Do leśniczówki? Eee, nie...

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 29/2005

publikacja 19.07.2005 13:44

Twarzyczki tych dziewcząt... Jedna tylko się śmiała, ale tak dziwnie. Dwie miały buzie jak maski, bez wyrazu. Teraz to sobie uświadomiłem. I zrozumiałem.

ks. Tomasz Horak ks. Tomasz Horak

Pogoda była lipcowo-słoneczna. Wracałem z odwiedzin u zaprzyjaźnionych zakonnic. Kilka starszych, kilka młodszych i jedna bardzo młoda. W kaplicy chwila modlitwy. Potem rozmowy, śmiech. W czystych sercach jest dużo radości. Po drodze zatrzymałem się w jakimś miasteczku, ubrany „na cywila”. Pić mi się chciało. Usiadłem pod parasolami na rynku, kupiłem 7-Up. Wokół kręcili się rozleniwieni ludzie. Jakieś trzy dziewczyny przyglądały się mojemu samochodowi.

Najmłodsza wyglądała na niespełna 13 lat, najstarsza na 15. „Może pan nas podwieźć?” – Skąd wiecie, dokąd jadę? „Rejestracja!” – wyjaśniła najmłodsza. No tak, gdy w młodości z Włodkiem jeździliśmy autostopem, też zaczynaliśmy od rejestracji. Siadajcie! Kilka kilometrów za miastem, dookoła lasy, odezwała się średnia: „To my tu wysiądziemy”. – O, do leśniczówki? Za szpalerem drzew widać było jakieś domostwo. „Noo” – odpowiedziała najmłodsza. „Eee, nie” wpadła jej w słowo średnia. Najstarsza głośno i nienaturalnie się roześmiała. „No, to którą pan bierze?”. Zamurowało mnie. Przecież mógłbym być ich dziadkiem. Właściwie to trzeba było ściągnąć pasa i zlać im tyłki.

Zdążyłem tylko powiedzieć: „Dzieci, co wy...”. One powyskakiwały z samochodu jak wiewiórki i zniknęły w gęstwinie. Długo stałem. Nie, nie czekałem, że wrócą skruszone. Ale nie mogłem ochłonąć ze zdumienia. I tak mi się bardzo żal zrobiło tych dziewcząt. Co je popchnęło na ulicę? Gdzie są ich naturalne, ludzkie hamulce? Na religię pewnie chodzą, to i o grzechu pojęcie mieć powinny. A rodzice? Nie wiedzą, gdzie podziewają się córki? Może nie chcą wiedzieć? Radosny nastrój, którym pożegnały mnie zakonnice prysnął. Twarzyczki tych dziewcząt... Jedna tylko się śmiała, ale tak dziwnie. Dwie miały buzie jak maski, bez wyrazu. Teraz to sobie uświadomiłem. I zrozumiałem.

W lusterku zobaczyłem, jak dość daleko za mną zatrzymał się samochód. Spomiędzy drzew wybiegła jedna z dziewcząt, wsiadła. Samochód ostro ruszył, potem skręcił w leśną drogę. Co mogłem zrobić? Pojechać na nim? Co zdziałam? Zadzwonić po policję? W końcu małolaty. Zanim przyjadą, będzie i tak za późno. Zresztą, dziewczyna znowu smyrgnie w las. Zjechałem na szerokie pobocze, wziąłem różaniec do ręki, modliłem się. Za to dziecko, któremu świat dorosłych zrabował wszystko.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.