Zamieszanie w worku

Franciszek Kucharczak

|

GN 32/2006

publikacja 04.08.2006 22:06

Myśl wyrachowana: Żeby szanować cudze przekonania, najpierw trzeba mieć własne

Zamieszanie w worku

Gdy tegoroczna miss świata usłyszała, że została tegoroczną miss świata, zemdlała.

Omdlenie zdarzyło się też detektywowi Krzysztofowi Rutkowskiemu. Nie znaczy to, że i on został miss świata. To niby oczywiste, ale jeśli coś jest w jednym szczególe podobne do czegoś innego, ludzie łatwo uznają, że to jest to samo. Jeśli Jerzy Owsiak robi pożyteczną zbiórkę pieniędzy na sprzęt medyczny, to wielu za pożyteczne uważa wszystko, czego się tknie.

Zdaje się, że uwierzyli w to również autorzy wiadomości w telewizji publicznej. Po pierwszym dniu Przystanku Woodstock pokazali, jak wspaniale młodzież integruje się tam wokół „uniwersalnych wartości”. Na ekranie widać było szeregi klęczących dziewczyn i chłopaków z rękami wzniesionymi ku niebu. „Każdego rana młodzież pozdrawia słońce” – poinformował głos ze studia. Potem były migawki z obrzędów Hare Kriszna, ulubionej sekty Owsiaka, nieodmiennie obecnej na przystankowej imprezie. Harekrisznowcy zaprezentowali się jako grupa miłych ludzi w białych fatałaszkach, rozdających wegetariańskie jedzenie.
Telewizja pokazała też jakiegoś imama w turbanie, który roztaczał przed wpatrzoną weń młodzieżą uroki islamu. „Ludzie myślą, że muzułmanie to tylko terroryści, a prawda jest inna. Wyjadę stąd bogatszy” – zachwycał się chłopak z wielką czupryną.

W zasadzie ma słuszność – prawda jest inna. Tylko że zasłuchana w islamskie „przesłanie miłości i tolerancji” młodzież nie wie o całej reszcie tej prawdy. Imam nigdy nie powie, że w krajach islamskich „tolerancja religijna” działa tylko w jedną stronę. Nie wspomni, że tam każdemu wolno zostać muzułmaninem, ale zrezygnować z tej religii można tylko razem z głową. Zauroczone festiwalową wersją islamu dziewczyny nie pomyślą, że w takiej Arabii Saudyjskiej miałyby do gadania niewiele więcej niż przydomowy inwentarz. Przystankowicz, ogłuszony frazesami o pokoju, ekologii i miłości powszechnej, nie wie, że Hare Kriszna już przed laty została uznana przez Parlament Europejski za szczególnie niebezpieczną sektę. Tym bardziej nie wie, że w samych Indiach jej członkowie są uważani za skończonych heretyków bez prawa wstępu do niektórych świątyń.

Ideologia Woodstocku wygląda na wielką mieszalnię przekonań, wierzeń i zasad. Wrzucone do jednego worka i uznane za równe sobie, tworzą nową religię. Ona ma pasować do wszystkiego, bo i do niej wszystko można dopasować. Dla Chrystusa, owszem, też byłoby tam miejsce – za Kriszną, tuż koło Buddy. W miejsce aureoli miałby pacyfę. Idealny produkt tej ideologii każdego ranka kłaniałby się słońcu, wylewał nieco piwa dla matki ziemi, powtarzał mantry ku czci Kriszny i klął jak Owsiak. Pewnie Jerzy Owsiak wierzy w to, co robi, i chyba szczerze uważa, że toruje światu drogę do powszechnego pojednania. To bardzo ładnie, bo trzeba się jednać. Ale z ludźmi – nie z tworzonymi przez nich mitami.

- - - - - -

 

 

Łapy precz
W 13. rocznicę podpisania konkordatu przez Warszawę przeszedł marsz (a właściwie marszyk) „Polska socjalna – nie klerykalna”. Zorganizowali toto – jak donosi portal lewica.pl – ludzie z Racji Polskiej Lewicy, Polska Partia Pracy, Ruch NIE, czytelnicy „Trybuny” i „Faktów i Mitów” i jeszcze jacyś tam inni komuniści „z całej Polski”. Imprezie przyświecała swoim szerokim uśmiechem posłanka Senyszyn, a także teza o katastrofie, jaką wywołał rzeczony konkordat. Wśród niesionych haseł na uwagę zasługuje jedno: „Giertych – Rydzyk – Katecheci! Łapy precz od naszych dzieci”. Sądząc z zaawansowanego wieku większości demonstrantów, ich dzieci dożywają emerytury. Takich katecheci już nie zdeprawują, Giertych nie zindoktrynuje, a o. Rydzyk radia w głowie nie zainstaluje. Więc o co ten hałas?

Ofiary konkordatu
Na wspomnianym wyżej marszu zabrakło Piotra Ikonowicza. Policja go zatrzymała, bo jechał bez prawa jazdy. Były poseł zasłynął swego czasu wezwaniem z sejmowej trybuny do „minuty ciszy w intencji ofiar konkordatu”. No i tę chwilę milczenia uznano za najlepsze przemówienie Ikonowicza. Pan poseł nie wiedział jednak, że czci proboszczów, bo to oni są jedynymi ofiarami konkordatu. Mają więcej papierkowej roboty przy ślubach.

Prawo nienaturalne
Burmistrz Madrytu, Alberto Ruiz-Gallardón, „udzielił ślubu” parze homoseksualistów. Zrobił to, choć jest ważnym politykiem prawicy, która od początku sprzeciwiała się zawieraniu jednopłciowych „małżeństw”. „Prawo jest prawem, czy nam się to podoba, czy nie, musimy je stosować” – uzasadnił swoją decyzję.
Brawo. Podobny szacunek do prawa deklarowali pewni panowie sądzeni po ostatniej wojnie w Norymberdze.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.