Święto sukcesu

Franciszek Kucharczak

|

GN 33/2009

publikacja 16.08.2009 20:35

Kto żyje niebem, ten ma święto już na ziemi.

Święto sukcesu

Tadeusz Mazowiecki na Woodstocku wypowiedział się przeciw czynieniu świętem rocznicy wybuchu powstania warszawskiego, bo „w Polsce mamy za dużo świąt martyrologicznych, za mało radosnych”.

Internetowy komentator Marek Błaszkowski zauważył, że spośród świąt państwowych martyrologiczny mamy tylko 1 maja – bo odwołuje się do ofiar strzelaniny w Chicago. Poza tym świętujemy same sukcesy: zwycięstwo nad Sowietami, jedną z pierwszych na świecie konstytucji i odzyskanie niepodległości. Zero martyrologii! Ale tak się przyjęło jęczeć nad jęczeniem Polaków, że mało kto zauważa, iż Polacy nie jęczą. Utarło się, że radość to jest na Zachodzie. Tam kolorowe baloniki, tam radosne korowody, miłość, zabawa, taniec, panowie proszą panów. A u nas tylko szarość, nuda i pola kartofli po zasnuty mgłą horyzont. Polak siedzi i biadoli lub klęczy i płacze, a powstaje tylko w listopadzie i styczniu, żeby paść na reducie albo w okopach – jak woli. My już takie smutasy jesteśmy i jedynym sposobem na podniesienie poziomu radości jest obniżenie poziomu polskości.

Podobne przekonanie odnosi się do chrześcijaństwa. Uważa się, że człowiek religijny to duchowy masochista, zakochany w bólu wielbiciel cierpienia. To stereotyp tak silny, jak pogląd, że Aleksander Kwaśniewski jest wyższy niż Lech Kaczyński. Nawet chrześcijanie uwierzyli, że ulubionym zajęciem Boga jest gnębienie swoich wyznawców i kto chce mieć lepiej, musi być mniej chrześcijański. „Nie mogę oddać życia Jezusowi, bo nie chcę cierpieć” – powiedziała mi pewna pani, która bardzo się w życiu nacierpiała, bo nie oddała życia Chrystusowi. Bóg, który wyzwala, stał się w pojęciu ludzi ciemięzcą, który zniewala. Jezus stał się synonimem śmierci, tak jakby nie wskrzeszał. Stał się rozdawcą chorób, tak jakby nie uzdrawiał, tropicielem grzechów, tak jakby nie chciał ich odpuścić.

Córka znajomej wróciła z rekolekcji oazowych. Oddała tam życie Jezusowi. „Mamo, ty nie wiesz, jak mi serce skakało. Tak się chyba czują zakochani” – cieszyła się.

To jest to. A ludzie marudzą, że Kościół nie zaspokaja ich pragnień, choć zamiast pić z bijącego w nim źródła, gapią się, jakby czekali na ekspertyzę z sanepidu. Tu trzeba skosztować, jak „słodki jest Pan”. Gdy załzawiony penitent usłyszy nad sobą „idź w pokoju”, dopiero wtedy wie coś o spowiedzi i o kapłaństwie. Gdy wdzięczny za ocalenie przyjmie Komunię, wtedy wie coś o Eucharystii.

Bez doświadczenia Jezusa Kościół będzie się kojarzył z tacą i samochodami księży, ci zaś z molestowaniem i kobietami na boku. Bez Jezusa nie pojmie się, że Kościół świętuje wyłącznie zwycięstwa, a nie klęski. Wielki Piątek nie jest świętem i nikt by o nim nie pamiętał, gdyby nie Zmartwychwstanie. Z tego zwycięstwa pochodzi nadzieja naszego sukcesu.

Ziemskie święta są jak zjedzone wczoraj lody – przypominają, ale już nie smakują. Kościelne zapowiadają i uobecniają sukces. Jedyny wart tej nazwy, bo trwały – zbawienie.

Dlatego prawdziwą kobietą sukcesu jest Maryja w niebie, a nie Madonna na lotnisku Bemowo.

- - - - - - - - - - -

Seksmisjonarki
W radiowej Jedynce odbyła się dyskusja o wchodzącej od września do szkół powszechnej edukacji seksualnej. Była pani z ZNP, pani seksuolog i pani edukator seksualna z grupy „Ponton”. Wszystkie zgodne, że najważniejsze jest równanie do „europejskich standardów”. Żadna nie powiedziała, dlaczego państwo w ogóle ośmiela się zastępować rodziców w kształtowaniu zasadniczych postaw życiowych ich dzieci. Na koniec pani z „Pontonu” oznajmiła, że jej grupa edukatorów seksualnych prowadzi „działalność misyjną”.

Raj edukacyjny
Jak wygląda kraj, w którym edukacja seksualna weszła w wyższą fazę, widać na przykładzie Hiszpanii. Jak donosi „Rzeczpospolita”, tamtejsze Ministerstwo Równości wydało poradnik dla dziewcząt od lat 9. „Nie ma wyznaczonego wieku ani momentu dzielenia się naszą seksualnością. Nie narzucaj sobie tego i nie pozwalaj, by inni ci to narzucali. To twoja decyzja” – piszą autorzy podręcznika, ilustrując to rysunkiem małolatów kopulujących w samochodzie. Zalecają dziewięciolatkom stosowanie środków antykoncepcyjnych, a w razie niechcianej ciąży radzą udać się do ośrodka zdrowia lub ośrodka planowania rodziny. „Tam ci pomogą” – piszą, nie zauważając już nawet, że istnieje ktoś taki, jak rodzice. Nic dziwnego – to z powodu rodziców trzeba teraz edukować ich bachory.

Koń śmiertelny
Sądząc z doniesień medialnych, najtragiczniejszym wydarzeniem ostatnich tygodni była śmierć konia. Zwierzę zdechło (wolno jeszcze mówić „zdechło”, czy to już mowa nienawiści?), czego jego właściciel najwyraźniej nie chciał przyjąć do wiadomości. Ponieważ właściciel jest góralem, na górali spadło odium społeczne jako na zwierzęcych oprawców. Bo „oni tacy są”. Jak to jest, że ze zwierzętami potrafią się obchodzić tylko ci, którzy ich nie mają?

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.