Prorok przyjścia

ks. Zbigniew Niemirski

|

GN 47/2010

publikacja 24.11.2010 13:36

Słowa jego księgi będą nam towarzyszyć przez wszystkie niedziele Adwentu i przez kilkanaście dni powszednich, aż do Pasterki.

Wołano na niego Izajasz, a dokładnie Jeszajahu, co znaczy „zbawienie jest u Boga Jahwe”. Był synem Amosa, aczkolwiek nie proroka o tym imieniu. Był mieszkańcem Jerozolimy i chyba pochodził z rodziny arystokratycznej. Jego dzieciństwo i wczesna młodość upływały we względnym dobrobycie i bezpieczeństwie jego ojczyzny. To ważna informacja, bo ówczesne czasy – pełne wojen, przemocy i krwi – rzadko wiązały się z takim stanem. I rzeczywiście dorosłe życie miało się złączyć z bolesnymi losami i śmiertelnym zagrożeniem dla jego ziemi.

W roku śmierci króla Ozjasza, a więc około 740 r. przed Chr., został powołany na proroka. Swą misję otrzymał w jerozolimskiej świątyni: „Idź i mów do tego ludu... Zatwardź serce tego ludu, znieczul jego uszy, zaślep jego oczy”. Te słowa miały przygotować proroka na niezrozumienie ze strony słuchaczy i odrzucenie jego słów przez jemu współczesnych. I rzeczywiście nie usłuchał go król Achaz, któremu Izajasz radził, gdy u granic królestwa Judy stanęła potężna armia Asyrii. To imperium zajęło północną Palestynę, a rdzenna ludność została uprowadzona w niewolę. Orędzia proroka nie słuchał też król Manasses. W żydowskiej tradycji zachowała się informacja o śmierci Izajasza. Został bestialsko zamordowany. Przecięto go piłą. „Którego z proroków nie zamordowali wasi ojcowie” – mówił Pan Jezus, wspominając właśnie Izajasza.

A przecież ten prorok wieścił niosące zbawienie przyjście Boga. „Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pana stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą”. To orędzie jest jednym z wielu głoszących zwycięstwo Pana i Stwórcy. Wbrew mrocznym okolicznościom, prorok pozostawał wieszczem pełnym nadziei. Patrzył na wzgórze świątynne, do którego przybywali pielgrzymi. Cieszył się owymi rzeszami, które – nie bacząc na polityczne i militarne zagrożenia – wchodziły do świątyni na modlitwę. To tam miecze stawały się lemieszami. Tam każdy wynalazek sztuki wojennej znajdował swą alternatywę w tym, co służy pokojowi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.