Obowiązek rodzenia

Franciszek Kucharczak

|

GN 04/2009

publikacja 27.01.2009 12:48

Myśl wyrachowana: Kto nikogo nie rodzi, ten umie tylko ronić pomysły.

Obowiązek rodzenia

Serial „Ojciec Mateusz” o księdzu detektywie bije rekordy oglądalności. Nie słabnie popularność powtarzanego trzeci raz „Rancza”, w którym jedną z głównych ról gra ksiądz. No i wciąż sporą widownię ma „Plebania”. To zła wiadomość dla bojowników postępu, którzy w pocie czoła zwalczają polski klerofaszyzm i przesądy światło ćmiące. Bo tak jakoś jest, że sympatia społeczna jest po stronie pozytywnych bohaterów lubianych filmów. Tysiąc tekstów na blogu Joanny Senyszyn nie zrównoważy jednego uśmiechu Artura Żmijewskiego w sutannie. Tysiąc wpisów zapluwających się ze złości forumowiczów nie przeważy jednej sentencji wygłoszonej przez Cezarego Żaka jako proboszcza.

Parafrazując Ewangelię, rzec można z pewnym uproszczeniem, że ktoś, komu podobają się filmowi księża, nie może zaraz źle mówić o prawdziwych. A w tych filmach księża się podobają. Grają różne charaktery, ale jedną cechę mają wspólną – są szczerze religijni i stosunek do Boga wyznacza ich sposób działania. Sukces „Ojca Mateusza” chyba kogoś przestraszył, bo w prasie odezwały się pojękiwania, że ludzie naiwnie wierzą w księdza ideała. Tymczasem tacy duchowni naprawdę się trafiają, sam takich znam. Oni są ojcowscy w najlepszym tego słowa znaczeniu. Do takich ludzi chce się uciec, gdy jest źle, a gdy jest dobrze, chce się im pochwalić swoim szczęściem. Niestety, takich ludzi jest za mało, bo deficyt ojców przenosi się na wszelkie dziedziny życia.

Nic dziwnego, że nie w każdej parafii mamy ojca, skoro nie mamy ojców w tak wielu rodzinach. Są tam, owszem, jacyś faceci, ale co z tego, skoro to w duszy starzy kawalerowie. Bo stary kawaler to nie człowiek, który się nie ożenił. To ktoś, kto nie ma dzieci – uwaga! – duchowych. Każdy chrześcijanin musi mieć takie dzieci, niezależnie od tego, czy ma biologiczne potomstwo, czy nie. Czy to duchowny, czy świecki – mężczyzna musi być ojcem, a kobieta matką. Każdy musi kogoś zrodzić, a to dzieje się zawsze, gdy się bezinteresownie robi coś dla czyjegoś prawdziwego dobra. Wszyscy mamy taką możliwość, bo nawet ślepi, głusi, bez rąk i nóg możemy się jeszcze modlić.

W niebie się okaże, jak płodna była taka modlitwa.Jeśli ojciec biologiczny nie dba o zbawienie swoich dzieci, jest starym kawalerem, nawet gdy jest młody i żonaty. Jeśli ksiądz myśli o wszystkim, tylko nie o zbawieniu swoich parafian, też jest starym kawalerem, w dodatku uprawiającym duchową antykoncepcję. Trwa rok jubileuszowy św. Jana Marii Vianneya, ogłoszony w 150-lecie jego śmierci. Ten ksiądz niemal całe kapłańskie życie spędził w zapadłej wiosce Ars. Był mały i brzydki, a nauka szła mu ciężej niż Polsce przygotowania do Euro 2012. A jednak do jego konfesjonału cisnęły się takie tłumy, że do Ars musiano poprowadzić linię kolejową. I to w porewolucyjnej Francji! To powinno dać do myślenia każdemu, kto utyskuje na „postępującą laicyzację”. Bo laicyzacja to nie jest jakiś smok, który pożera tłumy chrześcijan. To raczej choroba sieroca, wywołana brakiem prawdziwych – bo duchowych – ojców i matek.

- - - - - - - - -

 

 

Luca był nominowany?
Włoski piosenkarz Luca Povia z utworem „Luca Era Gay” (Luca był gejem) dostał się do finału tegorocznej edycji festiwalu w San Remo. Fakt ten wywołał ogromne protesty aż w Parlamencie Europejskim. Politycy domagają się wykluczenia piosenki jako homofobicznej. Cały problem w słowie „był”. Artysta opowiada w piosence, że wyleczył się z homoseksualizmu. Coś takiego jest obecnie największą herezją i największą zniewagą dla politycznej poprawności, zarządzanej przez najbardziej wpływowe na Zachodzie lobby homoseksualne. – Dlaczego taką furię wywołuje piosenka o tym, co jest przecież prawdą, i to poświadczoną osobistym świadectwem? – zdziwi się ktoś. No właśnie dlatego.

Ponton do jeziora
Jest w Polsce samozwańcza grupa „edukatorów seksualnych” o nazwie „Ponton”. Edukatorzy jeżdżą po szkołach, deprawując dzieci i młodzież w zakresie „dojrzewania, antykoncepcji i zdrowia reprodukcyjnego”. Prowadzą też w tej kwestii sekstelefon, za pośrednictwem którego małolaty mogą usłyszeć głównie to, co może zrobić z nich nieodpowiedzialne, egoistyczne małpoludy. Członkowie grupy wychodzą z założenia, że szkoła źle wychowuje, a większość rodziców w Polsce to głupki i pełni przesądów dewoci, niezdolni do przekazania swoim dzieciom życiowych zasad. Ponton, żeby działał, musi być nadmuchany. Tydzień temu „Dziennik” dostarczył „Pontonowi” powietrza. Działalności tej grupy poświęcono obszerny tekst. „Edukatorki” pobiadoliły tam nad polskimi nastolatkami, które mają „katastrofalnie niską wiedzę o swojej seksualności”. Podrwiły też sobie z rzekomej niekompetencji nauczycieli i katechetów, którzy potrafią tylko powtarzać „że współżycie przed ślubem jest złe” i czerwienią się na samo słowo „seks”. No trudno. Skoro ponton już napompowany, to teraz trzeba mu powiedzieć „spływaj”.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.