Przy PiS ane PO glądy

Franciszek Kucharczak

|

GN 23/2010

publikacja 12.06.2010 08:28

Musimy wszyscy zjednoczyć się na prawicy – na sądzie ostatecznym.

Przy PiS ane PO glądy

Rok temu „Gość” i „Mały Gość” przygotowały materiały roratnie pod tytułem „Piszę do ciebie”. Natychmiast ktoś w pierwszych literach stylizowanego tytułu dopatrzył się „PiS”. No i buch! – poszło, że robimy propagandę Prawu i Sprawiedliwości. Sam widziałem, jak w telewizji jakiś specjalista wymądrzał się, że „Gość” stosuje „podprogowy przekaz” już wobec dzieci i jakie to nieetyczne. Piękny przykład teorii spisku u tych, którzy tę postawę zarzucają innym. Potem jedna pani wydyszała mi przez telefon, że przez nas w Adwencie będzie musiała chodzić do innego kościoła.

Przypominam to, bo na okoliczność kampanii prezydenckiej co rusz ktoś „Gościowi Niedzielnemu” zarzuca upartyjnienie. Dla jednych jesteśmy zwolennikami PO, dla drugich jesteśmy medium PiS. Tę ostatnią opinię wyraził nawet Tomasz Lis w swoim programie. Autorzy takich twierdzeń nie zauważają prostej rzeczy: jeśli w czymś mamy podobne stanowisko jak na przykład PiS, to nie dlatego, że nam po drodze z PiS-em, lecz dlatego, że akurat PiS-owi po drodze z nami. My chcemy zawsze iść w stałym kierunku, a wyznacza go Ewangelia. O ile ktoś też idzie tą drogą, to dobrze, ale gdy kierunek zmieni, nasze drogi się rozejdą. Bo my popieramy Jezusa. To jedyna tendencyjność, która daje szanse na prawdziwy obiektywizm. Ona każe oceniać kandydata według tego, co głosi i co robi, a nie według przynależności partyjnej. Skoro pan Komorowski oznajmił, że „zawsze jest za życiem” i dlatego popiera in vitro, to jak mógłbym go poprzeć? Powiedział mi przecież wyraźnie, że wyżej niż życie dzieci ceni interes wyborczy, a nad naukę Kościoła przedkłada własne widzimisię.

Ponieważ dałem wyraz dezaprobacie wobec Komorowskiego, dostaję listy z protestami, że popieram Kaczyńskiego, a on też lawirował w sprawach obrony życia. Ale czy ja go popieram? Gdybym musiał wybierać między marszałkiem a prezesem PiS, wybrałbym tego drugiego, ale przecież nie muszę. Czemu znów miałbym głosować na „mniej złego”, skoro jest taki, który spełnia wszystkie moje kryteria? Ano tak – bo on „nie ma szans”, więc „szkoda marnować głosu”. Słyszałem to już od tak wielu ludzi, że gdyby jednak głos „zmarnowali”, okazałoby się, że ma szanse. Ale nie to jest najważniejsze. Tu idzie o świadectwo. O pokazanie, jakie znaczenie ma dla nas cywilizacja chrześcijańska. Dziś nie grozi zwycięstwo żadnego szaleńca ani postkomunisty, więc o co chodzi z tym marnowaniem głosu? Co to za gadanie o potrzebie „zjednoczenia prawicy”? Co tam prawica – jesteśmy chrześcijanami i to powinno wyznaczać kierunek wszystkich naszych wyborów, nie tylko prezydenckich. Może byśmy tak wreszcie zjednoczyli się wokół Jezusa Chrystusa?

Te wybory to plebiscyt. To sprawdzian, na ile zależy nam na sprawach najważniejszych, wyznaczanych dziś głównie przez takie rzeczy jak stosunek do aborcji, eutanazji, sztucznego zapłodnienia, związków homoseksualnych. To pytanie, na ile w gruncie rzeczy jesteśmy gotowi stracić – a choćby się i „zmarnować” – dla Chrystusa. To pytanie, czy w życie wieczne inwestujemy więcej niż 1 procent.

- - - - -- - - - - - -

Dzieci wciągane
Pod koniec maja w kilku miastach odbyły się marsze dla życia i rodziny. Przez Warszawę przeszło 6 tysięcy manifestantów. Około 1,5 tysiąca uczestników zgromadził też marsz w Rzeszowie. Po nim odbył się tam tradycyjny piknik rodzinny. Wzięły w nim udział m.in. dzieci z rzeszowskich podstawówek. Rzeszowska „Gazeta Wyborcza” znalazła w tym okazję do ataku. Dzieci te bowiem, jak napisano, „zostały wmanipulowane w manifestację m.in. przeciwko in vitro, aborcji i eutanazji”. A dlaczego?

Bo niosły transparenty „In vitro – ukryta aborcja”, „Nie dla in vitro”, „Stop aborcji”. Podobno zmanipulowani poczuli się też nauczyciele, a i przedstawiciele władz miasta zaczęli zapewniać, że nie mają z tym nic wspólnego. „Niechby dorośli sobie manifestowali co chcą, dzieci nie powinny być do tego wciągane” – wyraziła się dyrektorka jednej ze szkół. Pani dyrektor, dlaczego nie można wciągać dzieci w walkę z aborcją, skoro wolno je używać do aborcji?

Homoprofanacja
11 czerwca w Muzeum Narodowym w Warszawie rusza wystawa „Homo ars erotica”. To element propagandowego przygotowania do planowanej w Warszawie Europride 2010 – międzynarodowej imprezy osób szczycących się swoim problemem homoseksualnym. Wystawa będzie prezentowała „sztukę” dokumentują-cą historię tej „odmienności”. Na stronie Muzeum Narodowego czytamy o jednym z działów wystawy: „Święty Sebastian to sekcja poświęcona największej homoerotycznej ikonie chrześcijaństwa i jej wcieleniom, od renesansowego malarstwa po sztukę wideo”.

Święty Sebastian nie jest ikoną „homoerotyzmu” lecz męczeństwa, które poniósł za Chrystusa. Czy władzom muzeum trzeba przypomnieć, że muzeum nosi dumny przymiotnik „narodowe”? Tu chodzi o naród polski, a ten takich bluźnierczych prowokacji sobie nie życzy.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.