? – pomyślałem sobie i pomogłem w zapaleniu upartego knotka... Razem zmówiliśmy „Wieczne odpoczywanie”.

Chciałbym mieć grób na cmentarzu, gdzie Mama i Tato. Ale to nie byłoby w mojej parafii. Zrobią (kto?), jak będą uważali. A poza tym – jestem z długowiecznej rodziny i pewnie jeszcze wiele czasu przede mną, po co na zapas o grobach mówić. Póki co, trzeba być wśród swoich.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.