Czekanie na rozwiązanie

Franciszek Kucharczak

|

GN 48/2008

publikacja 01.12.2008 13:30

Myśl wyrachowana: Problemom trzeba zaradzać, a nie zabijać ich nośniki

Czekanie na rozwiązanie

Zaręczyli się. Ona zaszła w ciążę, ale nie powiedziała mu o tym. Jak to powiedzieć, skoro… to nie on był ojcem. Ale dowie się i tak, bo nic między nimi nie było. A gdy się ludzie zwiedzą, najdosłowniej zatłuką. W końcu się dowiedział. – Ona? Taka święta? – nie mógł pojąć. Ale dowód zdrady był oczywisty. Więc co? Nie mógł zamieszkać z wiarołomną, ale wydać ją na śmierć też nie potrafił. Postanowił wziąć winę na siebie. Zerwie z nią. Niech ludzie gadają, że łajdak, że zostawił kobietę w ciąży. Będzie na niego, ale ją ocali. Ona nazywała się Maria. Mieszkała w Nazarecie. Co mogła zrobić? Powiedzieć, że to Dziecko to z Ducha Świętego? No nie, takie rzeczy to… nawet nie w Erze. W coś podobnego nawet Michnik Jaruzelskiemu by nie uwierzył. Więc milczała. I co? Zainterweniował sam Bóg. Któregoś ranka Józef obudził się jako mąż Dziewicy i ojciec Syna Bożego. Wiedział.

Nie byłoby tego, gdyby Maryja straciła zaufanie, że skoro Bóg coś zaczął, to dokończy. Bo mogła „wziąć sprawy w swoje ręce”. A miała wszelkie dane, żeby – nawet zgodnie z polskim prawem – dokonać aborcji. Przecież ta ciąża ewidentnie „zagrażała życiu matki”. A Ona nic. Czekała. O czekanie ludziom najtrudniej – szczególnie, gdy mają problem. I zwłaszcza, gdy dotyczy poczętych dzieci. „Co robić?” – panikują rodzice, gdy nieletnia córka informuje, że będą dziadkami. „Co robić?” – kombinują małżonkowie, gdy mają dorosłe dzieci, a tu buch – kolejna ciąża. „Co robić?” – gorączkują się pary, gdy lekarz powie: „Płód jest chory”. Bo trzeba coś zrobić, i to już, już, już! Wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Strach taki, że nawet Oleksemu zjeżyłby włosy na głowie. „Zmyślimy, że córkę zgwałcił kolega”. „Namówimy lekarza, żeby napisał, że ciąża szkodzi sercu, nogom, oczom”. „Poszukamy czegoś na lewo, wyjedziemy za granicę”. Jest coś diabelskiego w tym strachu, który wszystko każe uważać za lepsze niż dziecko. Który mówi, że każde rozwiązanie jest lepsze niż szczęśliwe rozwiązanie.

Genialny był twórca przysłowia „Co nagle, to po diable”. Bo to jest naprawdę po diable. To diabeł pogania, że trzeba coś robić, gdy właśnie nic robić nie wolno. Bo nie można brać sprawy w swoje ręce, gdy ta „sprawa” też ma ręce. To zły każe się śpieszyć, bo „potem będzie za późno”. Będzie za późno, ale dla niego. Bo on kocha wpychać nas w decyzje nieodwracalne. Zabójstwo człowieka – to jest dla niego rarytas! Najpierw roztacza tysiąc powodów, dla których trzeba „uporać się z problemem”, a gdy się to zrobi, nagle się wycofuje. I zrozpaczony człowiek słyszy tylko dudniący rechot: „Patrz, coś zrobił”. Na pytanie „co robić”, gdy człowiek już jest, odpowiedź jest jedna: nic. Kto przeczeka czas burzy i lęku, widzi, że nie było się czego bać. Gdy wielkie oczy strachu okazują się ślicznymi oczkami dziecka, wszystko staje się proste i jasne. Bo każde dziecko jest błogosławieństwem. Zawsze. Piszę to, bo zaczyna się Adwent, a to jest właśnie czas czekania na Dziecko. Gdyby Maryja nie umiała czekać, my nie mielibyśmy na co czekać.

Piękna para w gwizdek
Czytelniczki „Gali” wybrały zdeklarowanych gejów Tomasza Raczka i jego… Marcina Szczygielskiego jako zwycięzców w kategorii „najpiękniejsza para roku”. Uroczystość wręczania „Róż Gali” była transmitowana przez telewizję publiczną w porze najwyższej oglądalności. Wnioski nasuwają się dwa. Telewizja jest coraz bardziej „publiczna”, co oznacza, że sprzedaje się każdemu, kto zapłaci. To taki nowy wymiar misyjności. A drugi wniosek płynie z wyników plebiscytu. Jak widać, panie najbardziej uwielbiają podstarzałych facetów z zaburzeniami tożsamości, którym nie podobają się kobiety.

Nowa tradycja
Jak podało radio RMF, w Niemczech w okresie Adwentu odbywają się jarmarki bożonarodzeniowe. Ich tradycja sięga średniowiecza. Jak zawsze pachną grzanym winem, piernikami i cynamonem, ale mają też nowe elementy. W jednej z dzielnic Hamburga odbędzie się na przykład jarmark erotyczny. Pod choinkę będą seksprezenty, a oprócz cynamonu i wina będą „skromnie ubrane tancerki”. To też tradycja sięgająca średniowiecza, tylko że wtedy zupełnie co innego oznaczało, że ktoś jest „skromnie ubrany”.

Względność sławy
Jak podała KAI, „L’Osservatore Romano” wybaczyło Johnowi Lennonowi pełne euforii oświadczenie sprzed kilkudziesięciu lat, że Beatlesi są „popularniejsi od Jezusa Chrystusa”. Bo to była tylko „fanfaronada wyrostka robotniczego pochodzenia, który nie umiał sobie poradzić z niespodziewanym sukcesem”. Ale właściwie nie ma czego wybaczać, bo Beatlesi może nawet byli popularniejsi niż Jezus. Tylko że to była popularność jednego sezonu i nie ma żadnych dowodów, że któryś z nich kogoś zbawił.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.