Bezbronni i bezradni?

ks. Remigiusz Sobański, profesor prawa kanonicznego

|

GN 29/2005

publikacja 19.07.2005 13:45

Z perspektywy historycznej będzie się mówiło o naszych czasach jako o epoce terroryzmu, a to nie tylko ze względu na siłę rażenia, ale też ze względu na jego wszechświatowy zasięg.

ks. Remigiusz Sobański ks. Remigiusz Sobański

Zamachy z 7 lipca w Londynie wywołały na nowo odczucia, jakie drążyły cywilizowane narody po wcześniejszych w Nowym Jorku, Madrycie, Tokio... Dominowało wśród nich poczucie bezbronności i bezradności. Oczywiście, czyni się wiele, na bezpieczeństwo wydaje się ogromne pieniądze, nakładamy sobie coraz większe rygory – ale efekty są nader ograniczone. Z perspektywy historycznej będzie się mówiło o naszych czasach jako o epoce terroryzmu, a to nie tylko ze względu na siłę rażenia, ale też ze względu na jego wszechświatowy zasięg. Wrażenie potęgują media. Lęki dotyczą nie tylko terrorystów zorganizowanych i jawnie przyznających się do zamiaru zniszczenia cywilizacji zachodniej.

Terroryzm uprawia się też w imię pięknych celów. Bo jak inaczej nazwać akcje rozwijane podczas kolejnych szczytów G8, kiedy to – jak tego miesiąca w szkockim Gleneagles – chce się „przypomnieć” światu o biedzie w Afryce i czyni to, tłukąc prętami samochody i ścinając drzewa na jezdnię. Na mniejszą skalę, ale przecież dość dotkliwie, doświadczamy terroryzmu w naszej powszedniości. Wśród polityków wyraziście wyróżniają się tacy, co mają wrodzone predyspozycje na terrorystę, potrafią chodzić w aureoli takiego, na którego nie ma rady, paraliżować pomówieniami, jawnie głosić kult siły. Watahy wyrostków potrafią sterroryzować całe dzielnice, a grupka oprychów jest w stanie podporządkować sobie całą sieć handlową. Ludzie żyją w strachu.

Strach nie jest niczym nowym. Ludzkość zawsze przeżywała lęki, a ich wzniecanie i wzmaganie bywało narzędziem panowania. Jednak zgoda na życie w lęku ma swoją granicę. Zbliżenie się do niej rodzi bunt. Nie zawsze wychodzi to na lepsze, „przywódcy ludu” stawali się nieraz dyktatorami rozbudowującymi aparat ucisku i rządzącymi terrorem. Z jednego lęku popadało się wtedy w drugi. Ale historia zna też zmiany nader korzystne, jak uporanie się przez Wenecjan w X w. z piratami morskimi czy też średniowieczne „karty wolności”. Eskalacja strachu mobilizuje do lepszego zorganizowania życia. Nie chodzi tylko o środki bezpieczeństwa, lecz o poszukiwanie nowych sposobów rządzenia i urządzania porządku społecznego, a nawet zasad współżycia narodów.

Przypomnijmy, że kiedy Ludwik XIV doprowadził absolutyzm do skrajności (i śmieszności), a jego agresywna polityka uczyniła (łącznie z falą katastrof przyrody) życie nieznośnym, ożywiła się refleksja nad podstawami i zasadami życia społecznego: jak uczynić życie znośnym i pomniejszyć lęki? Z tej refleksji (filozofii politycznej oświecenia) wyrósł współczesny system polityczny. Sądzę, że przeżywamy czasy podobne. W parze ze wzmacnianiem środków bezpieczeństwa idzie – na szczęście – refleksja nad tym, jak zorganizować świat, byśmy nie musieli się tak bardzo bać. W tym cała nadzieja.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.