Niestety parytety

Franciszek Kucharczak

|

GN 40/2010

publikacja 12.10.2010 08:58

Myśl wyrachowana: Pierwszym owocem bezpłciowości jest bezowocność.

Niestety parytety

Nasz redakcyjny kolega dyskutował kiedyś w telewizji z zaciekłą feministką. Wypadł bardzo dobrze, ale jeszcze lepsze było to, jak wyszedł. Gdy bowiem chciał przepuścić rozmówczynię w drzwiach studia, ta zareagowała jak ekolog na drwala. Bo to seksizm, poniżenie, urażenie i coś tam jeszcze. A że obojgu na uporze nie zbywało, w końcu zamilkli i stali tylko naburmuszeni w tych drzwiach. Wreszcie do feministki podeszła dziewczyna z obsługi i powiedziała: „Jakby to panią interesowało, to tam jest jeszcze wyjście ewakuacyjne”. – Natychmiast skorzystam! – zawołała bojowniczka i pomknęła we wskazanym kierunku, ocalając swą bezpłciową godność.

Niektórzy ludzie sądzą, że feministki działają na rzecz kobiecości. Nic bardziej błędnego. Te panie zawzięcie i z poświęceniem kobiecość zwalczają. Alergia na męską rycerskość, prowokacyjne całowanie mężczyzn w rękę i inne hece wynikają z woli upodobnienia się do mężczyzn, a najchętniej zamienienia się z nimi rolami. Feministki naśladują męski styl bycia. Chcą pracować w zawodach „siłowych”, walczą z macierzyństwem, obraża je status gospodyni domowej. Coraz częściej chcą, jak mężczyźni, mieć żony. Mężczyzn lubią pod warunkiem, że ci lubią innych panów. Wymachują hasłem równości płci, rozumianej jako identyczność. Wymachują, niestety, skutecznie, o czym świadczy narastające szaleństwo parytetów. Wpychanie na siłę kobiet do polityki to lekceważenie prostego faktu, że kobiety generalnie mniej niż mężczyźni interesują się polityką. Tak po prostu jest i widocznie tak jest dobrze.

Jeśli jakaś kobieta chce robić karierę w polityce czy gdziekolwiek indziej, nikt jej nie broni. Ale jeśli ma to robić za pomocą parytetowej protezy, to właśnie tym się ją poniża. Sugeruje się, że kobieta nie ma dość talentu, więc trzeba jej z litości dać fory, niczym jakiemuś niedojdzie. Feministki to z reguły osoby skrzywdzone przez jakiegoś przedstawiciela rodzaju męskiego. Być może ktoś je w dzieciństwie molestował, może widziały, jak tata znęca się nad mamą, może miały ojca sadystę albo takiegoż męża. Takim osobom ogromnie trudno zrozumieć, że nie każdy chłop to kanalia i że kobiecość to niekoniecznie gehenna. Pojęcia nie mają, że nie będzie odpowiedzialnych mężczyzn i dobrych rodzin, gdy braknie normalnych kobiet.

Oczywiście trudno winić te kobiety o to, że mają kompleksy. Należy jednak winić tych, którzy ich kompleksom z wygodnictwa lub strachu ulegają, pozwalając małej grupce wywracać porządek społeczny. Bo to mała grupka. Panie w ogromnej większości nie chcą być tak „uszczęśliwiane”. Wystarczy zauważyć, że kobiety same w większości głosują na mężczyzn. Dlatego feministki chcą wychować społeczeństwo tak, aby znienawidziło samo siebie, tak jak nienawidzą one. Parytety mogą im to umożliwić, ze szkodą dla wszystkich. W tym miesiącu we wszystkich kościołach szczególnie czcimy Kobietę. Najbardziej wpływową spośród Bożego stworzenia. Tę, która odważyła się w pełni być sobą. Bo – dziwna rzecz – sobą jest się tym bardziej, im bardziej jest się z Bogiem.

- - - - - - - - - - -

 

 

Patologia w szkole
Komisja Praw Człowieka stanu Maine (USA) orzekła, że gimnazjum w tamtejszej miejscowości Orono dyskryminuje ucznia. Powód? Nauczyciele nie pozwalają mu korzystać z toalety dla dziewcząt, mimo że on uważa się za dziewczynkę. Rodzice chłopca skarżyli już o to samo władze podstawówki, do której dziecko chodziło w ubiegłym roku. Teraz nie wystarczyło im, że dyrekcja gimnazjum w Orono przeznaczyła dla chłopca specjalną łazienkę dla osób „transpłciowych”, udostępniła osobne miejsce w szatni, a nawet przeszkoliła nauczycieli na okoliczność tej „szczególnej sytuacji”. Zdaniem rodziców, dziecko jest „alienowane” i bardzo z tego powodu cierpi. Jeśli ktoś chce wiedzieć, co to jest rodzina patologiczna, to ma wzorcowy przykład. Ale nawet w takim wypadku nie należy dziecka odbierać.

Szkoła życia
W radiowej Trójce toczyła się dyskusja nad projektami prawa dotyczącego zapłodnienia in vitro. Posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska, autorka projektu liberalnego, indagowana na temat człowieczeństwa zarodków, odpowiedziała: „Ja nie wiem, czy to jest życie”. No to trzeba się najpierw dowiedzieć, a potem zabierać za zmienianie prawa. A zatem, pani poseł, to jest tak: zarodek to jest życie i to w dodatku ludzkie. Innymi słowy, jest to człowiek, tylko mały. Jeszcze nie było takiego ludzkiego zarodka, z którego wyrósłby kamień. Albo auto. Ani koń, ani słoń, tylko zawsze wyrasta ktoś, o kim nawet Wanda Nowicka mówi „człowiek”. W dodatku w dorosłym człowieku nie ma niczego, czego w zalążku nie miałby zarodek. To tak samo, jak z niemowlęciem, które ma małe ręce, a gdy urośnie, będzie miało duże, wie pani? I taki człowiek głowę będzie miał dużą, i będzie mógł wymyślić różne rzeczy. Mądre albo mniej mądre. Nawet coś takiego, że gdy sam był mały, nie był człowiekiem. A nawet że nie był wtedy życiem.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.