Siła kłamstwa

Bogumił Łoziński

|

GN 49/2022

publikacja 08.12.2022 00:00

Fakt, że wprowadzenie 41 lat temu stanu wojennego jest obecnie postrzegane pozytywnie przez jedną trzecią Polaków, pokazuje siłę komunistycznej propagandy i przyzwolenie lewicowej opozycji na budowanie III Rzeczpospolitej na kłamstwie.

Siła kłamstwa Śląskie Centrum Wolności i Solidarności przy KWK Wujek; reprodukcja henryk przondziono /foto gość

W ocenie stanu wojennego, który wprowadził gen. Wojciech Jaruzelski 13 grudnia 1981 r., nie powinno być żadnych wątpliwości. Badania historyków i ich publikacje, a nie opinie postkomunistycznych polityków i propagandystów, jednoznacznie wskazują, jak tragiczne w skutkach dla Polski było to wydarzenie. Wprowadzając stan wojenny, komunistyczna machina propagandowa narzuciła wersję, w której gen. Jaruzelski uratował Polskę przed interwencją Związku Sowieckiego. Prawda jest jednak inna. Moskwa żadnej interwencji nie planowała. Jednoznacznie pokazują to liczne dokumenty z sowieckich archiwów, np. stenogram z posiedzenia władz ZSRR z 29 października 1981 r., a żadnej wątpliwości nie pozostawia opis spotkania Jaruzelskiego z sowieckim marszałkiem Wiktorem Kulikowem w nocy z 8 z na 9 grudnia 1981 r., a więc na cztery dni przed wprowadzeniem stanu wojennego, który opublikował w całości prof. Antoni Dudek w „Biuletynie IPN” z grudnia 2009 r. (tzw. notatka Anoszkina). Wynika z niego, że to Jaruzelski zabiegał o zbrojną interwencję Sowietów, a kierownictwo Związku Sowieckiego odmówiło.

Fakty są takie, że głównym motywem wprowadzenia stanu wojennego było dążenie do utrzymania władzy przez ekipę Jaruzelskiego za wszelką cenę, nawet cenę ofiar w ludziach. Komuniści uznali, że krok ten był konieczny, ponieważ nasilały się protesty Solidarności i całego społeczeństwa, które dążyło do radykalnej zmiany funkcjonowania państwa, a na to nałożył się kryzys gospodarczy, który skutkował m.in. brakiem żywności.

Stan wojenny na prawie 10 lat zahamował demokratyzację Polski i pogłębił kryzys ekonomiczny. Tragiczny jest bilans ludzki. Historycy mówią o ok. 100 osobach zabitych do 1989 r. na skutek zastrzelenia czy pobicia, jednak ta liczba jest z pewnością o wiele większa; są też ofiary, które zmarły w wyniku obostrzeń tego okresu, np. z braku możliwości wezwania karetki do chorego. Do tego trzeba dodać tysiące osób, które wyemigrowały, i inne, których życie zostało złamane. Na temat tego, jak tragiczne było to wydarzenie w dziejach Polaków, powstały obszerne prace.

Prawda i fałsz

Tymczasem z ankiet przeprowadzanych przez lata przez Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że już po odzyskaniu wolności w 1989 r. odsetek Polaków uważających stan wojenny za uzasadniony był zdecydowanie większy niż przeciwników tej tezy. Na przykład w 1994 r. popierało ją 54 procent badanych, a przeciwnego zdania było tylko 23 procent. Proporcja ta, z pewnymi wahnięciami, utrzymywała się przez lata, choć stale się zmniejszała. Na przykład w 2016 r. wynosiła 41 do 35 procent. Jednak już pięć lat później nastąpiło przesilenie. Z badań przeprowadzonych w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego wynika, że za nieuzasadnioną i błędną tę decyzję uważa 37 procent Polaków, a za słuszną 33 procent.

Rodzi się pytanie, dlaczego za prawdziwą wersją stanu wojennego opowiedziała się większość Polaków dopiero po 32 latach od wyzwolenia z sowieckiej zależności. Historycy, których o to zapytaliśmy, wskazują olbrzymią siłę komunistycznej propagandy, która tak mocno wpłynęła na świadomość Polaków, że nie zmieniła się ona po 1989 r. Innym powodem jest postawa części opozycji, która podzielała ocenę tego wydarzenia podawaną przez władze PRL. Natomiast jako powód zmian wskazują zmianę pokoleniową – młodsi są wolni od obciążeń z przeszłości. Warto do tego dodać jeszcze kilka innych czynników.

