Grzech natury

Franciszek Kucharczak

|

GN 50/2022

publikacja 15.12.2022 00:00

Grzech pierworodny wydarzył się naprawdę i naprawdę ponosimy jego skutki. Ale dlaczego?

Wskutek popełnionego przez pierwszych ludzi grzechu pierworodnego ludzkość znalazła się pod władzą diabła. Wskutek popełnionego przez pierwszych ludzi grzechu pierworodnego ludzkość znalazła się pod władzą diabła.
istockphoto

W ostatnim dniu Adwentu Kościół obchodzi wspomnienie Adama i Ewy. Na ogół przywiązuje się do tego mało uwagi z powodu przygotowań do kolacji wigilijnej. Tymczasem przyjście na świat Jezusa Chrystusa ma ścisły związek z pierwszymi rodzicami.

Syn Boży, przyjmując ludzką naturę, stał się jednocześnie dalekim synem Adama i Ewy. Przyszedł odkupić ludzkość, która wskutek popełnionego przez pierwszych ludzi grzechu pierworodnego znalazła się pod władzą diabła. Odtąd z ludźmi coś jest nie w porządku. Księga Rodzaju tłumaczy, co się stało. Opis rodzenia się pokusy, procesu dojrzewania do fatalnej decyzji i wreszcie jej wykonania precyzyjnie oddaje istotę i skutki grzechu pierworodnego – i każdego grzechu. To oczywiste, że owoc zerwany z drzewa jest symbolem. W istocie chodziło przecież o coś innego.

Na czym więc polega grzech pierworodny? Co jest jego istotą? – Grzech pierworodny najczęściej pojawia się w perspektywie nieuznania Boga za Boga – wyjaśnia ks. dr Krzysztof Porosło, wykładowca Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. – Zdeprecjonowanie Boga wyraziło się w zachwianiu poczucia, że jest dobry i że jest po stronie człowieka; w pokazaniu Go jako przeciwnika: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: »Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu«?”. Diabeł podważył zaufanie człowieka do Boga, przyjaźń z Nim. Człowiek przestał widzieć Boga jako źródło miłości i jako Tego, który jest pierwszy. Podkreśla się też nieposłuszeństwo człowieka, bo uznanie zależności stworzenia od swojego Stwórcy wyraża się w pełnym posłuszeństwie Bogu. Człowiek miał do dyspozycji cały ogród, Bóg postawił zakaz tylko wobec jednego drzewa. Człowiek, łamiąc ten zakaz, zdeprecjonował pozycję Boga – zauważa dogmatyk. Wskazuje, że ciężar każdego grzechu polega na tym, iż Bóg nie jest rozpoznany jako Bóg. Człowiek sam wynosi się na Jego pozycję, chce być jak On. Tkwi w tym tragiczny paradoks. – Tradycja chrześcijańska mówi, że to, do czego człowiek był przeznaczony przez Boga, czyli żeby przez łaskę stać się jak Bóg, sam sobie odebrał, uzurpując to sobie – podkreśla duchowny.

Natura rozdzielona

Dzieci na religii często pytają katechetów: „Czy to sprawiedliwe, że my cierpimy za to, że Adam i Ewa zgrzeszyli?”. Dorośli, nawet jeśli rzadziej stawiają takie pytanie, nieraz noszą w sobie niewypowiedzianą o to pretensję. – Trudność dla nas w zrozumieniu tego faktu wynika z indywidualizmu. Każdy myśli o sobie jako o jednostce oderwanej od reszty ludzi. Dlatego trudno nam przyjąć metafizyczną zasadę istnienia jednej ludzkiej natury, w której wszyscy uczestniczymy. Dla ojców Kościoła w pierwszych wiekach było naturalne mówienie o jednym Adamie, w którym wszyscy mamy wspólną naturę. Na początku cała natura realizowała się w jednej osobie. Gdy zaczęło pojawiać się potomstwo Adamowe, jedna natura ludzka została rozdzielona na wiele osób. Była przekazywana przez zrodzenie razem z konsekwencjami, czyli grzechem – tłumaczy teolog. – Choć dziś trudno nam przyjąć ten sposób myślenia, choćby z punktu widzenia nauk przyrodniczych, to jednak fundamentem dogmatu jest fakt, że nie jesteśmy oderwani od wspólnoty ludzkiej, że wzajemnie na siebie oddziałujemy. Konsekwencja mojego działania nie jest więc tylko moją sprawą, lecz dotyczy wszystkich. Moje decyzje, złe i dobre, realnie wpływają na ten świat i jego historię – podkreśla.

Adam, czyli kto?

Historia o grzechu pierworodnym, opisana przed wiekami, wydaje się w swojej warstwie literackiej legendą. Czy jednak co do istoty można ją w taki sposób traktować? – Kościół uczy, że nie był to niewinny mit, który próbuje opowiedzieć o fenomenie grzechu. Treścią dogmatyczną nauki Kościoła jest orzeczenie, że grzech pierworodny jest wydarzeniem historycznym. Dopuścił się go pierwszy człowiek, a jego skutki dotyczą wszystkich, bo ludzka natura została dotknięta konsekwencjami tego grzechu. Dlatego mówi się o grzechu natury, w którym uczestniczymy wszyscy, a nie o grzechu osobistym każdego z nas – zaznacza kapłan. Wskazuje jednak, że opowieści z Księgi Rodzaju nie trzeba traktować jako wydarzenia historycznego w każdym wymiarze.

