Adwent z „Gościem”: Modlitwa – zjednoczenie z Bogiem

ks. Rafał Bogacki

|

GN 50/2022 Otwarte

publikacja 15.12.2022 00:00

Modlitwa w Biblii wyraża wspólnotę człowieka z Bogiem. Zrozumieli to Piotr i inni uczniowie, którzy po zesłaniu Ducha Świętego, trwając na modlitwie, odważnie podejmowali dzieło ewangelizacji.

Adwent z „Gościem”: Modlitwa – zjednoczenie z Bogiem unsplash

Święty Łukasz w Dziejach Apostolskich pisze: „Wtedy Piotr w obecności braci, a zebrało się razem około stu dwudziestu osób, tak przemówił…”, opowiadając o pierwszej interwencji Piotra w Kościele, kiedy zdecydował on o konieczności wyboru apostoła, który zastąpiłby zdrajcę Judasza. „Trzeba więc, aby jeden z tych, którzy towarzyszyli nam przez cały czas, kiedy Pan Jezus przebywał z nami, począwszy od chrztu Janowego aż do dnia, w którym został wzięty od nas do nieba, stał się razem z nami świadkiem Jego zmartwychwstania” – powiedział Piotr do zgromadzonych (Dz 1,21-22). Kandydatów było dwóch: Józef i Maciej. Zanim wybrano jednego z nich, wszyscy apostołowie „odmówili taką modlitwę: Ty, Panie, znasz serca wszystkich, wskaż z tych dwóch jednego, którego wybrałeś”. To ważny moment, bo pokazuje owocność wspólnotowej modlitwy i jej cel – działanie zgodne z wolą Jezusa.

Przywołanie pod koniec Adwentu wydarzeń, które miały miejsce tuż po wniebowstąpieniu, może zaskakiwać. Warto jednak pamiętać, że Jezus z Nazaretu – Słowo, które stało się ciałem – przyszedł, aby przywrócić utraconą przez człowieka jedność z Bogiem. Jedność, której nie sposób przeżywać bez modlitwy i poza wspólnotą.

Ideał do osiągnięcia

„Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Żaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne. Apostołowie z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a wszyscy oni mieli wielką łaskę. Nikt z nich nie cierpiał niedostatku” (Dz 4,32-34) – tak Łukasz opisuje pierwszą chrześcijańską wspólnotę. Trzeba jednak pamiętać, że tym, co ją umocniło, był początek prześladowań. Kontekst tego opisu jest następujący: Piotr i Jan zostali uwolnieni z więzienia, w którym znaleźli się po uzdrowieniu chromego. Do aresztowania doszło, gdy wzywali Izraela do nawrócenia; rozpoczęło to też falę prześladowań, która osiągnie punkt kulminacyjny w rozproszeniu chrześcijańskiej wspólnoty. Sanhedryn zakazał im „przemawiać i nauczać w imię Jezusa” (Dz 4,18). Przywódcy ludu chcieli nawet podnieść rękę na apostołów, lecz „wypuścili ich ze względu na lud, bo wszyscy wielbili Boga” (Dz 4,21). Ten moment w życiu Piotra jest szczególny z kilku względów. Najpierw dlatego, że ukazuje apostoła, który działa w jedności z Janem. Ale także z powodu modlitwy i jej owoców, na które wskazuje Łukasz.

„Piotr i Jan sami z siebie są antagonistami, jako że Piotr reprezentuje aspekt instytucjonalny wspólnoty, Jan zaś charyzmatyczny” – pisze Silvano Fausti w komentarzu duchowym do Dziejów Apostolskich. „Bycie we dwóch jest fundamentalne, ponieważ ich zadaniem jest dawanie świadectwa miłości, zaś miłość w pojedynkę to po prostu egoizm. A zatem fakt, że są we dwóch, oznacza, że jest także przestrzeń dla innych” – dodaje.

