Złodzieje ludzi

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 33/2007

publikacja 16.08.2007 16:10

Myśl wyrachowana: Jeśli uważasz, że seks przed ślubem to nic złego, rób tak dalej: uważaj

Złodzieje ludzi

W„Życiu Warszawy” zamieszczono sondaż CBOS, w którym pytano o edukację seksualną. Przy okazji było pytanie o antykoncepcję i o poglądy na temat czasu inicjacji seksualnej. Gazeta skomentowała wyniki tak: „Badanie pokazało, że nie jesteśmy społeczeństwem purytańskim. Ponad połowa osób biorących udział w badaniu oceniła, że z podjęciem współżycia seksualnego nie trzeba czekać do czasu zawarcia małżeństwa, i że seks przed ślubem jest zupełnie normalny”.

Aha. Czyli kto nie uważa, że seks przed ślubem jest normalny, ten jest purytaninem. Innymi słowy stukniętym ascetą, wymachującym krzyżem i krzyczącym chrapliwym głosem: „Bóg was skarze, lubieżni bezbożnicy!”.

Dorabianie takiego wizerunku ludziom, którym jeszcze zależy na moralności chrześcijańskiej, przynosi efekty. Wskutek tego pary deklarujące dochowanie czystości do ślubu traktuje się jak ocalałe dinozaury. One same zresztą zachowują się nieraz tak, jakby podejmowały jakieś niezwykłe zobowiązanie. Kiedyś nawet usłyszałem ze szczytu Jasnej Góry „świadectwo”, w którym dziewczyna oznajmiła, że za parę miesięcy wyjdzie za mąż, ale wraz z narzeczonym postanowili, że do tego czasu nie będą współżyć.

No nie, ludzie, co to za ofiara? Równie dobrze mogliby oczekiwać oklasków za to, że nikogo nie zgwałcili. To nie żadna asceza, tylko obowiązek. Nie mają się czym chwalić narzeczeni, że się powstrzymują od grzechu. To ci, którzy robią inaczej, powinni się wstydzić. A nie wstydzą się, bo normą zaczyna być stan grzechu, zaś trwanie w łasce uświęcającej staje się czynem tyleż heroicznym, co głupim. Nic zresztą dziwnego, że taki heroizm uważa się za głupotę, skoro w pojęciu większości oznacza on rezygnację z miłości. No bo skoro seks to miłość, to brak seksu jest grzechem. Sam Bóg jest przecież miłością, miłość jest najważniejszym przykazaniem i z miłości zostaniemy rozliczeni.

To wszystko byłoby słuszne, gdyby nie to, że seks nie jest miłością. On może wyrażać miłość, ale nie musi – i często jest wyrazem jedynie miłości własnej. Jest wyrazem egoizmu zwłaszcza wtedy, gdy jest podejmowany bez dozgonnego zobowiązania do miłości wyrażonej w formule: „Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską”.

To nie jest tak, że kto czeka z seksem do ślubu, ten powstrzymuje się od miłości. Jest dokładnie odwrotnie – prawdziwą miłość przed ślubem praktykują ci, którzy powstrzymują się od seksu. Dowodzą w ten sposób, że dla osoby kochanej gotowi są do wyrzeczeń. Do czekania. A czekają nie dla głupiej fanaberii, tylko dlatego, że są odpowiedzialni – nie tylko za siebie, ale i za tę drugą osobę. I za dzieci, które powinny mieć rodziców zaślubionych sakramentem, a nie związanych drutem konkubinatu.

Prawdziwa miłość, oczywiście, kosztuje i to sporo. Ale ktoś, kto bierze, a nie płaci, ten nie kocha, tylko kradnie.

Moje poglądy należą do was
Sześcioro kandydatów Partii Demokratycznej na prezydenta USA (wśród nich Hillary Clinton) wzięło udział w debacie na temat praw homoseksualistów. Kandydaci odpowiadali na pytania dotyczące ewentualnej legalizacji „małżeństw” między osobami tej samej płci. Ponieważ Amerykanie w większości są przeciw takiej legalizacji, więc i oni w większości byli przeciw (bo „jeszcze nie jesteśmy na to gotowi”). Ale za to wszyscy byli za „związkami cywilnymi”, które dawałyby w praktyce te same skutki, co małżeństwo. Zapewniali też gejów i lesbijki, że robią dla nich, co mogą.

Oto idealni politycy. Żeby poznać ich poglądy, nie trzeba ich o nie pytać. Wystarczy poczytać aktualne sondaże opinii społecznej.

Gumowa odpowiedzialność
Program abstynencji płciowej do czasu osiągnięcia dorosłości, realizowany przez część szkół w USA, przyniósł zaskakująco dobre wyniki. W ciągu ostatnich ośmiu lat liczba ciąż wśród nastolatek ze szkół objętych programem spadła o połowę. Tak niski wskaźnik zanotowano po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat.
Jak podaje serwis HLI Europa, program ma zaciekłych wrogów. Wśród nich wyróżnia się organizacja Planned Parenthood, propagująca aborcję, antykoncepcję, sterylizację i – a jakże – „edukację seksualną”. Edukacja ta skupia się szczególnie na stosowaniu prezerwatyw. W materiałach dla nauczycieli proponuje się bieg sztafetowy z prezerwatywą, zbiorowe fantazjowanie uczniów na temat prezerwatywy i nadmuchiwanie prezerwatyw.

Naturalnie organizacja dostarcza też „pomocy naukowych”. A jeśli się nie sprawdzą, to nie ma kłopotu – organizacja zapewnia aborcję.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.