Kłamstwo od początku

Odpowiedzi na pytanie, dlaczego prawda o stanie wojennym tak długo nie mogła przebić się przez PRL-owskie kłamstwo, trzeba też szukać w początkach III RP. Porozumienie przy okrągłym stole, które określało pokojowe przekazanie władzy opozycji przez komunistów, miało swoje konsekwencje w wielu wymiarach. Dzięki temu kompromisowi wysocy funkcjonariusze PRL, a nawet pomniejsi aparatczycy mogli się uwłaszczyć, przejmując za bezcen państwowe majątki, a jednocześnie zapewnili sobie bezkarność. Nieprzypadkowo komunistyczny wymiar sprawiedliwości nie został oczyszczony z sędziów wydających wyroki na opozycjonistów, żadnej odpowiedzialności nie ponieśli też prokuratorzy. To sędziowie w zasadniczym stopniu zapewnili bezkarność zbrodniarzom stanu wojennego, prowadząc ich sprawy w taki sposób, aby nie można było ich skazać. Symbolem takich praktyk jest proces gen. Jaruzelskiego, który ciągnął się tak długo, że wyroku nie wydano aż do jego śmierci w 2014 r.; drugi autor stanu wojennego, gen. Czesław Kiszczak, otrzymał wyrok czterech lat w zawieszeniu, w wyniku amnestii zmniejszony jeszcze o dwa lata. W 2015 r. zmarł, nie poniósłszy żadnej kary.

Brak rozliczenia i sięganie po władzę w ramach demokratycznych procedur pozwoliły postkomunistom na kolportowanie swojej fałszywej wersji historii PRL. Nieocenioną pomoc uzyskali od lewicowej opozycji, która weszła z nimi w układ w 1989 r. i broniła narracji swoich nowych politycznych przyjaciół. Tyleż bulwersującym, co symbolicznym przykładem może być określenie w 2001 r. gen. Kiszczaka przez Adama Michnika „człowiekiem honoru”.

Jak prawda zwycięża

Jest taka sentencja, że prawda zawsze zwycięża, jednak w historii nie zawsze się ona sprawdza. Można wręcz powiedzieć, że zwycięża wersja przeszłości aktualnie rządzących. Jeśli utrzymują oni władzę bardzo długo, utrwala się na zawsze, a wcale nie musi być prawdą, chyba że jest zbyt daleka od rzeczywistości, np. kłamstwo katyńskie czy twierdzenie, że żołnierze walczący z Sowietami po 1945 r. byli zbrodniarzami. Po 1989 r. postkomuniści i postsolidarnościowa lewica rządzili długo i często, ale nie na tyle, aby na stałe narzucić swoją narrację stanu wojennego i w ogóle historii PRL. Rządy prawicy trwały znacznie krócej, ale kwestia rozliczenia komunistów i przywrócenie prawdy historycznej zawsze były dla partii o tym profilu jedną z najważniejszych. Pierwsza próba lustracji miała miejsce w czasie rządów Jana Olszewskiego. Mający nieocenione zasługi dla odkrywania prawdy o naszej najnowszej przeszłości Instytut Pamięci Narodowej powstał za rządów AWS, w którym ugrupowania centroprawicowe miały większość. Ministrem sprawiedliwości był w nim Lech Kaczyński, który jako prezydent Warszawy przywrócił należną pamięć bohaterom powstania warszawskiego.

Rządząca od 9 lat Zjednoczona Prawica bardzo intensywnie zabiega o przekazanie Polakom wiedzy o przeszłości. Utworzenie licznych muzeów, powołanie Instytutu Pileckiego czy Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. R. Dmowskiego i I.J. Paderewskiego, a także zmiany w programach szkolnych to tylko niektóre działania na tym polu. Z pewnością wysiłki tych instytucji spowodowały stopniową zmianę oceny stanu wojennego z pozytywnej na negatywną. Miejmy nadzieję, że prawda o tym wydarzeniu, jak również o wielu innych w naszej historii, została na tyle utrwalona, że ewentualne przejęcie władzy przez postkomunistów i ich przyjaciół już tego nie zmieni. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.