Nie ma alternatywy dla demokracji

ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego

|

GN 39/2005

publikacja 26.09.2005 12:47

W demokracji można swoje zdanie nie tylko mieć i głosić, ale także zabrać się do jego praktycznej realizacji

ks. Remigiusz Sobański ks. Remigiusz Sobański

Muszę się z góry zastrzec: tytuł felietonu jest „względnie” prawdziwy. Nie ma alternatywy dla demokracji w naszej europejskiej cywilizacji, w której każdy człowiek jest osobą, czyli podmiotem nienaruszalnych i niezbywalnych praw, ma świadomość swej podmiotowości, a konieczność respektowania jego godności stanowi ideę przewodnią myśli społecznej, etycznej i prawnej. Podkreślam ten związek demokracji z cywilizacją zachodnią wykształtowaną na gruncie tradycji chrześcijańskiej i mądrości starożytnych. Nie ważę się twierdzić, jak jest w innych kręgach kulturowych i cywilizacyjnych, nie mogę wykluczyć, że są ludy dobrze czujące się pod władzą panującego pana, który o wszystkim decyduje, za nich myśli, pilnuje ich posłusznych zachowań, przydziela im dobra wedle własnego uznania... Przy pewnej koncepcji człowieka rządy autorytarne też mają swoje zalety, tyle że jest to koncepcja obca nam, Europejczykom. U nas dobra jest – i potrzebna – demokracja.

Nie widzę sensu w pytaniu, czy demokracja to dobra lub niedobra forma ustrojowa, małą wartość poznawczą ma też stwierdzenie, że forma ta jest może dość kiepska, ale lepszej nikt nie wymyślił. Od greckiej starożytności wiadomo, że demokracja umożliwia człowiekowi czynienie użytku z jego praw i obowiązków, pozwala mu współuczestniczyć w kształtowaniu życia społecznego, a także i tym samym ponosić współodpowiedzialność za nie. W demokracji można swoje zdanie nie tylko mieć i głosić, ale także zabrać się do jego praktycznej realizacji.

I tu jest właśnie słaby punkt – nie tyle demokracji, ile człowieka. Bo jego zdanie niekoniecznie musi być słuszne. Ponieważ w demokracji, zakładającej równość polityczną, głosy się najzwyczajniej liczy i w procesach decyzyjnych sumuje, rodzi się napięcie między słusznością (czyli prawdą i dobrem) a demokracją. Różnymi sposobami prawnymi próbuje się to napięcie złagodzić, ale są to tylko półśrodki. Klucz do problemu tkwi w człowieku, właśnie w demokratach, a konkretnie w ich poczuciu odpowiedzialności za dobro wspólne. Boć sens każdego systemu i ustroju społecznego spoczywa w tym, by człowiek, realizując siebie i zabiegając o własne dobro, nie musiał tego czynić przeciw innym, lecz wespół z innymi.

Co wymaga odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale też za swoje otoczenie, za rodzinę, osiedle, społeczeństwo, państwo – za to, jak się rządzimy. Podkreślam: „jak się rządzimy”, nie „jak nami rządzą”. W demokracji wolno – i trzeba – krytykować, ale nie wolno dyspensować się od odpowiedzialności. Demokracja to odpowiedzialność. Demokracja wspomaga demokratów. To znaczy ludzi odpowiedzialnych. Najpierw odpowiedzialnych za siebie – za własne słowa i czyny. Bo tylko po takich można spodziewać się odpowiedzialności za całość.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.