Kalendarz Liturgiczny

Katarzyna Cudzich-Budniak

|

GN 43/2009

publikacja 21.10.2009 22:26

26 października, poniedziałek
dzień powszedni
Rz 8,12–17; Ps 68; Łk 13,10–17


Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni. Rz 8,15

Niewola i bojaźń w jednym mieszkały domu. Niewola na górze, a bojaźń na dole. Albo odwrotnie. Bojaźń na dole – jako stojąca u podstaw niewoli. Nie ulega wątpliwości, że nasze lęki nie czynią nas wolnymi. Odkąd pamiętam atakowały mnie. Przede wszystkim bałam się stracić rodziców – kiedy ich nie było trochę dłużej, niż planowali, zaczynałam mieć czarne wizje w stylu tych z amerykańskich filmów (policjant dzwoni do drzwi i informuje domowników o tym, co się wydarzyło). Lęki rosły wraz ze mną. Dziwi mnie jedynie to, że kiedy mój tata chorował, nie dopuszczałam do świadomości jego śmierci, i wcale się jej nie bałam - tak bardzo wtedy ufałam Bogu. I dziwi mnie, że mimo to tata zmarł. Czyżby moje lęki miały władzę nie tylko nade mną, ale i nad całą rzeczywistością? Czyżby mój kolejny lęk, że „szatan usłyszy”, był realną rzeczywistością? Bałam się tego. I do dzisiaj się boję. A święty Paweł przecież pisze, że otrzymaliśmy Ducha po to, by nie pogrążać się w bojaźni. By być wolnym od lęków. By polegać na Bogu, do którego możemy wołać: „Abba, Ojcze”.

Myśl na dziś:
Nie usuwaj sprzed nóg twoich dzieci wszystkich kamieni, bo mogą kiedyś głową uderzyć w mur.
Robert Kennedy

27 października, wtorek
dzień powszedni
Rz 8,18–25; Ps 126; Łk 13,18–21


Nadzieja zaś, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Rz 8,24

Nikt tego nie rozumie, ale ja najbardziej lubię te nierozpakowane prezenty. Kiedy byłam dzieckiem, na Wigilię czekałam już od momentu, gdy ta się skończyła. Gdy podrosłam, starałam się nauczyć przeżywać wszystko na zasadzie „chwilo, trwaj”. Ale smutek, „że najlepsze już się skończyło”, w głębi serca pozostawał. Teraz już wiem, iż najbardziej lubię samo czekanie. Ale to czekanie, kiedy spełnienie obietnicy jest pewne i jest to kwestia najbliższych chwil. Tylko wtedy. Bo tak poza tym to spełnianie się marzeń też jest piękne – kiedy możemy oglądać na własne oczy coś, co nam się kiedyś nawet nie śniło. Tylko wtedy to już nie jest nadzieja, bo „nadzieja, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda?”. Konkludując: miejmy nadzieję! Wierzmy! Ufajmy! Bo to oczekiwanie na spełnienie (na spełnienie obietnicy dodajmy!) jest równie piękne, jak sama jej realizacja. Bo nadzieja zawieść nie może. „Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy”, a wtedy naszą wiarę, jak Abrahama, Bóg poczyta sobie za sprawiedliwość.

Myśl na dziś:
Ludzie żyjący nadzieją widzą dalej. Ludzie widzący miłością widzą głębiej. Ludzie żyjący wiarą widzą wszystko w nowym świetle.
Lothar Zanetti

28 października, środa
święto śś. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza
Ef 2,19–22; Ps 19; Łk 6,12–19


W tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga. Łk 6,12

Całą noc! Niebywałe. Zamiast spać - modlić się. Wyobrażacie sobie? Ja nie bardzo. Kiedy zaczynam modlić się przed snem, jest duże prawdopodobieństwo, że za moment już będę spała i ta modlitwa nie potrwa dłużej niż 5 minut. Dlaczego tak nie umiem? Niekoniecznie całą noc, tak chyba mało kto potrafi (ostatnio pojawiają się w kościołach protestanckich domy 24-godzinnej modlitwy, jednak nawet tam posługujący zmieniają się po kilku godzinach). Tylko tak... jakoś więcej. Kiedyś potrafiłam modlić się przez godzinę, nawet więcej, rozkoszowałam się modlitwą, bliskością Boga, a od jakiegoś czasu – nic. Mur, ściana i tylko słyszę, że przecież na modlitwie nie ma być lekko. Nie trzeba nic czuć i chodzi o to, by być wiernym. Ale ja nie jestem niewierna (nie odeszłam do islamu na przykład). Tylko tak... jakoś mi ciężko. Tylko-tak-jakoś. Jezus chyba by wybuchnął śmiechem na takie tłumaczenie – albo płaczem. Kiedy złościł się na apostołów, że śpią, a nie czuwają na modlitwie, nie było Mu przecież do śmiechu...

