Edmund czuwa nad Dawidem

Wysłuchała Magdalena Dobrzyniak

|

GN 48/2022

publikacja 01.12.2022 00:00

Dawid Edmund przyszedł na świat przedwcześnie. Urodził się w szpitalu w Bielsku-Białej na początku 6. miesiąca ciąży. Jego życie było zagrożone. Mama chłopczyka niemal od pierwszych dni ciąży zawierzyła go opiece Edmunda Wojtyły. Wierzy, że on zajmie się jej dzieckiem najlepiej.

– Mamy mnóstwo małych cudów, które sprawiają, że umacnia się nasza wiara, że wszystko zmierza w dobrym kierunku – mówi mama Dawida. – Mamy mnóstwo małych cudów, które sprawiają, że umacnia się nasza wiara, że wszystko zmierza w dobrym kierunku – mówi mama Dawida.
Archiwum rodzinne

Kasia, mama Dawida: Już się z nim żegnaliśmy. Jeszcze przed porodem nas do tego przygotowywano. USG wskazywało, że waży 517 g. Pani doktor zwróciła się do mnie ze słowami: „Pani czuje, jak to brzmi? 517 gramów!”. Potem okazało się, że waży 650 g. Neonatolog nam mówiła, że po narodzinach nie podejmą reanimacji dziecka. Nie wiem, czy są takie procedury, nie dopytywałam, bo wszystko działo się bardzo szybko. A jednak reanimacja została podjęta od razu po porodzie. Następnego dnia prześwietlili mu płuca. Lekarka powiedziała nam, że są bielusieńkie i nie ma żadnych pęcherzyków. A tymczasem po ośmiu dniach został odłączony od respiratora i podjął próbę samodzielnego oddychania, ze wspomaganiem tlenem, ale to była jego praca! To był dla nas przełom, kolejny cud, których tak wiele doświadczyliśmy w ostatnim czasie.

Paweł, tata Dawida: Dostał sterydy na wykształcenie pęcherzyków płucnych, ale to lekarstwo zwykle działa dłużej. Dzieci w takiej sytuacji są odłączane od respiratora po upływie około 2 miesięcy.

Kasia: Teraz Dawidek jest w szpitalu w Katowicach. Został tam przewieziony z Bielska, bo było podejrzenie rozerwania jelita i pojawiła się konieczność operacji. Ale lekarze katowiccy wykluczyli tę diagnozę i na razie maluch jest na antybiotykoterapii. Lekarze są z nami w kontakcie, stan synka określają jako średni, stabilny. Mówią, że sytuacja jest trudna, bo z powodu skrajnego wcześniactwa można się spodziewać wielu powikłań, ale obecnie operacja nie jest konieczna.

Mama Dawida trafiła do szpitala w Żywcu 3 października i od razu skierowano ją na oddział patologii ciąży w Bielsku-Białej.

Nie tak miało być

Kasia: Na salę porodową trafiłam cała w drgawkach i strachu. Podnosiła mnie na duchu myśl o Edmundzie Wojtyle. „Ty byłeś lekarzem na tej bielskiej ziemi, gdzieś tutaj w okolicy stąpały twoje stopy, teraz mnie wspieraj!” – tak go prosiłam. Drgawki ustąpiły, ogarnął mnie pokój. Poczułam siły do niesienia tego, co się teraz dzieje. Przyzywałam go i poczułam ulgę.

Dziecko miało urodzić się 22 stycznia. Przyszło na świat 4 października. To był 23. tydzień i 6. dzień ciąży. „Zdążyłem na ułamek sekundy zobaczyć Twoje piękne małe, czarne oczy. Jesteś ciepły (ok. 37 st. C) i masz czarne włoski na głowie. Bardzo cienkie, meszkowate, podobne do sierści chomika syryjskiego, tylko cieńsze i delikatniejsze i co ciekawe – pachniesz (niemal tak samo, jak skóra Weroniki i Wikusi, gdy się urodziły)” – zapisał Paweł we wspomnieniach notowanych na gorąco z nadzieją, że kiedyś pokaże je synkowi.

Kasia: Wydaje mi się, że ta sytuacja jest nie do przejścia bez wiary, bez fundamentu, jakim jest Pan Jezus. To dzięki Niemu mamy nadzieję. Nasze życie dzisiaj to łódź na jeziorze podczas burzy. Krzyczymy: „Toniemy! Panie, ratuj!”. Ale jest na tej łodzi Kapitan i On panuje nad sytuacją. To jest nasza nadzieja. Po ludzku jest ciężko. Gdy dzwoni telefon, liczymy się z tym, że możemy usłyszeć niedobre wieści. Anioł Przeprowadzki może przyjść w każdej chwili, by go przeprowadzić ze świata ziemskiego do nieba. Powtarzam sobie, że mamy wszechmogącego Boga, który jest naszym Tatą. On chce dla nas jak najlepiej – lepiej, niż my byśmy sobie tego życzyli. Mówimy: „Jezu, ufamy Tobie”. Przyjmiemy to, co jest Jego wolą. Chcielibyśmy cieszyć się zdrowym, szczęśliwym dzieckiem. Spotkało nas mnóstwo małych cudów, które sprawiają, że umacnia się nasza wiara, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. A jak będzie? Zobaczymy.

Paweł: „W każdym położeniu dziękujcie i nieustannie się módlcie”. Tak do tego podchodzę. Cały czas mam w sercu pokój. Dał mi go Duch Święty już od samego początku, od momentu, gdy modliłem się za Dawidka, żeby wrócił. Nie boję się go brać na ręce, nie boję się go dotykać, nie bałem się, gdy miałem go trzymać, by pomóc przy pielęgnacji. Nie mam oporów. Przyszła tu kiedyś jedna pani i rozmawiała z Kasią i ze mną, że to przykry widok, taki maleńki noworodek. Ale jaki to przykry widok? Dawid jest piękny, jest moim synem! Był i będzie piękny, jak jego imię. Dawid, czyli umiłowany.

