Pozew wewnętrzny

Franciszek Kucharczak

|

GN 38/2009

publikacja 21.09.2009 13:40

Myśl wyrachowana: Czy zgodnie z prawem trzeba będzie mówić „deszcz pada”, gdy leje się krew?

Pozew wewnętrzny

Kiedy przeczytałem prasowe relacje z rozprawy w procesie wytoczonym „Gościowi” przez Alicję T. (nazwisko wolno i należy podawać, ale tylko wtedy, gdy się tę panią chwali), miałem ochotę rzucić się sobie do gardła, a przynajmniej obrzucić się wyzwiskami z powodu mowy nienawiści, jaką w tygodniku współtworzę. Moje dłonie już zaczynały zaciskać się na mojej szyi, gdy nagle zadźwięczało mi w głowie: „Jest lepszy sposób – pozwij się do sądu”. Uścisk zelżał, odetchnąłem i rozejrzałem się za papierami na siebie. Ale od razu przyszła myśl: jakie papiery? Co napisaliście niezgodnego z prawdą? – Jak to! – ryknąłem w myślach. – Przecież napisaliśmy, że pani Alicja jest niedoszłą morderczynią! Na to wewnętrzny polemista: – To nie wy, tylko Gazeta Aborcza (tak, łajdak, powiedział!) napisała, że tak napisaliście. – No dobra, nie nazwaliśmy jej morderczynią – rzuciłem przed siebie stosowny egzemplarz. – Ale proszę, tu napisaliśmy, że pani T. chciała zabić swoje dziecko.

– A nie chciała? – judził głos. – A poza tym czyżbyś nie widział różnicy między zdaniem „on jest zły” a stwierdzeniem „on źle robi”? To pierwsze jest oceną człowieka, to drugie – jego działania. Czy nie wolno wam publicznie ocenić działań kobiety, które ona uczyniła publicznymi? – głos brzmiał coraz donośniej. – Kiedy pierwszy raz wystąpiła w telewizji, żaląc się, że nie pozwolono jej usunąć dziewczynki, która obok niej stała, zobaczyłeś twarz tej pani i usłyszałeś, jak się nazywa. Nie kazała zamazać swojego wizerunku, podała swoje nazwisko, a teraz ma pretensje, że nie wszyscy się z nią zgodzili? Potem pod swoim nazwiskiem i zdjęciem udzielała wywiadów, wzywając do ułatwień w dokonywaniu aborcji, a wy mieliście milczeć?

Jej nazwisko staje się sztandarem feministek, pod łzawymi opisami jej „dramatu” w gazetach pojawiają się wezwania do innych kobiet, żeby dzieliły się podobnymi „dramatami”. Czy o propagatorach aborcji trzeba mówić jak o nieboszczykach „dobrze albo wcale”? – ironizował cham bezczelny. – Wiesz – nagle złagodniał – gdy dorosły człowiek występuje publicznie, musi być gotów na publiczną krytykę. – Ale tę panią krytyka zabolała! – Owszem, bo żadna krytyka tak nie boli, jak uzasadniona. – Ale trzeba było wsłuchać się w racje tej pani! – Robisz ze mnie idiotę? Przecież próbowaliście się z nią kontaktować. Ty sam chciałeś zadać jej kilka prostych pytań, których – ciekawostka – nikt jej jakoś nie zadał. Zapomniałeś, co ci powiedziała? – Że z „Gościem Niedzielnym” rozmawiać nie będzie.

Byłem zdezorientowany. – Mam! – olśniło mnie nagle. – Opublikowaliśmy zdjęcie tej pani, nie pytając jej o zgodę. „Gazeta Wyborcza” też nam to wytknęła. – A wiesz, kto sprzedał wam to zdjęcie? „Gazeta Wyborcza”. Co to, biorą pieniądze za zdjęcia, których nie wolno publikować? – Aha… No to co ja właściwie mam ze sobą zrobić? – załamałem się. – Rób swoje. I tak wszyscy macie pozew do sądu. – Jakiego? – Ostatecznego.

- - - - - -

 

 

Co kogo rusza
Piotr Pacewicz z „Gazety Wyborczej” w tekście o in vitro ironizuje, że „nic nie jest w stanie tak poruszyć Kościoła jak los embrionów”. Niezupełnie – Kościół porusza los człowieka w każdej fazie życia – embrionalnej, niemowlęcej, dojrzałej i starczej. Ale najbardziej porusza go los tych, którzy odmawiają praw ludzkich którejkolwiek z tych grup ludzi.

O matki moje!
Brytyjski rząd wydał rozporządzenie, które parom lesbijskim zgłaszającym w USC urodzenie dziecka daje takie same prawa, jakie mają pary naturalne. Odtąd urzędnik będzie musiał wpisać do dokumentów obie takie panie jako rodziców dziecka. Jak podaje serwis HLI News, w dokumentach będą użyte zwroty „pierwszy rodzic” i „drugi rodzic” albo „rodzic wspomagający”. „Nareszcie będziemy postrzegane jako rodzice naszych dzieci” – cieszy się rzeczniczka prasowa jednej z lesbijskich organizacji. Powodów do radości nie braknie i w przyszłości, gdy jedno dziecko będzie mogło cieszyć się dowolną liczbą pań lub panów postrzeganych jako jego rodzice. Zwłaszcza że dzieci będzie coraz mniej, a związków z definicji niezdolnych do rodzenia coraz więcej. A potem? No cóż, szariat nie przewiduje zachowań homoseksualnych. Ale za to jeden mężczyzna może mieć cztery żony, więc sobie panie przynajmniej razem pomieszkają.

Moja sprawa
Burmistrz Żywca pozbawił wystawę antyaborcyjną sensu, przenosząc ją z miejsca ogólnie dostępnego do pomieszczenia zamkniętego. W liście do kobiety, która domagała się uzasadnienia takiej decyzji, burmistrz napisał: „Sam osobiście jestem przeciwnikiem aborcji, ale to jest moja wyłącznie sprawa”. A gdyby tak przy wyborach każdy mieszkaniec Żywca powiedział: „Sam osobiście jestem zwolennikiem dotychczasowego burmistrza, ale nie pójdę do wyborów, bo to jest wyłącznie moja sprawa”?

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.