Umarł jak święty

Milena Kindziuk

|

GN 48/2022

publikacja 02.12.2022 00:00

– Ufam, że proces beatyfikacyjny Edmunda Wojtyły się rozpocznie – mówi kard. Stanisław Dziwisz.

Umarł jak święty roman koszowski /foto gość

Milena Kindziuk: Czy to prawda, że Jan Paweł II miał ze sobą w Watykanie zdjęcie swego brata Edmunda?

Kard. Stanisław Dziwisz: Tak, stało ono na jego biurku, oprawione w ramkę, obok fotografii rodziców. Ojciec Święty przez całe życie miał swych najbliższych „przy sobie”, w pamięci i w sercu. W czasie każdej pielgrzymki do Polski nawiedzał ich grób i modlił się za nich na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. To było głęboko poruszające.

Na temat braterskiej relacji Edmunda i Karola Eminencja wie najwięcej. Jako sekretarz papieża, a wcześniej kardynała Wojtyły, przez czterdzieści lat z pewnością słyszał Ksiądz Kardynał niejedno wspomnienie o starszym bracie papieża. Które najbardziej utkwiło w pamięci?

Ojciec Święty wspominał Edmunda w czasie całego życia. Często powtarzał, że jego brat przyszedł na świat jeszcze pod zaborem austriackim, podczas gdy on miał szczęście urodzić się już w wolnej Polsce. Pamiętam też, jak papież mówił z radością, że to Edmund po raz pierwszy zabrał go w góry.

W Tatry?

Tak, do Doliny Pięciu Stawów. Edmund, który sam kochał góry, pokazywał młodszemu o czternaście lat bratu ich piękno, a przez to piękno całej przyrody, świata stworzonego. Przez ukochanie stworzenia zwracał uwagę Karola na piękno Stwórcy. Brat św. Jana Pawła II miał kontakt z Panem Bogiem także przez dzieła stwórcze. Kształtował on religijność Karola. Oprócz rodziców, także on uczył go wiary, modlitwy.

Kiedy Karol przychodził na świat, Edmund również w tym czasie modlił się za niego. Uczestniczył razem z ojcem w nabożeństwie majowym, które w czasie porodu słyszała przez otwarte okno mieszkania Emilia Wojtyłowa…

Obaj bracia od najwcześniejszego dzieciństwa mieli wiarę wszczepioną w serca przez rodziców. Matka uczyła ich znaku krzyża i pierwszej modlitwy, a później, po jej śmierci, nad wyraz mocno kształtowała ich głęboka wiara i duchowość ojca, Karola Wojtyły seniora. Papież podkreślał, że życie jego ojca, silnego mężczyzny, wojskowego, było życiem ciągłą modlitwą. Taki wzór miał i Edmund, który także musiał w swym ojcu mieć ważny przykład. Gdy matka była chora i potem, gdy zmarła, ojciec razem z synami chodził do parafialnego kościoła; jeździli także do sanktuarium Maryjnego w Kalwarii Zebrzydowskiej, do którego mieli najbliżej z Wadowic.

Spośród wszystkich pielgrzymek do Kalwarii najbardziej przejmująca była dla nich ta w 1929 roku, po śmierci matki…

Rzeczywiście, Papież dobrze pamiętał tę pielgrzymkę. Wspominał, że kilka dni po śmierci matki udał się na nią z ojcem i z Edmundem. Był przejęty, kiedy we trójkę chodzili po kalwaryjskich dróżkach, rozważając kolejne stacje Drogi Krzyżowej, powierzając swe cierpienie Matce Bożej. Dla Ojca Świętego było to bardzo ważne doświadczenie, nieraz o tym opowiadał. Od tamtej pory Edmund, na ile tylko mógł, pomagał dziewięcioletniemu Karolowi przeżyć żałobę po przedwczesnej śmierci matki, spędzał z nim dużo czasu, zabierał na mecze piłki nożnej, na przedstawienia teatralne, wprowadzał brata w świat. W tym czasie jeszcze bardziej się zaprzyjaźnili, mimo że Edmund studiował już medycynę w Krakowie i do domu w Wadowicach przyjeżdżał jedynie na niedziele. Relacja Edmunda i Karola to nie było tylko braterstwo. To także głęboka przyjaźń, miłość rodzinna. Między nimi była wyjątkowo silna więź. Paradoksalnie, stało się to jeszcze bardziej widoczne, kiedy Edmund zamieszkał na stałe w Bielsku i rozpoczął pracę w szpitalu jako lekarz na oddziale zakaźnym.

Właśnie, paradoksalnie, bo dzieliła ich spora odległość, Karol wciąż mieszkał przecież z ojcem w Wadowicach. To wtedy, w roku 1931, zrodził się zwyczaj ich cotygodniowych odwiedzin u Edmunda. Czy Jan Paweł II o tym opowiadał?

Papież z wielkim sentymentem przywoływał te coniedzielne wyprawy z ojcem, kiedy jeździli do Edmunda pociągiem z Wadowic do Bielska. Miał wtedy zaledwie jedenaście lat, a mimo to zapamiętał wiele szczegółów, zwłaszcza z górskich wędrówek z bratem po Beskidach. Ojciec Święty powiedział kiedyś w Watykanie, w gronie bliskich znajomych, iż czas, w którym odwiedzał Edmunda w Bielsku, wspomina jako najszczęśliwszy w życiu. To wiele mówiło.

