Krótkie spięcia myśli

ks. Remigiusz Sobański

|

GN 12/2005

publikacja 23.03.2005 00:45

To, co dawniej nazywano kłótnią, swarami, chryją, teraz bywa reklamowane jako debata, przeważnie "polityczna"

ks. Remigiusz Sobański ks. Remigiusz Sobański

Jeśli to dobrze pamiętam z lekcji dawnej fizyki, krótkie spięcie zdarza się wtedy, gdy następuje przeskok prądu z jednego bieguna na drugi: napięcie wzrosło i nastąpiło rozładowanie. Nie pamiętam już, czy procesy zachodzące w mózgu można porównać do zjawisk elektrycznych (nas uczono nie tyle o mózgu, ile o tym, jak się nim posługiwać!), ale raz po raz odnoszę wrażenie, że w ludzkich mózgach często dochodzi do takich krótkich spięć. Wygląda na to, że nagromadził się tam ogromny gęsty ładunek, napięcie wzrosło – i następuje rozładowanie: zagęszczenie myśli prowadzi do ich skoków i wywołuje trzask. Mówiąc już mniej opisowo: z jednego twierdzenia przeskakuje się na inne, tyle że nie wiadomo, dlaczego akurat na takie, a nie inne. Właśnie takie przeskoki nazywam krótkim spięciem myślowym. Nie widać wtedy związku między zdaniami, trudno tu mówić o jakimś pochodzie myśli, jedyne wytłumaczenie to właśnie przeskok spowodowany eksplozją ładunków.

Zjawisko to wcale nie nowe, czego dowodem fakt, że ludzie „zawsze już” kłócili się ze sobą – kłótnia to właśnie wynik eksplozji w mózgach rozmówców. Kłótnie łatwo przyciągają gapiów, dlatego ludzie z poczuciem honoru nie chcą robić z siebie widowiska, raczej unikają zwad publicznych. Teraz bywa inaczej. Media wręcz eksponują takie spięcia myślowe. To, co dawniej nazywano kłótnią, swarami, chryją, teraz bywa reklamowane jako debata, przeważnie „polityczna”. Dochodzi w nich do spięć między dyskutantami, wygląda jednak na to, że krótkie spięcia następują w ich mózgach.

Wygłaszają zdecydowane twierdzenia, trudno jednak dostrzec ich podstawę. Brak po prostu uzasadnienia – nie uzasadniają swych twierdzeń ani bezpośrednio (czyli faktami – sprawdzalnymi, a nie zmyślonymi), ani pośrednio (czyli ustaloną, niepodważalną prawdą). Wygłaszane zdania nie przystają do siebie (nie trzymają się kupy), nie ma między nimi wewnętrznej zależności treściowej, nie przestrzega się reguł wnioskowania czy dowodzenia. Trudno wtedy w ogóle dopatrzeć się śladu rozumowania, które przecież polega na „ruchu umysłu”. Chodzi właśnie o ruch, czyli kolejne, jeden po drugim, kroki, a nie o skoki, często na dodatek ślepe.

Tych reguł uczą w szkole, ich przestrzeganie byłoby proste, gdybyśmy posługiwali się tylko rozumem i zarazem kierowali się wyłącznie chęcią zdobycia, względnie przekazania wiedzy. Tymczasem zaś bywa tak, że jesteśmy naładowani materiałem wybuchowym, a mowie raczej przyświecają motywy nie tyle poznawcze, ile zdobywcze. To dlatego mowa często przypomina strzelaninę, a wcale nierzadko eksploduje cała ta masa, co nagromadziła się w mózgu. Jednak mózg nie powinien przypominać sparciałej sieci elektrycznej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.