Naga nieprawda

Franciszek Kucharczak

|

GN 05/2010

publikacja 06.02.2010 20:10

Myśl wyrachowana: Coraz częściej nie szata, lecz szatan zdobi człowieka

Naga nieprawda

W jednym z odcinków „Żandarma z Saint-Tropez” z niezapomnianym Louisem de Funesem, francuscy stróżowie prawa polują na nudystów. Ścigani stosują uniki, ale w końcu uparty sierżant przyłapuje ich na gołym uczynku. Samo karanie takich ludzi w ogóle nie podlega tam dyskusji. W 1964 roku, gdy powstawała komedia, było to najzupełniej oczywiste. Jasne było, że golasów należy ścigać, bo nie są żadnymi bojownikami o wolność, tylko społecznymi szkodnikami, stanowiącymi przyczynę zgorszenia. Jasne też było, co to jest zgorszenie – to mianowicie, co czyni człowieka gorszym. Dziś jednak, po wprowadzeniu przymusowego kultu bożka neutralności światopoglądowej, przestaje być jasne, co jest gorsze, a co lepsze, a nawet w ogóle co jest dobre, co złe. Dlatego na przykład zgorszeniem nazywa się pokazanie zdjęcia przedstawiającego skutki aborcji, choć przez taki widok można się przerazić, ale na pewno nie pogorszyć. To przerażenie zbawienne, więc pewnie dlatego tak bardzo niepożądane. Pożądane jest za to wszystko, co wzmaga pożądanie.

Od czasów „żandarma” wiele się zmieniło. Kilka lat temu Francja zakazała noszenia w szkołach chust islamskich, żydowskich jarmułek, sikhijskich turbanów, „zbyt dużych krzyży” i w ogóle czegokolwiek, co mówiłoby o przekonaniach właściciela. Ale postęp kroczy dalej – teraz chce zakazać kobietom we Francji noszenia islamskich burek nawet na ulicy. Co za paradoks – kraj, który mieni się kolebką nowoczesnej demokracji, który wolność wypisał na sztandarach, zaczyna szykanować ludzi za to, że się ubierają. A jednocześnie pozwala coraz śmielej się rozbierać. „Naturyści” podnoszą głowę i co tam mają, a topless to już na plażach Europy norma. To logiczne – cywilizacja wypierająca się zasad, nie chce oglądać ludzi w strojach, które mówią o ich zasadach. Coraz chętniej za to pokazuje osoby z jakichkolwiek zasad wyzwolone. Coraz więcej im wolno, jadą na coraz wyższych platformach i pląsają w coraz bardziej wyzywających pozach.

Demokracji coś się pomyliło. W imię rozdziału państwa od religii faworyzuje ciała, a dyskryminuje dusze. To skutkuje bezdusznością. Nie pomoże na to leczenie objawowe. Zakaz noszenia muzułmańskich strojów nie zmieni muzułmańskich poglądów. Równie dobrze można ludzi oślepić – też nie będą widzieli kobiet w burkach. To zupełnie naturalne, że w Europie przybywa muzułmanów. Musi przybywać, skoro ubywa w niej chrześcijan. „Neutralność światopoglądowa” nie wygra z nikim, kto ma jakiekolwiek zasady. Ta neutralność to w istocie nihilizm, a jak nic może wygrać z czymś? W konfrontacji z prawdziwą religijnością (choćby i niechrześcijańską) nie ma najmniejszych szans. Przez wieki Francja pełna była kobiet ubranych trochę podobnie do dzisiejszych muzułmanek. Gdy „świeckie państwo” w końcu osiągnęło „sukces” i praktycznie wyrugowało zakonnice z widoku publicznego, ma teraz setki tysięcy „zakonnic”. Ale te, w odróżnieniu od tamtych, mają trochę inne poglądy. To już inny świat. Tamtego nie ocali nic – bo „nic” to bóg fałszywy. Trzeba wrócić do prawdziwego.

- - - - - - - - - -

 

 

Znaczki czasu
Amerykańska poczta zamierza wypuścić serię znaczków z wizerunkiem bł. Matki Teresy z Kalkuty. Znaczki mają upamiętnić setną rocznicę urodzin błogosławionej. Przeciw tym planom zaprotestowali amerykańscy ateiści. Fundacja Wolności od Religii nawołuje społeczeństwo do wysyłania protestów do kierownictwa poczty. Inicjatywa poczty – jak twierdzą – sprzeciwia się zasadzie rozdziału państwa od religii. Ich zdaniem Matki Teresy nie da się oddzielić od religii. Ateiści jednak mają trochę racji. Matkę Teresę rzeczywiście trudno oddzielić od religii. Choć nie tak trudno, jak ateistów.

Muzeum z postępem
Latem w Warszawie „po raz pierwszy w dawnej Europie Wschodniej”, odbędzie się Euro-Pride, czyli coroczna parada osób dumnych z posiadanego defektu seksualnego. Nasi rodzimi działacze homoseksualni od lat nie potrafią zebrać odpowiedniej liczby swojaków, więc Polska będzie musiała podziwiać bezwstyd z importu. Przygotowania do tego „epokowego wydarzenia” trwają. Nic dziwnego, że nawet Muzeum Narodowe w Warszawie nie chce stać z boku i przygotowuje wystawę „Homo Ars Erotica”. Wynika to z „powinności aktywnego uczestnictwa w debacie, jaka toczy się w Europie, a także w naszym kraju, na temat miejsca mniejszości seksualnych w kulturze i życiu społecznym” – jak dowiadujemy się ze strony internetowej Muzeum. Dalej czytamy: „Chcemy odsłonić homoerotyczną wizualność, obecną przez wieki w kulturze europejskiej, homoerotyczną sztukę, jej tematy, ikonografię i estetykę; chcemy także pokazać związki tej tradycji historyczno-artystycznej ze sztuką współczesną”. No cóż, może to i dobrze, że dokumentacja publicznej deprawacji trafi do muzeum. Szkoda że nie tylko tam.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.