Właściciele nauki

Franciszek Kucharczak

|

GN 45/2010

publikacja 11.11.2010 08:50

Myśl wyrachowana: Żeby uchodzić za człowieka nauki wystarczy nie mieć pojęcia o nauce Kościoła.

Właściciele nauki

Za Peerelu popularne było pojęcie „światopogląd naukowy”. Zwrotem tym posługiwali się funkcjonariusze władzy, przeciwstawiając go jakoby nierozumnemu „światopoglądowi religijnemu”. Komunistyczny dogmat głosił, że nauka jest sprzeczna z religią i ta pierwsza niebawem zatriumfuje nad tą drugą, jak robotnik nad burżujem. Za człowieka nauki uchodził nawet najprymitywniejszy czerwony aktywista, bo choć nie miał szkół, to umiał dawać niezłą szkołę wrogom ludu. Był wolny od „religijnych przesądów”, mógł więc przesądzać o tym, co jest naukowe, a co nie jest.

Po upadku komunizmu mit o konflikcie nauki i chrześcijaństwa lekko przygasł. Ale, jak widać, szybko się odrodził. Tezę Marksa, że religia jest „opium dla ludu” przefarbowano z czerwonego na różowy, zielony czy jeszcze jakiś – i gotowe. Znów za ludzi nauki zaczynają uchodzić głównie tacy, którzy dystansują się od religijności, a najlepiej gdy wprost deklarują ateizm lub agnostycyzm. Wystarczy, że ktoś choćby tylko wyrazi solidarność ze stanowiskiem Kościoła w spornej sprawie, to choćby miał najwyższe kwalifikacje i niepodważalne argumenty naukowe, nic mu nie pomoże. Zostanie zaszufladkowany jako ciasny ideolog, dewot, inkwizytor i prześladowca Galileusza. I odwrotnie – żeby zostać „racjonalistą”, nie trzeba mieć żadnych argumentów ani wiedzy. Wystarczy być przeciwnikiem Kościoła i odpowiednio głośno śmiać się z każdego przedstawianego argumentu, nazywając go religijnym. To w efekcie tej taktyki człowieczeństwo dzieci poczętych zostało uznane za sprawę prywatnej wiary. To samo dotyczy każdej innej kwestii, w której Kościół stoi na drodze czyimś interesom.

Niedawno w programie TVP2 prof. Marian Szamatowicz, ojciec polskiego in vitro, nazwał stanowisko Kościoła w sprawie sztucznego zapłodnienia szantażem, średniowieczem i talibizmem. „Jest nauka i jest światopogląd. I nie należy tych dwóch pojęć ze sobą mylić” – oświadczył autorytatywnie. Usłużny redaktor natychmiast podchwycił tę myśl: „Jak państwo sami widzą, ten spór jest sporem światopoglądowym, wręcz religijnym” – uciął dyskusję. Parę dni później prof. Szamatowicz w wywiadzie dla Rzeczpospolitej powiedział, że dla niego zarodek to „potencjał na człowieka”. I to jest, rzecz jasna, twierdzenie naukowe, bo spełnia warunek niezgodności z nauką Kościoła. I choć pan profesor tym sposobem przeprowadził segregację ludzi, niech nikt nie ośmiela się nazwać go talibem. Co z tego, że nie udowodnił swojej tezy o zaledwie „potencjalnym” człowieczeństwie zarodka. Co z tego, że od tego powinien był zacząć, zanim ośmielił się dotknąć tajemnicy ludzkiego życia. On jest naukowcem, bo gwiżdże na naukę Kościoła i już choćby z tego tytułu jego przekonaniom należy się szacunek. I nie ma znaczenia, że Kościół przedstawia argumenty spójne, konsekwentne i logiczne, poparte dowodami naukowymi. Nie ma znaczenia, że stoją za nimi naukowcy nieustępujący prof. Szamatowiczowi wiedzą i doświadczeniem. Nauka jest własnością wrogów Kościoła i już. Inni mogą dostać najwyżej nauczkę. •

- - - - - - - -

 

 

Prądem go
Prymas Belgii, abp André-Joseph Léonard, napisał w książce, że w epidemii AIDS widziałby „rodzaj immanentnej sprawiedliwości, nie zaś kary”. Stwierdzenie to wywołało histerię środowisk wojującej tolerancji, które w Belgii wywierają dominujący wpływ na opinię publiczną. Na prymasa wpłynął pozew do sądu. Na znak protestu, ze stanowiska odszedł nawet jego rzecznik, Jürgen Mettepenningen.

– W ostatnich miesiącach arcybiskup Leonard zachowywał się czasem jak kierowca, który jedzie pod prąd i myśli, że to wszyscy inni są w błędzie – tłumaczył prasie. Pan Mettepenningen chyba ma rację: w Belgii każdy musi jechać z prądem, inaczej zostanie zmiażdżony. Ale chyba lepiej zginąć w walce z prądem niż pozwolić mu się zanieść na śmietnik.

Moralność mordu
Jak podaje serwis HLI News, w Sewilli odbyła się 9. Konferencja Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń na rzecz Profesjonalnej Aborcji i Antykoncepcji. 600 uczestników z 53 krajów świata obradowało pod hasłem: „Osiągnąć doskonałość w opiece aborcyjnej”. Omawiano m.in. kwestie związane z dostępnością aborcji. Zebrani wysłuchali referatów na temat badań przedaborcyjnych, aborcji u nastolatek, radzenia sobie z klauzulą sumienia (trzeba też „honorować sumienia tych, które uczestniczą w świadczeniu aborcji”). Wzywano do śmiałego podkreślania „moralności aborcji”.

Hiszpanka Eva Rodriguez zasugerowała zwiększenie aktywności w walce o swobodny dostęp do aborcji w zaawansowanej ciąży, bo są z tym prawne problemy. Odpowiedział na to Leslie Cannold z Australii, podsuwając pomysł całkowitego odstąpienia od karania aborcji. To rozwiąże problem, bo prawo bez sankcji nie działa. Niepokój zebranych wzbudziły jednak „pewne tendencje wsteczne” – ograniczanie aborcji np. w Polsce, na Litwie, w Nikaragui. Oj, dopiekliśmy mafii zabójców. A zatem, Polsko – cała wstecz!

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.