Nie wiedzą, co jedzą

Franciszek Kucharczak

|

GN 18/2008

publikacja 09.05.2008 05:42

Myśl wyrachowana: Głodny nie znaczy godny

Nie wiedzą, co jedzą

Sezon komunijny przypomniał mi taką historię sprzed lat. Poszedłem na koncert, który okazał się pretekstem do ewangelizacji, zorganizowanej przez jakąś niekatolicką grupę wyznaniową. Przed wejściem do sali kręcili się ludzie z plakietkami „doradca”. Jedna z „doradczyń” przydybała siedzącego obok mnie nastolatka. – Jak idziesz do Komunii, to mówisz, że jesz Pana Jezusa, taaaak? – pytała z politowaniem w głosie. Chłopak był skonsternowany. Ponieważ wcześniej przez kilka dni tłukł mi się po głowie cytat z Jana 6,55, poczułem, że teraz powinienem go użyć. – Mogę się włączyć? – zapytałem. – Ależ proszę, bracie – rzekła kobieta. Na to ja: – Pozwolę sobie zauważyć, że sam Jezus powiedział: „Ciało Moje jest PRAWDZIWYM po-karmem, a Krew Moja jest PRAWDZIWYM napojem”.

Byłem zdumiony piorunującym efektem, jaki odniosły te słowa. „Doradczyni” zrobiła się bezradna, jak ekolog na środku autostrady. Zrazu zaniemówiła, a potem poprosiła pana z plakietką „starszy”. Ten, po wysłuchaniu kwestii, oznajmił że chętnie by porozmawiali, ale muszą już iść. No i poszli. Myślę, że podobnie poszli też dwa tysiące lat wcześniej ludzie, którzy usłyszeli te słowa w oryginale. „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” – oburzyli się, i tyle ich Jezus widział. Rzecz charaktery-styczna: Pan Jezus za nimi nie biegł. Nie wołał: „Halo! Źle mnie zrozumieliście!”. Skoro tego nie zrobił, to dlatego, że oni zrozumieli Go dobrze. Czyli że faktycznie, przyjmując Komunię, jemy Jego Ciało i pijemy Jego Krew. Dosłownie.

W kilku sanktuariach przechowuje się tkankę sercową, w którą zamieniły się konsekrowane hostie. Trafiają się też mistycy, dla których Eucharystia całymi latami jest jedynym pokarmem. Wygląda na to, że Jezus chce nam przypomnieć, że Najświętszy Sakrament to nie żadna metafora. Żaden symbol. To Jego prawdziwe, żywe i krwawiące Ciało, a jednocześnie źródło życia – czasem nawet doczesnego. To się, jak mawiali milicjanci, w pale nie mieści, ale tam się mieści niewiele rzeczy. Ta świadomość dobrze robi, bo gdy człowiek wie, że nie wszystko może zrozumieć, rozumie, że czasem musi uwierzyć. Dlatego zgina kolana przed białym opłatkiem, bo wierzy, że to nie jakaś idea Boga, tylko Bóg we własnej osobie. A skoro tak, rozumie też, że Boga nie można przyjmować bez stanu łaski uświęcającej. Czyli że trzeba się dobrze wyspowiadać. Trzeba – bo kto nie uznaje swojego grzechu, ten nie żałuje, a kto nie żałuje, ten nie może przyjąć Bożego przebaczenia. A bez przebaczenia nie można przyjąć Bożej miłości – tak można ją tylko sprofanować.

To trudna mowa w czasach, gdy ludziom wydaje się, że im się wszystko należy. Trudna mowa, gdy wszelkiego rodzaju cudzołożnicy domagają się dostępu do sakramentów, choć w miejsce Boga świadomie wybierają życie w grzechu. Trudna mowa, gdy za świętokradztwo uważa się jedynie uszkodzenie skrzeku żaby zielonej i podważenie prawa do aborcji. Wielu z tych, którzy tę mowę słyszą, grozi: „Bo sobie pójdziemy”. Ale tych należałoby zapytać parafrazą z Piotra: Do kogo pójdziecie?

Niespodzianki planowane
Francuskie „Le Figaro” doniosło, że Papież źle się czuje, bo w środę po jego powrocie z USA nie odbyła się audiencja generalna. Miało to – jak napisano – wywołać niepokój w Watykanie. W rzeczywistości audiencję odwołano dwa miesiące przed pielgrzymką Benedykta XVI do Ameryki. Proszę, jak w Stolicy Apostolskiej wszystko jest zaplanowane. Jak widać, z dużym wyprzedzeniem ustala się nawet to, kiedy Papież będzie miał złe samopoczucie.

Naprawiacz zewnętrzny
Tadeusz Bartoś, z zawodu były dominikanin, zaniepokoił się w „Gazecie Wyborczej”, że „polski Kościół jest jednym z niewielu w Europie (albo i na świecie), w którym duchowni nie otrzymują pensji od biskupa za pracę w parafii”. Pan Bartoś nawet na tę ewentualną pensję liczyć już nie może, co znaczy, że o Kościół troszczy się bezinteresownie. Zaobserwował zapewne, że Polska jest jednym z niewielu krajów w Europie (albo i na świecie), w których katolików jest garstka, a kościoły się zamyka. Nic dziwnego, że sposobów naprawy szuka w krajach kwitnącego chrześcijaństwa, gdzie księża pensję dostają – na przykład w Czechach, Niemczech albo Francji.

Pokolenie JPII atakuje
„Dziennik” ogłosił wyniki raportu przygotowanego przez ośrodek badawczy Stratosfera. Wynika z niego, że Polki w wieku 18–25 lat są „bardziej konserwatywne” niż ich starsze o 10 lat koleżanki. Po raz pierwszy od dawna większość młodych kobiet za priorytet uważa założenie rodziny, bezpieczeństwo i stabilność, a nie „karierę”. Róbcie coś, towarzysze, bo inaczej światłym Polakom będzie wstyd pokazać się Prawdziwym Europejczykom!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.