Mocno wybrzmiały też inne słowa papieża – że „śmierć brata przeżył chyba bardziej niż śmierć matki…”.

Śmierć Edmunda sama w sobie stanowiła tragedię, to był przecież młody człowiek, miał 26 lat, był znakomitym lekarzem, już wtedy bardzo cenionym. I nagle jego życie zostało przerwane. Dla Karola, dwunastoletniego chłopca, śmierć brata była dramatem. Stracił kogoś najbliższego. Dawało się to odczuć za każdym razem, gdy papież wspominał te dramatyczne chwile. Dało się zauważyć, że pamiętał o Edmundzie. Modlił się też za niego.

W jaki sposób określiłby Ksiądz Kardynał tę braterską relację z perspektywy lat i minionych zdarzeń?

Edmund wywarł wyraźny wpływ na Karola. Ukierunkował jego młodość. Edmund stanowił odzwierciedlenie ducha całej rodziny Wojtyłów. Nie ma wątpliwości, że duchowość Jana Pawła II uformowała się w rodzinie, przede wszystkim dzięki postawie i wierze rodziców oraz brata. Karol, jako młody chłopak, przejął od Edmunda miłość do matki i ojca, ale też patriotyzm lokalny, ukochanie małej ojczyzny. Razem z bratem uczył się również kochać Polskę. Papież niekiedy wspominał, jak w czasach jego dzieciństwa, w Rynku w Wadowicach, zbierali się wojskowi na różne uroczystości, a później, wraz z jego ojcem, snuli wspomnienia z czasów wojny. Bracia słuchali tych opowieści, było to dla nich ważne doświadczenie. Pod wpływem Edmunda, studenta na wydziale lekarskim, potem lekarza, Karol zainteresował się medycyną, światem ludzi chorych, cierpiących. Edmunda, tak zresztą jak i ojca, papież wspominał do ostatnich chwil życia. Matkę chyba mniej, o niej mówił rzadziej, chociaż często powtarzał, że jej pragnieniem było, aby jeden syn został lekarzem, a drugi księdzem. Pamiętam też, z jakim wzruszeniem starszy już i chory Ojciec Święty przyjął wiadomość z Polski o tym, że szpitalowi w Bielsku-Białej, w którym pracował i zmarł jego brat, nadano imię Edmunda Wojtyły. Papież cieszył się, że wciąż żywa jest pamięć o jego bracie jako lekarzu i o jego dobrowolnym oddaniu życia dla leczonej w szpitalu chorej zakaźnie kobiety. Miał świadomość, że był to akt heroizmu.

Czy było wolą Jana Pawła II, aby jego brat został wyniesiony na ołtarze?

Nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat wprost, chociaż papież przy wielu okazjach podkreślał, że jego brat, jako lekarz medycyny, poświęcił swe życie dla chorej pacjentki, bardzo poważnie traktując swe powołanie lekarskie i wartości płynące z wiary. Można było wyczuć, że Ojciec Święty był wewnętrznie przekonany, iż zarówno jego brat, jak i rodzice wypełniali wolę Bożą, szli śladami Pana i wiedli życie ludzi świętych. Chociaż w różny sposób: Emilia i Karol – przez codzienne życie, pełne miłości i wiary, a Edmund – przez akt heroicznej miłości bliźniego, ostatecznie wypływającej z silnej i ufnej wiary wyniesionej z domu rodzinnego.

Proces beatyfikacyjny Emilii i Karola Wojtyłów trwa. Czy rozpocznie się też proces Edmunda? We Włoszech powstała już kiedyś taka inicjatywa wśród ludzi świeckich, również dzisiaj wiele środowisk tego się domaga, wiele osób modli się też za wstawiennictwem Edmunda i wyprasza potrzebne łaski; istnieje wyraźny oddolny kult.

Ufam, że dojdzie do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego doktora Edmunda Wojtyły. Pozwala na to wprowadzona przez papieża Franciszka tzw. trzecia procedura beatyfikacyjna, według której – obok wyznawcy i męczennika – na ołtarze może zostać wyniesiona również osoba, która oddała swe życie dla ratowania drugiego człowieka. Jeżeli Pan Bóg będzie chciał potwierdzić świętość Edmunda, to pozwoli na cud za jego wstawiennictwem. Zatem, jak zwykł mawiać Jan Paweł II, „Duch Święty wskaże”.

Na początku powiedział Ksiądz Kardynał, że za każdym razem, gdy papież odwiedzał Kraków, udawał się na grób rodziców i brata. W tym roku w uroczystość Wszystkich Świętych znalazłam w internecie zdjęcie, na którym przy tym samym grobowcu widać Księdza Kardynała wraz z siostrami sercankami...

Traktuję to jako spłacenie długu wobec Ojca Świętego, a także jako obowiązek pamięci, modlitwy i wdzięczności wobec papieża i jego najbliższych.

Na fotografii rozpoznałam też siostrę Tobianę, która obok Eminencji służyła papieżowi przez cały pontyfikat. Siedziała na wózku inwalidzkim… To wzruszające świadectwo wierności.

Po prostu „rodzina papieska” do końca spełnia swoją powinność. Dopóki będziemy żyć, dopóki starczy nam siły, płomień na grobie rodziców i brata św. Jana Pawła II nie zgaśnie.

Kard. Stanisław Dziwisz

Przez wiele lat osobisty sekretarz Jana Pawła II. Po śmierci papieża Polaka metropolita krakowski. Obecnie arcybiskup senior archidiecezji krakowskiej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.