Przychodzi anioł. Będą kłopoty

Andrzej Macura

|

GN 12/2007

publikacja 26.03.2007 09:51

Bóg nie przyszedł w chwale, na czele zastępów anielskich. Ani jako dziecko w jakiejś znamienitej, na przykład królewskiej rodzinie. Wybrał drogę zwykłego człowieka. Od poczęcia aż do śmierci.

Przychodzi anioł. Będą kłopoty

Czy był to chłodny poranek, czy skwarne południe? Czas odpoczynku, modlitwy czy pracy? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy. Dość, że przyszedł. On, archanioł Gabriel, do Maryi, młodziutkiej i skromnej Dziewicy z Nazaretu, by zwiastować Jej, że zostanie matką Bożego Syna.

Scena ta była przedmiotem rozważań wszystkich pokoleń chrześcijan. Przez wieki wierzący w Chrystusa uczą się z niej posłuszeństwa wobec woli Bożej. Bo tylko z pozoru „tak” Maryi było łatwe. Miała wiele wątpliwości i lęków. Co zrobi jej mąż, Józef, gdy się dowie? Czy przyjmie jej tłumaczenia? A jeśli nie, co się z nią stanie? Jaką cenę będzie musiała zapłacić za posłuszeństwo Bożym planom? A jeśli dla własnych planów sprzeciwi się planom Bożym, co się stanie? Te pytania, jeśli nie w samej chwili zwiastowania, to na pewno później musiały się w sercu Maryi pojawić. A jednak w swoim „tak” wytrwała. Aż do dnia, w którym – jak chce tradycja – otoczona uczniami swojego Syna zasnęła i została wzięta do nieba.

Chrześcijanie wierzą, że w tamtym właśnie dniu stała się rzecz niezwykła. Bóg stał się człowiekiem. Nie przyszedł w chwale, na czele zastępów anielskich, czy choćby jako dziecko w jakiejś znamienitej, na przykład królewskiej rodzinie. Wybrał drogę zwykłego człowieka. Od poczęcia aż do śmierci. Dzielił ludzki los od początku do końca. Dla niedowiarków to dowód, że był zwykłym zwodzicielem. Dla poszukujących powód, dla którego trudno im się do Jezusa przekonać. Dla tych, którzy Mu uwierzyli, temat ciągłych rozmyślań nad wielkością Boga. Bo jaki musi być Bóg, który wpadł na pomysł, by się tak bardzo zidentyfikować ze swoim stworzeniem? Bóg, który pozwolił się zamknąć w matczynym łonie, który zgodził się na to, żeby karmiły Go ręce Jego stworzenia?

Co więcej, Bóg, który własnymi rękami zarabiał na chleb, bawił się z ludźmi na weselach, by w końcu, dotknięty ludzką złością, umrzeć razem z przestępcami? Inaczej z perspektywy tych faktów brzmią często powtarzane słowa: „Bóg Cię kocha”. To nie abstrakcyjna miłość do naturalnego środowiska mieszkających w wygodnych domach i korzystających z wszelkich cywilizacyjnych udogodnień ekologów. To, co ludzkie, Bóg poznał na własnej skórze. Radości, smutki, zachwyty, zamyślenia i płacz.

A wszystko zaczęło się od tych prostych, będących zgodą na zburzenie wszystkich dotychczasowych planów, słów Dziewicy z Nazaretu: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego”. Z Bożej perspektywy celem ludzkiej egzystencji nie jest wygodne, ustabilizowane i dostatnie życie. Gdy Bóg objawia swoją wolę przez to, czego nie da się żadnym uczciwym sposobem uniknąć, trzeba po prostu odpowiedzieć Mu: „tak”. Jak Maryja, jak wielu świętych w ciągu wieków. Zgoda na skomplikowanie sobie ziemskiego życia, by osiągnąć życie wieczne, to jedyne rozsądne wyjście. A Bóg wie, co robi.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.