Mało poważny pan

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

|

GN 43/2010

publikacja 26.10.2010 17:40

Zacheusz wszedł na drzewo tylko po to, by zobaczyć Jezusa. Jego usilne pragnienie popchnęło go do tak nie-codziennego zachowania i to właśnie zwróciło uwagę Jezusa Chrystusa.

Mało poważny pan istockphoto

Chcąc bardzo dostrzec Mesjasza, sam został dostrzeżony w wyjątkowy sposób przez Niego. Nasze pragnienia zwracają uwagę Boga bardziej niż nasze uczynki. Na drzewa wspinają się małe dzieci, ale czasami jest to jedyny sposób, by wypełnić „micwę” Jezusa, który mawiał, że kto nie stanie się jak dziecko, nie wejdzie do królestwa niebieskiego! Dorosły mężczyzna na drzewie może wyglądać śmiesznie, dziecinnie.

Żeby sobie pozwolić na taki czyn, trzeba zrezygnować z powagi, prestiżu i stać się jeszcze mniejszym, niż się jest. Zacheusz był niewielkiego wzrostu, ale wdrapywanie się na sykomorę uczyniło go zapewne jeszcze mniejszym. A gdy już Jezus wszedł pod jego dach, budzący respekt zwierzchnik celników jeszcze bardziej pomniejszył swoją wartość, wyrzekając się znacznej części swej fortuny. Im bliżej Boga, tym mniejszy jest człowiek w oczach innych, a na pewno w swoich. Świętość najłatwiej odnajduje tych, którzy uważają, że zgubili do niej wszystkie drogi.

Obecność Jezusa u każdego ze spotkanych powodowała, że stawało się widoczne to, co było w tych ludziach najprawdziwsze. Niekiedy nieprawość pewnych osób wcale nie jest ich naturą, lecz brzemieniem narzuconym przez krzywdy. Gdy spotykają się z Mesjaszem, wyzwala się w nich to, co najprawdziwsze, co jest ich zagłuszoną istotą. Budzi się w nich drzemiąca od dawna prawda, godna kanonizacji. Nigdy więcej niczego już o Zacheuszu nie napisano. Raz w życiu spotkał Jezusa i ten jeden raz wystarczył, by jego czyn określił całe jego życie i ukierunkował go na wieczność.

Na naszej planecie żyli ludzie, którzy hodowali nieprawości całymi latami, jak stado nie swoich wieprzy, i jednym czynem potrafili je wszystkie porzucić, przypomniawszy sobie prawdziwe swoje pochodzenie. Inni, podobnie jak ów wieprz z żartu Grenniusa Corocotty, zapisują w testamencie swoim kuzynom szynki, kiełbasy i boczki. Ale podarować komuś „świństwo” nie jest aktem miłosierdzia, nawet jeśli jest to jedyny spadek po życiu. Jałmużna wynagradza łajdactwa, a nie nimi obdarowuje. Jałmużna gładzi wszystkie grzechy, gdy wypływa bardziej z pragnienia uczynienia przyjemności Bogu niż z pragnienia poprawy swego wizerunku moralnego.

Pociesza mnie słowo Jezusa, który wyznaje, że przyszedł na świat szukać tych, którzy się zagubili. Gdy czytam ten jeden wiersz, umacniam w sobie wiarę w odnalezienie mnie przez Niego. Pewnego dnia dotrze też do mnie i obym wtedy jednym czynem i jedną radością potrafił wynagrodzić Mu smutek mojej nieobecności w Jego sercu. Radosnego dawcę Bóg miłuje! Czekam na ten dzień, w którym pokuta i zadośćuczynienie nie będą dla mnie już smutkiem, lecz radością, i w którym porzucenie grzechów nie będzie oznaczało utraty, tylko uwolnienie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.