Myśl na dziś:
Kiedy będziesz starszy i przestaną cię dręczyć problemy dnia codziennego, zwrócisz się ku swemu życiu wewnętrznemu – no cóż, jeśli nie wiesz, czym ono jest, pożałujesz.
Joseph Campbell

29 października, czwartek
dzień powszedni
Rz 8,31b–39; Ps 109; Łk 13,31–35


Wybaw mnie, bo łaskawa jest Twoja dobroć. Bo jestem nędzny i nieszczęśliwy, zranione jest moje serce. Ps 109,21–22

Jestem nędzny i nieszczęśliwy, a ja się pytam: dlaczego? Może sam sobie nawarzyłem piwa? Słyszałam ostatnio anegdotę o dwóch rodzajach studentów: jedni uczyli się przez cały rok, podczas gdy drudzy imprezowali. Przed samym egzaminem pierwsi wciąż się uczyli, drudzy wciąż nie – ale za to się modlili. Którzy zdadzą lepiej? Ci drudzy oczywiście. Taki morał z anegdoty, a ja się pytam: dlaczego? Owszem, Bóg jest przede wszystkim miłosierny, ale jest też sprawiedliwy. Dlaczego miałby pozwolić tamtym zdać lepiej? Dla mnie to jawna niesprawiedliwość. Ktoś lekceważy wszystko, a w końcu ze strachu zacznie się modlić, by Bóg mu pomógł. Oczywiście, Bóg pomoże i nie zostawi, ale żeby od razu piątka w indeksie? Tego już za wiele. I szczerze, nie wydaje mi się, żeby Bóg na to poszedł. Zmienię tę anegdotę, by to ci pierwsi studenci zdali lepiej. A co! Nie lubię użalania się nad sobą: jestem taki biedny i nieszczęśliwy... To może zrób coś z tym, zamiast leżeć na kanapie przy zasłoniętych żaluzjach?

Myśl na dziś:
Bądźcie miłosierni, ile tylko chcecie, lecz nie pochwalajcie przestępstwa: nazwijcie je złem.
Fiodor Dostojewski

30 października, piątek
dzień powszedni
Rz 9,1–5; Ps 147; Łk 14,1–6


Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, potwierdza mi to moje sumienie w Duchu Świętym, że w sercu swoim odczuwam wielki smutek i nieprzerwany ból. Rz 9,1–2

Jakże wyraźnie podkreślone jest tutaj to, że „nie kłamię”, „potwierdza mi to moje sumienie”! Więc nie ma mowy o tym, że cierpię z mej winy czy udaję, że cierpię, by inni użalali się nade mną (jakże częsty stan – robić z siebie sierotę i zyskać tyle, ile nikomu z nie-sierot się nie udało). Święty Paweł prawdziwie cierpi. Dlaczego? Ze względu na odłączenie Izraelitów. Płacze nad ich losem, gdyż sami odrzucili posłannictwo Jezusa. Czy my płaczemy, kiedy naszym bliskim dzieje się krzywda? Bliskim, ale nie najbliższym, czyli powiedzmy znajomym. Czy współodczuwamy z nimi do tego stopnia, że nasze własne problemy przestają się liczyć? Rzadko. My i tak zawsze jesteśmy w centrum. Dopiero kiedy wszystkie nasze problemy zostaną rozwiązane, możemy ewentualnie zająć się na chwilę innymi. Najbardziej boli mnie to, że ludzie, którzy mają problemy w stylu „gdzie pojechać na wakacje: na Karaiby czy na Majorkę”, nie wiedzą, że inni borykają się z problemami: „czy dzisiaj zjem, czy nie?”. I nie chodzi mi o abstrakcyjne zagadnienie typu „dzieci w Afryce głodują”...

Myśl na dziś:
Lekarstwem na własne brzemię, jest wziąć brzemię bliźniego.
Paul Claudel

31 października
dzień powszedni
Rz 11,1–2a.11–12.25–29


Czyż Bóg odrzucił lud swój? Żadną miarą (...) Ale przez ich przestępstwo zbawienie przypadło w udziale poganom, by ich pobudzić do współzawodnictwa. Rz 11,1.11

Niebywała logika świętego Pawła. Toż to brzmi jak zadanie matematyczne. Albo raczej jak quiz, i to jeszcze oparty na naciąganych regułach... My im powiemy tak, żeby zobaczyli, co tracą, i w ten sposób pobudzimy ich do działania. Przemyślne. A jak było w rzeczywistości? Zbawienie zostało „przewidziane” dla wszystkich. Adam i Ewa, jako rodzice całej ludzkości, odstąpili od Boga i upadli, dlatego zbawienie musiało przyjść do wszystkich ludzi, a w pierwszej kolejności do Żydów – narodu wybranego, narodu, z którym Bóg jako pierwszym rozpoczął dialog. Żydzi je odrzucili – nieświadomie, myśląc, że czynią dobrze – czego konsekwencją jest to, że stało się ono dostępne dla wszystkich. Tak musiało się stać. By poganie mogli dostąpić zbawienia, Izraelici jako umiłowany lud musieli odstąpić od Boga i przez to stali się na równi z poganami. W sumie brutalne. A na koniec postawię przewrotne – bo bez odpowiedzi – pytanie: czy Bóg wiedział, że tak być musi, bo sam to wymyślił, czy po prostu wiedział, że tak się stanie i nie zrobił nic, by temu zapobiec?

Myśl na dziś:
Królestwo przyjdzie dzięki Bożej inicjatywie, ale jest rzeczą Mesjańskiego Ludu Bożego – Żydów i chrześcijan – przygotować je nie tylko przez zmianę struktur tego świata, ale najpierw przez życie dla innych, przez ofiarną służbę i miłość.
Ks. Michał Czajkowski

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.