To ważne zastrzeżenie. Odkrycia naukowe każą nam stawiać pytania, jakich nie formułowali nasi przodkowie. Na przykład o to, jak należy rozumieć Adama. – Wśród teologów trwa dyskusja na ten temat. Czy faktycznie chodzi o konkretną postać pierwszego człowieka? Natrafiamy tu na szereg trudności. Wobec naukowych konceptów dotyczących poligenezy, czyli tego, że gatunek homo sapiens sapiens mógł zaistnieć równolegle w kilku miejscach naszego świata, powstaje pytanie, której fazy rozwoju człowieka będzie dotyczyła ta opowieść – przyznaje duchowny. Wskazuje, że na razie na wiele z tych pytań nie mamy odpowiedzi. Po pierwsze dlatego, że także w warstwie naukowej mamy do czynienia z hipotezami, których nie można przyjąć jako pewniki. Po drugie – w ramach teologii mamy wiele różnych koncepcji, które starają się odpowiedzieć na narastające rozdźwięki między treścią dogmatu a tym, co podpowiada nauka. Odpowiedzi te nie zostały jeszcze przyjęte jako nauczanie Kościoła. Chodzi o ostrożność wobec odkryć nauki, które się zmieniają. – Dogmat o grzechu pierworodnym artykułuje dwie najważniejsze kwestie. Pierwsza chce odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w świecie jest zło, skoro Bóg, który ten świat stworzył, jest dobry. Druga pragnie opowiedzieć o sprzeczności, jakiej doświadcza człowiek: bólu, cierpienia, chorób, zła w kontraście do tęsknoty za stanem utraconym, za szczęściem, które może kiedyś znałem. Dogmat próbuje wyjaśnić, dlaczego jest we mnie ten rozdźwięk – między tęsknotami, które są wpisane w moje życie, a doświadczeniem egzystencjalnym, które przeczy tym tęsknotom – podkreśla duchowny. Zaznacza, że dogmat jest niepełny, kiedy oderwie się go od dogmatu dotyczącego zbawienia. Święty Paweł, pisząc o grzechu, mówi o jeszcze większym Zbawicielu, o Nowym Adamie. Jak przez jednego przyszła śmierć, tak przez jednego przyszło usprawiedliwienie.

Jesteśmy usprawiedliwieni

Dlaczego pomimo przyjęcia chrztu wciąż jesteśmy skażeni i umieramy? – Chrzest sprawia, że zostaje zgładzona wina naszego grzechu, który przestaje nas oskarżać i czynić niesprawiedliwymi wobec Boga. Jest wręcz przeciwnie: zaczynamy żyć w tym, co nazywamy stanem łaski uświęcającej. Rozpoznajemy, że jesteśmy ukochanymi dziećmi Bożymi, że Bóg w nas rozpoznaje swoje dzieci i że jesteśmy przed Nim usprawiedliwieni. Możemy z Nim budować wspólnotę, a do momentu, aż Chrystus nie przyjdzie powtórnie, będziemy widzieć konsekwencje grzechu pierworodnego, objawiające się tym, że nasz świat nie jest idealny, że istnieje w nim cierpienie i śmierć – zauważa ks. Krzysztof Porosło. Podkreśla jednak, że i o tym wymiarze dyskutują teologowie – na ile sama śmierć jest konsekwencją grzechu pierworodnego, a na ile sposób jej przeżywania. Wiemy, że śmierć jest warunkiem zaistnienia procesu ewolucyjnego i że zanim zaistniał człowiek, śmierć istniała we wszechświecie. Dzisiaj raczej mówi się, że o ile człowiek był z natury śmiertelny, o tyle sposób przeżywania śmierci byłby inny. Niezwiązany z takim dramatem, niezgodą, rozerwaniem. – Niezaprzeczalny jest fakt, że jesteśmy usprawiedliwieni przed Bogiem. Zbawienie sprawia, że nasza wina zostaje zmazana. Odzyskujemy podobieństwo do Boga utracone przez grzech – akcentuje kapłan.

Jest to możliwe dzięki wcieleniu Syna Bożego. Ono pokazuje, że natura nie jest czymś sprzecznym z bóstwem, że nie stoi w opozycji do niego. – W Jezusie natura ludzka jest harmonijna, złączona z naturą boską. Dwie natury w jednej Osobie współistnieją w jedności, jedna drugiej nie zwalcza ani z nią nie rywalizuje. Chrystus pokazał nam w ten sposób, że człowiek może być zjednoczony z Bogiem, nie przestając ani na chwilę być człowiekiem. Nie muszę więc przekreślać swojego człowieczeństwa, które jednocześnie może być wyniesione na poziom natury Bożej. Dlatego mogę być podobny do Boga – zaznacza teolog. I puentuje: – To jest najpiękniejsze w dogmacie o Bożym Narodzeniu. Cała Tradycja będzie mówiła o tzw. cudownej wymianie. Oznacza to, że Bóg stał się człowiekiem, żeby człowiek mógł stać się Bogiem. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.