Zaklinanie krzyża

Franciszek Kucharczak

|

GN 14/2009

publikacja 06.04.2009 11:52

Ucieczka od cierpienia powoduje silne bóle nóg.

Zaklinanie krzyża

W „Rzeczpospolitej” napisali o planowanej w irlandzkim Wexford imprezie „Męki Pańskiej”. Właściciele tamtejszego klubu nocnego zamierzają umilić gościom wielkosobotni wieczór, inscenizując ukrzyżowanie Jezusa. Jak powiedział właściciel klubu, Peter May, będzie to zrobione „w wesoły, lekki sposób”. Na scenie stanie krzyż z przymocowanym aktorem w roli Chrystusa, zaś pozostali aktorzy, jako rzymscy żołnierze, będą go biczować. A publiczność będzie tańczyć.

Zarzut bluźnierstwa pan May odpiera stwierdzeniem, że impreza jest po to, żeby przypomnieć młodzieży, o co chodzi z Wielkanocą.

A z pewnością, z pewnością. Młodzież przyswoi sobie przede wszystkim to, co wielu starszych już dobrze pojęło – że zawsze musi być fajnie i wszystko powinno być okazją do zabawy. Że boki zrywać można nawet wtedy, gdy komuś bok przebijają. Trzeba tylko krzyk cierpienia zagłuszyć koncertowym jazgotem, a grymas bólu zasłonić sylwetkami pląsających imprezowiczów.

To taki element świata panoszącego się eutanazizmu, który chce ustalić pewien poziom cierpienia, którego przekraczać nie wolno. W takim świecie dopuszczalna męka to jest najwyżej coś takiego, co się czuje przy czytaniu wierszy konkubiny byłego premiera.

Gdyby nawet pan May swoją pasyjną szopką szczerze chciał ludziom przybliżyć „o co chodzi”, i tak zrobiłby coś odwrotnego. Bo przerabianie męki – zwłaszcza męki Zbawiciela – na lekką i wesołą ani nikomu nie ulży, ani nikogo nie ucieszy. Żadne rechotanie na pogrzebach i żadne tańce na grobach nie sprawią, że zniknie ból i przestaniemy umierać. To wszystko jest zaklinaniem rzeczywistości w złudnej nadziei, że w ten sposób ucieknie się od własnego cierpienia.

Tymczasem – co za paradoks! – najwięcej cierpień, jakie ludzie przeżywają, pochodzi właśnie z tego, że przed cierpieniem uciekają. Bo w istocie życie najbardziej zatruwa ludziom nie to, że są chorzy, tylko strach, że będą chorzy. Obawa przed bólem doskwiera tym, których nic jeszcze nie boli.

Rozmawiałem kiedyś z osobą, która bardzo się nacierpiała z powodu pokiereszowanego życia. Nalegałem, żeby bez zastrzeżeń i warunków swoje życie oddała Jezusowi.

– Nie, bo nie chcę cierpieć – usłyszałem.

Zdumiewające, jak bardzo cierpiący realnie ludzie boją się jakiegoś cierpienia wyimaginowanego, i to mającego pochodzić od Tego, który po to cierpiał, żeby nas od męki uwolnić.

To skutek diabelskiego kłamstwa, które mówi, że Bóg lubuje się w gnębieniu ludzi. Stąd przekonanie wielu, że kto zgodzi się na Bożą wolę, temu zaraz anieli dadzą tak popalić, że się go nawet łapiduchy wystraszą. Stąd też taki opór przed zgodą na wezwanie Jezusa, żebyśmy co dnia brali swój krzyż i Go naśladowali.

Niektórzy wykombinowali, że wystarczy Jezusa nie posłuchać, żeby się krzyża pozbyć. A to nie tak – kto nie chce nieść swojego krzyża z Jezusem, poniesie i swój, i cudzy, a na dodatek bez Jezusa. A diabeł mu jeszcze poradzi: „Zatańcz, to ci będzie łatwiej”.

- - - - - - - -

Ludzki wybrak
Dziewczynka o imieniu Phebe przyszła na świat dwa lata temu w Kanadzie, po trudnym porodzie. Jak podaje HLI Europa, miała dziecięce porażenie mózgowe, a lekarze podejrzewali, że także nie widzi i nie słyszy. W szpitalu dziecięcym w Montrealu rodzice zgodzili się na odłączenie dziecka od respiratora i zaprzestanie karmienia. Wtedy jednak dziecko zaczęło samodzielnie oddychać, więc komisja lekarska zdecydowała o podjęciu odżywiania małej. Rodzice zaprotestowali, ale nieskutecznie. Z czasem okazało się, że dziewczynka widzi, słyszy i żywo reaguje. Jej matka czuje się pokrzywdzona, że nie może pracować, bo musi się opiekować córką z porażeniem mózgowym. Dlatego wraz z mężem domaga się przed sądem 3,5 mln dolarów odszkodowania. Kanada będzie musiała dopracować prawo. Bo niby wolno tam dzieci zabijać przed porodem, ale co zrobić, gdy dziecko stanie się wybrakiem dopiero w wyniku porodu?

Internauta zrobił swoje
Lobby antykoncepcyjne dla ratowania zagrożonych finansów zmobilizowało internautów, którzy zamierzają wysłać papieżowi „miliony prezerwatyw”. Producenci się cieszą, bo zapłacą internauci, a czy guma trafi do Afryki czy do Watykanu, to im bez różnicy. I tu, i tam adresatami są czarni.

„Lancet” sprzeczny
Niedocenianie przez papieża kondomiarskich osiągnięć medycyny wzburzyło też brytyjskie czasopismo medyczne „Lancet”. Podobno papież naraża miliony ludzi na śmierć. W odpowiedzi Radio Watykańskie przypomniało, że „Lancet” dziewięć lat temu wyrażał zupełnie odmienną opinię, że mianowicie prezerwatywy „mogą przyczynić się do beztroski i wzrostu ryzykownych zachowań”. Ci w Watykanie stanowczo za dużo czytają.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.