Rodzice maleńkiego chłopczyka odwiedzają go tak często, jak to tylko możliwe. W jaki sposób nawiązują z nim kontakt?

Paweł: Widzę na monitorze, że gdy do niego podchodzę, zwiększa się saturacja, poprawiają się parametry życiowe. Nie dotykam go, stoję obok, ale wiem, że on czuje moją obecność, choć jest w inkubatorze. Gdy trafił na moją pierś na kangurowanie, miał 99–100 proc. saturacji.

Kasia: Ta ciąża została mi w pewnym sensie zabrana. Miałam z nim więź od samego początku, bo to ciało z mojego ciała, krew z mojej krwi. On się we mnie kształtował. Jan Paweł II mówił, że kobieta jest sanktuarium życia. Dawid z tego sanktuarium został zabrany do inkubatora. Pierwsze spojrzenie na niego było dla mnie trudne. Inaczej miało być. Miałam trzymać w ramionach co najmniej 3-kilogramowego noworodka i to miał być nasz pierwszy kontakt. Nie spodziewałam się, że zamiast tego będę patrzeć na kruchą istotkę w inkubatorze. Mężowi łatwiej być przy nim, dla mnie to jest trudne. Naturalny rytm został zakłócony, Dawidek powinien teraz sobie spokojnie we mnie dojrzewać i wzrastać, a nie walczyć o życie.

W modlitwie siła

Kasia i Paweł nie są sami. Otacza ich armia modlących się ludzi. Gdy tata chłopca dowiedział się, że mały będzie się rodził, zadzwonił do rodziców, do trzech wspólnot charyzmatycznych (Talitha Kum z Rychwałdu, Wspólnoty koło Rynku w Żywcu i nowo powstałej wspólnoty Syjon z Łodzi). Do tej modlitwy dołączyli siostry zakonne i parafianie z Żywca Zabłocia, wspólnota charyzmatyczna z katedry w Żywcu oraz wspólnota Miłość i Łaska Chrystusa z Bielska-Białej. Modlą się protestanci, nauczyciele i uczniowie szkoły katolickiej, w której pracuje Paweł. Jak mówią rodzice Dawida, dzięki temu mają siłę, by przejść przez to doświadczenie. Oni sami oddają synka wstawiennictwu Edmunda Wojtyły, starszego brata Jana Pawła II.

Kasia: Gdy dowiedziałam się, że powstała pierwsza biografia Edmunda, poczułam przynaglenie do jej przeczytania. To było dość niezwykłe, bo ostatnio czytam tylko dziecięce książki moim córeczkom, a czasem poradniki dla rodziców o wychowaniu. Książka Mileny Kindziuk trafiła w moje ręce w czerwcu i pochłonęłam ją momentalnie. Zafascynowała mnie nietuzinkowa, niebanalna historia Edmunda. Byłam na początku ciąży, nie znaliśmy jeszcze płci dziecka, nie przeczuwaliśmy, jak trudny będzie początek jego życia, ale już wtedy oddałam je pod opiekę brata Ojca Świętego. Jestem przekonana, że to Edmund wybrał nas, a nie my jego. Zanim przeczytałam książkę, wiedziałam tylko, że był bratem papieża, że wcześnie zmarł, oddając życie, by uratować pacjentkę. Został patronem naszego synka, bo to był wielki człowiek, trochę zapomniany. Karol nie byłby taki, gdyby nie wzorzec starszego brata. Edmund odegrał niesamowitą rolę w jego wychowaniu, przekazał mu swoje pasje. Gdy zaczęły się różne przygody z lekarzami, odwoływałam się do niego – przecież był lekarzem, wiedział, jak podejść do dziecka, z każdym małym pacjentem potrafił nawiązać relację, dbał o to, by się nie bał. Modlę się, by Dawid miał takich lekarzy, jakim był Edmund.

Marzenia rodziców

Chłopczyk wciąż przebywa w szpitalu. Przed nim jeszcze długa i niepewna droga. W domu czekają na niego siostry: 3-letnia Wiktoria i 5-letnia Weronika. Rodzice tłumaczą im, że Dawid leży w pudełeczku, gdzie jest mu ciepło, i nabiera sił. Dziewczynki wołają do Pana Jezusa, by brat był już z nimi. O jakiej przyszłości dla synka marzą dziś jego rodzice? Czy mają odwagę, by o tym myśleć?

Paweł: Ciągle mam w sercu przekonanie, że on będzie zdrowy. Wierzę w to i tego się trzymam. Liczę na to, że będziemy chodzić po górach, że nauczę go strzelać, oczywiście tylko na strzelnicy. Chciałbym, aby tak jak ja posługiwał, modląc się wstawienniczo za potrzebujących. Nawet miałem taki sen. Śnił mi się Dawid idący do Watykanu z relikwiami Edmunda Wojtyły.

Kasia: Moje marzenie o Dawidku? Będziemy mu opowiadać o Edmundzie, który miał w sobie wielką siłę życia. Wcześniaki też ją mają, nasz Dawid również ma ogromną wolę życia. Dzieci przedwcześnie urodzone nie mają swojego patrona. Może zostanie nim kiedyś Edmund? Kochał życie i umiał się nim cieszyć. Zachwycał się przyrodą. Żył pełną parą i wiedział, po co. Życie dostaliśmy w darze, chodzi o to, byśmy je przeżyli najpełniej. I takiego życia będę uczyła Dawidka.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.