Bóg wyciąga rękę

Owi „inni” wkraczają na scenę, gdy Piotr i Jan „uwolnieni przybyli do swoich i opowiedzieli, co do nich mówili arcykapłani i starsi” (Dz 4,23). Jak reagują uczniowie na wieść o możliwych prześladowaniach? „Wysłuchawszy tego, podnieśli jednomyślnie głos do Boga” (Dz 4,24). Komentatorzy zwracają uwagę, że to jedna z najdłuższych modlitw w Nowym Testamencie. Kościół, trwając przed Bogiem, zaczyna głębiej rozumieć znaczenie wydarzeń i wyraża to we wspólnym wołaniu: „Zeszli się bowiem rzeczywiście w tym mieście przeciw świętemu Słudze Twemu, Jezusowi, którego namaściłeś, Herod i Poncjusz Piłat z poganami i pokoleniami Izraela, aby uczynić to, co ręka Twoja i myśl zamierzyły” (Dz 4,27-28). W trakcie wspólnej modlitwy uczniowie wyrażają to, co stało się ich udziałem. Spoglądają jednak na sytuację, nawiązując do historii zbawienia i wydarzeń z ostatnich chwil życia Jezusa. Dzięki temu widzą wyraźnie sens wszystkiego, w czym uczestniczą. Następnie proszą: „A teraz spójrz, Panie, na ich groźby i daj sługom Twoim głosić słowo Twoje z całą odwagą, gdy Ty wyciągać będziesz swą rękę, aby uzdrawiać i dokonywać znaków i cudów przez imię świętego Sługi Twego, Jezusa” (Dz 4,29-30).

Kościół nie prosi o usunięcie przeszkód czy zmianę zewnętrznej sytuacji. Błaga o odwagę konieczną do głoszenia Dobrej Nowiny. Pragnie, by Bóg nadal działał i potwierdzał ich naukę znakami. Podczas gdy przywódcy narodu żydowskiego próbują zgasić ich zapał, uczniowie, wraz z Piotrem i Janem, wołają o nową Pięćdziesiątnicę. „Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani, wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże” (Dz 4,31).

Łukasz zwraca uwagę na konkretny owoc napełnienia Duchem Świętym – podjęte z odwagą dzieło ewangelizacji. Jej fundamentem jest wspólnota – trwająca w Bogu, na wzór Jezusa.

Modlić się jak Jezus

O Jego modlitwie wiadomo niewiele. Pewne jest, że była bardziej ufnością przeżywaną w obecności Boga, trwaniem w jedności z Ojcem niż wypowiadaniem konkretnych formuł. Było w niej więcej dziękczynienia niż prośby, uwielbienia niż skargi.

O tym, że Jezus często się modlił, wspomina najczęściej św. Łukasz. W pierwszej części swojej Ewangelii pokazał, że to właśnie w trakcie modlitwy dokonywały się najważniejsze wydarzenia w życiu Chrystusa i Jego uczniów. „W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał apostołami” (Łk 6,12-13). Również przemienienie Jezusa – wobec Piotra, Jakuba i Jana – miało miejsce podczas modlitwy. „Jezus wyszedł na górę, aby się modlić…”(Łk 9,28).

Dlaczego Łukasz tak często mówi o modlitwie Chrystusa? Po pierwsze dlatego, że chciał pokazać, iż Bóg jest stale obecny w działalności Jezusa, a On sam zawsze działa zgodnie z wolą Ojca. Wszystko, co miało miejsce w życiu Chrystusa, Jego nauka i dzieła, zanurzone było w synowskiej relacji z Ojcem. Po drugie, aby ukazać modlitwę Jezusa jako wzór każdej modlitwy. Także takiej, która zanoszona jest w ogniu cierpienia, sytuacji beznadziejnej, jak ta na krzyżu. Na Golgocie padły jedne z niewielu znanych słów, które skierował do Ojca. „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34) oraz „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23,46). To wołanie odbija się także w modlitwie Jego uczniów.

Trwali jednomyślnie

Charakterystycznym znakiem chrześcijańskiej modlitwy jest jednomyślność. Obok wytrwałości, pokory i ufności to jedna z najważniejszych cech, które wpływają na owocność próśb zanoszonych w „imię Jezusa”.

Jednomyślność to coś więcej niż zgoda dotycząca podstawowych spraw wspólnotowego życia. Więcej niż umowa dotycząca sposobu funkcjonowania grupy. To wspólnota serc, ten sam sposób myślenia i szczere poszukiwanie woli Boga. Jeśli pierwsi chrześcijanie modlą się jednomyślnie, to znaczy, że mają te same pragnienia, wspólne dążenia, a ich intencje są zgodne. Postrzegają życie w bardzo podobny sposób – z Bożej perspektywy, odwołują się do tego samego systemu wartości i z podobną wrażliwością oceniają zachodzące wokół nich zjawiska. Dlatego mogą stać przed Bogiem złączeni. Ich modlitwa jest pełnym zaufania trwaniem przed Bogiem, zarówno pośród ewangelizacyjnych sukcesów, jak i prześladowań.

Zgodność serc otwiera ich na działanie Ducha, a oni sami stwarzają przestrzeń, dzięki której Boże działanie objawia się w świecie. Tak modlitwę widział Łukasz – jako sposób myślenia i życia, które swoją pełnię osiąga w zjednoczeniu z Bogiem.•