Oko za eko

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 31/2007

publikacja 02.08.2007 10:20

Myśl wyrachowana: Jak pięknie żyłoby się nam na ziemi, gdyby nas nie było

Oko za eko

Kiedyś napisałem, że mam sympatię do zwierząt, i to nie tylko panierowanych. Ponieważ jednak panierowane też lubię i generalnie nie mam nic przeciwko zjadaniu przedstawicieli przydomowego inwentarza lub dziczyzny, otrzymałem sporo listów powołujących się na świętego Franciszka. „Pana patron wstydzi się za pana!” – stwierdziła jedna czytelniczka.

Nie wiem, skąd pani miała tę wiedzę, ale myślę, że z rozpowszechnionego przekonania, iż Franciszek uwielbiał przyrodę i jej wszystkich żywych przedstawicieli. To dlatego pod tego znakomitego świętego podczepiają się ochoczo ignoranci, zwący siebie samych ekologami. Tabuny takich ludzi przypinają się do drzew, gdy tylko gdzieś trzeba zbudować autostradę, drogę albo kolejkę linową.

Właśnie słyszałem, jak w radiu TOK FM przedstawiciel tego gatunku wypowiadał się o dolinie Rospudy. Przyznał, że – jeśli budowa obwodnicy Augustowa zostanie zablokowana – mieszkańcy tego miasta długo jeszcze będą musieli żyć w koszmarnych warunkach. Ale ze swoim sprzeciwem – stwierdził beztrosko – powinni iść nie do nadrzewnych ekologów, tylko do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. Na argument, że budowa obwodnicy ma się odbyć bez poważnych strat dla zwierząt i roślin, powiedział: „Nie jestem specjalistą, ale…”.

No właśnie. Zwykle tak to wygląda. Za budową obwodnicy w tym miejscu już wielokrotnie pozytywnie wypowiadało się wielu biologów z tytułami profesorskimi, ale jakie to ma znaczenie wobec „wiary i czucia”, i gorących serc bojowników o prawa zwierząt, roślin i czegokolwiek, byle to nie było człowiekiem. Oni nie potrzebują prawdy, wystarczy im poparcie społeczne. Tylko że to poparcie bierze się z tego, co społeczeństwo wie, a raczej z tego, czego nie wie. I dziwnym trafem zależy od miejsca zamieszkania. Gdyby wszyscy Polacy mieszkali w pobliżu Augustowa, prawie wszyscy byliby za budową autostrady. Bo sprawa dotyczyłaby ich osobiście. Na własnej skórze doświadczyliby, co to znaczy ochrona przyrody z pominięciem człowieka.

Gdyby tak traktowano przyrodę 30 lat temu w Europie, nie byłoby dziś większości autostrad, a do Rzymu drałowalibyśmy na piechotę przez Alpy.

Człowiek ma pierwszeństwo przed jakimikolwiek stworzeniami tego świata. Pewnie, że przyroda jest człowiekowi potrzebna i nie można jej bezmyślnie niszczyć. Ale coraz częściej bezmyślne stają się akcje samozwańczych ekologów. Zamiast czynić ziemię poddaną człowiekowi, czynią człowieka niewolnikiem natury.

Nie tak było ze świętym Franciszkiem. On nie nawracał ludzi na zwierzątka. On nawet zwierzętom mówił o Bogu. Nie uwielbiał przyrody, tylko Boga, który stworzył przyrodę. Jego spotkanie z wilkiem w Gubbio polegało nie na skłonieniu ludzi ku wilkom, tylko skłonieniu wilka, żeby nie atakował ludzi.

Franciszek jest nazywany drugim Chrystusem. Tak bardzo był wpatrzony w Jezusa. A sam Jezus powiedział ludziom coś, co dla „ekologów” jest herezją: „Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”.

Pedofile zneutralizowani
Podporządkowane niemieckiemu Ministerstwu ds. Rodziny Federalne Centrum Oświaty Zdrowotnej wydało broszurę „Miłość, ciało i zabawy w doktora”. Zachęca się tam ojców do dotykania narządów płciowych córek. Dzięki temu dziewczynki mają być dumne ze swojej płci. „Dziecko dotyka wszystkich części ciała ojca. Czasami podniecając go. Ojciec powinien robić tak samo” – piszą autorzy broszury. Chcą też, żeby rodzice zezwalali pociechom na „nieograniczoną masturbację”, bo to ma zapobiec zahamowaniom seksualnym w przyszłości. „Dzieci powinny się nauczyć, że nie ma czegoś takiego jak wstydliwe części ciała. Ciało to dom, z którego trzeba być dumnym” – czytamy. Z kolei rodzice przedszkolaków dowiadują się, że naśladowanie ruchów kopulacyjnych jest wskazane dla rozwoju czterolatka. Broszura jest lekturą obowiązkową podczas szkoleń wychowawców w dziewięciu landach niemieckich. Poleca ją też wiele organizacji walczących z pedofilią. Pewnie chodzi o zwalczenie pedofilii jej własną bronią.

Nekrodrzymała
Szwajcarska organizacja eutanazyjna „Dignitas”, otrzymała nakaz wyprowadzenia się ze swojej siedziby. „Samobójstwa wspomagane” miały miejsce w mieszkaniu na czwartym piętrze, po czym zwłoki zwożono windą do samochodu. Jak donosi serwis HLI Europa, takich kursów odbyło się tam około 700. Lokatorzy budynku nie mogli już znieść „zapachu śmierci” i zażądali od władz eksmisji „Dignitas”. Ludwig Minelli, szef „Dignitas”, oświadczył, że rozważa przeniesienie firmy do dużego wozu turystycznego, którym mógłby jeździć ze swoją „posługą” po całej Szwajcarii. Jaka wygoda. Nie trzeba będzie dzwonić dla chorego po karetkę pogotowia, tylko od razu po karawan.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.