Religia wyboru

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 30/2007

publikacja 25.07.2007 19:38

Myśl wyrachowana: Kto troszczy się dla dziecka o drugie śniadanie, niech pamięta, że każdy zje kiedyś śniadanie ostatnie

Religia wyboru

Będąc kiedyś w obcym mieście, zapytałem przygodnego przechodnia o drogę do centrum. Osobnik z lekkim uśmieszkiem wskazał mi kierunek. Po dłuższej wędrówce zamiast do centrum doszedłem do wniosku, że nie należało tego typa o nic pytać.

Ostatnio kolejny raz usłyszałem, że dzieci nie należy posyłać do sakramentów, bo one same sobie powinny wybrać, w co chcą wierzyć. Coraz częściej takie rzeczy mówią katolicy, robiąc przy tym pełne tolerancji miny. Mieliby rację, gdyby wszystkie życiowe kierunki były dobre. I gdyby obojętne było, co człowieka kształtuje. Wtedy faktycznie nie miałoby znaczenia, kogo człowiek spyta o drogę do centrum, bo centrum i tak byłoby wszędzie. Ale tak nie jest. Cel jest zawsze w jednym, konkretnym miejscu. Nieznajomość kierunku wymaga wskazania drogi. O nią trzeba kogoś pytać. Jeszcze nie było takiego, który by nie miał życiowego przewodnika. Jakiegokolwiek. Kto nie idzie za Bogiem, robi boga z tego, za kim idzie. Nawet anarchiści, choć twierdzą, że nie uznają żadnej władzy, padają plackiem przed tymi, co wymyślili ich ideologię. Ludzie wyznający „religię wyboru” tego jednak nie zauważają. Wyobrażają sobie, że powiedzieć dzieciom „Pan Jezus jest drogą”, to zmuszanie do wiary.

Nic podobnego. Do wiary zmusić się nie da, da się za to przeszkodzić w pójściu drogą wiary. I to właśnie robią rodzice, którzy mówią dzieciom „wybierzcie sobie”. Oni, najbardziej powołani do wyprowadzenia dzieci na właściwą drogę, zostawiają je na łaskę przypadkowych przewodników. Pociecha ma wtedy duże szanse trafić na takiego, co dobrze potrafi wskazać drogę jedynie na stryczek.

Jeśli dorośli mówią dzieciom „wybierzcie, w co chcecie wierzyć”, komunikują im, że to, w co sami (podobno) wierzą, jest im obojętne. Ot, taki wybór, jak każdy inny – ja wybrałem Chrystusa, ale ty możesz wybrać Buddę, Krisznę, pepsi albo prince polo.

Kochający rodzice sami wybierają dzieciom podstawówkę, troszczą się dla nich o odpowiednie gimnazjum, trzęsą się nad wyborem liceum. Ciekawe, że nagle jest im obojętne to, co dzieci wybiorą na wieczność. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że sami nigdy nie zakosztowali tego, co rzekomo wybrali. Bo gdy ludzie doznają czegoś dobrego, mówią innym „spróbujcie tego”. Na „Shreka” namawiało mnie może z pół tuzina znajomych. Dlaczego? „Bo jest fajny”. I to jakoś nie była indoktrynacja. Na „Shreka” wolno – na Jezusa nie. Dlaczego? Pewnie dlatego, że jest dużo więcej niż fajny. On zmienia życie i prowadzi ludzi właściwą – choć wąską – drogą. A to nie podoba się tym, którzy rozłożyli swoje kramy przy szerokich, lecz fałszywych drogach.

Oczywiście ludzie i tak zdecydują, którędy chcą iść. Sam Bóg pozwala nam wybierać. W Księdze Powtórzonego Prawa mówi: „Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo”. Ale zaraz – co za niespodzianka! – wskazuje, co należy wybrać: „Wybierajcie więc życie, abyście żyli”.

Ja nie chcę, żeby moje dzieci wybrały cokolwiek. Chcę, żeby wybrały właściwie.

- - - - - - - - - - - - - - - - -

Dusza uznaniowa
W lasach deszczowych Brazylii żyje plemię Suruwahá. Jego członkowie praktykują zwyczaj zakopywania żywych dzieci, jeśli urodzą się z jakąś wadą. Indianie uważają, że takie dziecko nie ma duszy, można je więc potraktować jak chore zwierzę. Informujący o tym dziennik „Telegraph” przytacza opinię antropologa dra Erwina Franka. Naukowiec twierdzi, że ten zwyczaj należy szanować, bo jest to „cenny relikt kulturowy”.
Jeśli ktoś chce wiedzieć, skąd Indianie wiedzą, że chore dziecko nie ma duszy, niech zapyta o to zwolenników aborcji. Oni skądś mają taką wiedzę.

Nie ta inwestycja
Anglia i Walia szczycą się, że w ubiegłym roku wykonano tam 200 tys. przerwań ciąży. Tamtejsza minister zdrowia Caroline Flint cieszy się, że wzrosła liczba aborcji dokonanych z wykorzystaniem pigułek wczesnoporonnych. „Z radością witamy fakt, że coraz wyższy odsetek aborcji ma miejsce we wczesnej fazie rozwoju ciąży” – powiedziała. I pochwaliła się, że w lepszą dostępność aborcji państwo zainwestowało 8 milionów funtów. Zapowiedziała dalsze wysiłki w celu „redukcji liczby niechcianych ciąż”.
A nie prościej za te pieniądze zredukować niechęć do ciąż?

"Pan" cię ukarze
Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Ewa Milewicz zapowiedziała w radiu TOK FM, że nie będzie już nazywać o. Rydzyka ojcem ani księdzem. Przyklasnęli temu pomysłowi rozmówcy – Janina Paradowska z „Polityki” i Robert Walenciak z „Przeglądu”, którzy jęli delektować się zwrotem „pan Rydzyk”. Ależ straszliwa kara. Gdy pewien rabin zatytułował papieża „pan papież”, ludzie do dzisiaj się śmieją. Nie, nie z papieża. Z rabina.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.