Urząd i człowiek

ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego

|

GN 34/2005

publikacja 22.08.2005 15:57

Sprawujący urząd ma mieć rzetelne staranie o sprawy, które mu powierzono

ks. Remigiusz Sobański ks. Remigiusz Sobański

Jak to się dzieje, że gmachy urzędów publicznych prezentują się zazwyczaj zupełnie dobrze, nieraz okazale, a ich prestiż przeciwnie? Wydaje się, że poważanie, jakim się cieszą, jest odwrotnie proporcjonalne do reprezentacyjności budynku, w jakim się mieszczą. Przyznaję, że wrażenie to nie jest zasadne w stu procentach, ale przecież nietrudno poprzeć je faktami. Gdy pytamy o jakiś urząd, zostajemy skierowani do wskazanego budynku.

Jednak urząd to w pierwotnym znaczeniu nie tyle budynek, co zadanie do spełnienia przez ludzi, będące ich obowiązkiem (Cyceroniańskie „officium”). Do spełniania tego zadania otrzymuje się odpowiednie uprawnienia, na których podstawie podejmuje się decyzje, a tym samym sprawuje w jakimś zakresie władzę. Skoro sprawujący urząd może o czymś wiążąco decydować, to od niego coś zależy – on staje się ważny. Na oznaczenie takich ważnych ludzi utarła się nazwa: dygnitarz. Dziś nie kojarzy się ona najlepiej, mówiąc dygnitarz, miewa się na myśli człowieka wyniosłego, posągowego, jaśniepańskiego.


W czasach socjalizmu mówiono o prominentach, w mowie potocznej słychać o grubych rybach, szychach, tuzach, figurach, teraz w języku urzędowym mówi się o vipach, nie wyszła z użycia nazwa dostojnik, skojarzeniowo najbliższa dygnitarzowi, aczkolwiek z odcieniem bardziej pozytywnym. We wszystkich tych nazwach dochodzą do głosu nie osobiste cechy wrodzone osoby (np. geniusz), lecz cechy posiadane ze względu na piastowany urząd. Ale to nie jest tak, że objęcie urzędu przeobraża człowieka.

Owszem, zdarza się, że wraz z powołaniem na urząd komuś „woda sodowa uderza do głowy”, ktoś staje się ważniakiem, wszyscy widzą, że zmienił się do niepoznaki. Wtedy atoli mamy jasny dowód, że urząd powierzono niewłaściwej osobie, takiej, której brakuje cech i kwalifikacji do jego sprawowania. Po prostu: osobie niegodnej. Jej braków nie nadrobi ani poddanie się obróbce wizażysty, nauczenie się dobierania krawata do koszuli i garnituru, ani wożenie się na tylnych siedzeniach limuzyny. Ogłady można nabyć, maniery wyćwiczyć (co też ważne), godnym trzeba być. Zanim ktoś zostanie dysponowany na urząd, winien wykazać się predyspozycjami, a więc cechami kwalifikującymi go do sprawowania urzędu.

Chodzi zarówno o wymogi związane z określonym urzędem, jak też o cechy charakteru oczekiwane u osób, którym powierza się jakąkolwiek funkcję publiczną. Nie bez kozery mówiono dawniej, że urząd się piastuje. Co nie znaczy, by sprawujący urząd miał piastować sam siebie, mościć sobie gniazdko czy stawiać się w centrum zainteresowania. Znaczy natomiast, że ma mieć rzetelne staranie o sprawy, które mu powierzono.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.