Nie tylko brat papieża

Wiesława Dąbrowska-Macura

|

GN 48/2022

publikacja 02.12.2022 00:00

Dziewięćdziesiąt lat temu 4 grudnia też była niedziela. Tego dnia w Szpitalu Miejskim w Bielsku Edmund Wojtyła odszedł do domu Ojca.

Gdy żył, był opiekunem, przyjacielem i autorytetem dla młodszego o czternaście lat brata Karola, który wiele lat później zostanie następcą św. Piotra. I przez całe życie będzie go wspominał z „braterską miłością” – jak sam nieraz mówił, dodając, że przedwczesne odejście brata zapisało się głęboko w jego sercu. Dla swoich pacjentów Edmund był bardzo oddanym, współczującym lekarzem, który – jak przypominał po latach Jan Paweł II – „towarzyszył cierpiącym także wtedy, gdy ówczesny stan medycyny nie dawał już możliwości skutecznej pomocy”.

Gdy umarł, dla kolegów – lekarzy z bielskiego szpitala stał się „bohaterem, męczennikiem, bo poległ ofiarnie w walce ze śmiercią”. Oni dostrzegli w nim „nieprzeciętnego lekarza, od którego ludzkość wiele mogła się spodziewać”, i człowieka o „wzniosłym charakterze”. Nam, żyjącym prawie wiek po jego odejściu, pokazuje, że świętość jest czymś zupełnie naturalnym dla tych, którzy Bogu pozwalają się prowadzić przez życie.

Jeśli Edmund Wojtyła zostanie kiedyś ogłoszony świętym, a wiele osób ma dziś taką nadzieję, to nie dlatego, że był bratem świętego papieża, ale dlatego, że w swoim niedługim życiu w sposób heroiczny kierował się miłością do Boga i drugiego człowieka. Ta miłość sprawiła, że nie wahał się złożyć siebie w ofierze, próbując wyrwać młodą dziewczynę ze szponów śmierci.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.