Chłopiec z tabloidu

Franciszek Kucharczak

|

GN 06/2009

publikacja 09.02.2009 11:12

Gdy mąż stanu zdradza żonę, czemu nie miałby zdradzić i stanu?

Chłopiec z tabloidu

Widzieliście Kazimierza Marcinkiewicza z dziewczyną? Niestety, to nie jego synowa – to, hm… narzeczona. Pochwalił się nią, wysyłając zdjęcie „Super Expressowi”. A teraz ma problem, bo w brukowcu nie dotrzymali słowa i po opublikowaniu zdjęcia wraz z jego wypowiedzią nie dali mu w spokoju rozwieść się z prawdziwą żoną. Chce się z tabloidem sądzić, bo odkrył raptem, że dziennikarze są tam nierzetelni, niesłowni i niehonorowi. Podle wykorzystali jego prawdomówność. „Nigdy nie kłamię, więc się do tego przyznałem” – czytamy na jego blogu. Ejże, naprawdę nigdy Pan nie kłamie, Panie premierze? Zdaje się, że kiedyś powiedział Pan żonie: „ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską”. Ślubował Pan, że nie opuści żony aż do śmierci. Więc jak? Mówi Pan zawsze prawdę z wyjątkiem przysięgi małżeńskiej?

„To moja prywatna sprawa” – upiera się teraz były premier.

Pana prywatną sprawą jest, czy woli Pan „Super Express” czy „Fakt”. Ale żadne małżeństwo nie jest prywatne. Zawiera się je publicznie, więc nic dziwnego, że niewierność budzi publiczne reakcje. Im wyżej pozwolił Pan się wynieść, tym większą ponosi Pan odpowiedzialność za zgorszenie. Jak młodzi ludzie mają zachować się dojrzale, skoro mąż stanu zachowuje się gorzej niż szczeniak?

Ciekawe, że za obronę Kazimierza Marcinkiewicza wziął się Janusz Palikot. Rzec można: pomagał kocioł garnkowi. Palikot wścieka się na swoim blogu na polską „kołtunerię”, która ośmiela się krytykować kogoś, kto „kocha i odchodzi od niekochanej kobiety”. Ironizuje, że „w polskim standardzie lepiej by było dla Marcinkiewicza, żeby się krył, kamuflował, żeby udawał kochającego męża i ojca”.

Typowe. W przekonaniu wiarołomców całego świata uczciwy jest tylko ten, kto zdradza jawnie, bo wszyscy inni z tym się kryją. Innej możliwości nie ma. A nie pomyślał pan Palikot, że można po prostu być wiernym?

Co to znaczy „niekochana kobieta”? Żona jest niekochana nie dlatego, że już taka jest, tylko dlatego, że mąż jej nie kocha. No to niech ją pokocha! Niech się okaże mężczyzną, a nie wiecznym chłoptasiem, któremu w piersi bije malutkie, walentynkowe serduszko.

Ten „polski standard”, który tak wkurza oszołomów „postępu”, jest zdrowym odruchem społecznym. To dobrze, że ludzi jeszcze porusza czyjś rozwód, bo to zawsze czyjaś krzywda i nieszczęście. Obojętność wobec nieszczęścia i krzywdy nazywa się znieczulicą, a nie tolerancją, jak chcieliby fanatycy duchowej pustki.

Jeśli słowo „kołtun” miałoby oznaczać kogoś, komu nie podoba się niesłowność, rozwiązłość i łamanie zobowiązań, to koniecznie bądźmy społeczeństwem kołtunów. W takim społeczeństwie, owszem, trudniej żyje się ojcom porzucającym rodzinę i starszym panom uwodzącym młode dziewczyny. Trudniej tu „konkubentom”, „partnerom” i innym nieodpowiedzialnym ludziom. Ale gdzie trudniej być niewiernym, tam łatwiej ocalić wierność.

Panie premierze, nic jeszcze nie jest stracone.

- - - - - - - - - - - - -

Deprawacja obywatelska
Sąd Najwyższy Hiszpanii orzekł powszechny obowiązek uczestnictwa uczniów w lekcjach wychowania obywatelskiego. Rodzice nie będą mieli prawa odmówić posyłania dzieci na te lekcje – donosi KAI. A czego dowiedzą się dzieci na tych lekcjach? A tego, że „małżeństwa” homoseksualne i prawo do aborcji to znakomite osiągnięcia cywilizacji. Dzieci szkół podstawowych i gimnazjów będą pozbawiane „homofobicznych uprzedzeń” i uczone nowego modelu zachowań seksualnych. Nakaz prowadzenia wychowania obywatelskiego dotyczy także katolickich szkół prywatnych. Sąd uznał, że programy tych lekcji nie naruszają konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z wyznawanym światopoglądem. Jasne. Przecież rodzice mogą skorygować treści przekazane dzieciom w szkole. Mogą im na przykład powiedzieć, że tego banana, na którego pani naciągała prezerwatywę, to można zastąpić ogórkiem.

Dzieci na wynos
Szkockie małżeństwo opiekowało się wnukami, bo matka dzieci jest leczona w zamkniętym ośrodku dla narkomanów. Sąd w Edynburgu odebrał dziadkom prawo opieki nad maluchami, bo uznał, że są na to za starzy (dziadek ma 59 lat, babcia ma 13 lat mniej). Jak doniósł „Dziennik”, pięcioletni chłopczyk i jego czteroletnia siostrzyczka trafili do rodziny zastępczej, którą tworzy… para homoseksualistów. Pracownicy opieki społecznej poradzili wstrząśniętym dziadkom, żeby nie protestowali, bo wnuków już więcej nie zobaczą. Jak informuje „Dziennik”, homoseksualiści w Szkocji mogą adoptować dzieci od 2006 roku, mimo że jeszcze dziś 90 proc. społeczeństwa jest temu przeciwnych. Ależ skąpi są ci Szkoci. Nic dziwnego, że tamtejsze władze muszą przymuszać obywateli do dzielenia się dziećmi.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.