W święta myślę, jakby tu było gwarno

GN 50/2022

publikacja 15.12.2022 00:00

Umiera tata – dzieciom składa się kondolencje, umiera żona – mężowi przekazuje się wyrazy współczucia. Odchodzi nienarodzone dziecko – nie mówi się nic, jakby go nie było… Iza Ślązok nigdy nie otrzymała kondolencji.

Nie pamiętam rozmowy z Marcinem o tym, kiedy mamy mieć dzieci albo ile czasu po ślubie. Chyba założyliśmy, że to przyjdzie samo, w odpowiednim dla nas czasie. Ale kiedy pierwszy raz wydawało mi się, że jestem w ciąży, na początku myśl była taka, że to chyba nie jest najlepszy czas – bo studia, bo plany zawodowe. Potem okazało się, że jednak nie spodziewam się dziecka, ale w nas zrodziła się refleksja, że nie można tak myśleć, że jeśli dziecko się pojawi, to po prostu należy je przyjąć w tym momencie, w którym Bóg nam je da. Nie pojawiało się jednak. Lekarz mówił, że nie ma przeszkód, bym zaszła w ciążę, ale nie zachodziłam.

To był czas, kiedy moja babcia przeszła wylew, niedługo potem odbył się pogrzeb, a ja z babcią byłam ogromnie zżyta. I pośród tych przelanych łez dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Była radość. Pamiętam słowa dziadka, który mówił, że gdy ktoś odchodzi, to robi miejsce dla nowego życia. Więc pomyślałam, że babcia musiała odejść, żeby mogło pojawić się moje dzieciątko. To było bardzo smutne, a jeszcze bardziej wówczas, kiedy okazało się, że utraciłam wcześnie tę ciążę. Ogromnie z Marcinem to przeżyliśmy. W tamtych czasach tak maleńkiego dziecka nie można było pochować, to było straszne. Lekarz powiedział, żebym się nie martwiła, bo skoro zaszłam w pierwszą ciążę, to i w drugą zajdę. Zaszłam, podobnie jak za pierwszym razem, znów w Adwencie dowiedziałam się, że będę mamą. Potem radosne święta i w styczniu znów dramat. Byliśmy tak przerażeni, że przestaliśmy świadomie starać się o dziecko, nie chcieliśmy znów przechodzić tej tragedii.

Najgorsze były jednak urodziny męża. Wszystko przygotowane, zapłacone, goście zaproszeni, a my całkowicie rozbici, załamani. Ale nie chcieliśmy nic odwoływać. Pomyśleliśmy, że damy radę, niech już się te urodziny odbędą. Oczywiście rodzina wiedziała o naszej stracie. Ale to, co było najstraszniejsze dla mnie, to fakt, że nikt, absolutnie nikt nie złożył mi kondolencji. Jakby to dziecko nie istniało. Jakby nie było wiadomo, jak w takim momencie się zachować. A ja niczego więcej nie oczekiwałam, tylko tego, by ktoś mnie przytulił i powiedział, że mu przykro. To były bardzo smutne urodziny, tak jakby wszyscy się mnie bali, starali się do mnie nie odzywać, no bo co powiedzieć… Chyba nie wiedzieli, czuli się niepewnie, pewnie nie chcieli mi przykrości sprawić, a ja cierpiałam. O kolejnych ciążach przestaliśmy mówić. Pomału przyzwyczajaliśmy się do tego, że nie będziemy rodzicami. Kupiliśmy dom, w którym samotnie chcieliśmy mieszkać do śmierci. I wtedy zrobiłam test. To po ludzku nie miało prawa się zdarzyć. Wpadłam w panikę, nie wierzyłam, że ta ciąża szczęśliwie się zakończy, z tyłu głowy była myśl, że to na krótko. Pamiętam, kiedy po tym teście poszliśmy w niedzielę do kościoła. Stał tam taki złoty krzyż. Popatrzyłam na niego i powiedziałam: „To nie tak miało być, ale skoro jest, to teraz Ty zrób tak, by było dobrze”. Ten krzyż jest tam do dzisiaj, a my z Rozalką przed nim klękamy. Tylko w święta, kiedy siadamy do stołu, to myślę, jakby tu było gwarno, gdyby urodziły się wszystkie nasze dzieci.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.