Bezwstydnie mi nie wstyd

Franciszek Kucharczak

|

GN 31/2006

publikacja 27.07.2006 16:24

Myśl wyrachowana: Za innych wstydzą się ci, których nie stać na wstyd własny

Bezwstydnie mi nie wstyd

Ależ ubaw mieli posłowie, gdy z sejmowej trybuny padła informacja, że w kaplicy będzie odprawiona Msza o deszcz. – Cha, cha, cha! He, he, he – rechotali panowie i panie, głównie z lewej strony. Nie myślcie, że im naprawdę było tak wesoło. Nie. Oni śmiali się z obowiązku, aby nie zawieść swoich wyborców i w duchu odpowiedzialności za państwo. Żeby świat widział, że Polska to nie tylko kraj ludzi ciemnych, pogrążonych w przesądach i zabobonach. Że są jeszcze posłowie, którzy bardzo się wstydzą, gdy zachodnie telewizje pokazują krzyż w sali naszego sejmu – rzecz nie do pomyślenia „w cywilizowanych krajach”. Ogromnie im wstyd, gdy nawet w parlamencie mówi się o Mszy w kaplicy, zamiast o spotkaniu z parapsychologiem w pomieszczeniu medytacyjnym. A jakiż to wstyd, że ktoś chce się modlić o konkretną sprawę, o deszcz, a nie o coś bardziej ogólnego, na przykład o „ducha wzajemnego zrozumienia wśród narodów świata”.

Proszę zwrócić uwagę, jak często w życiu publicznym używa się słowa wstyd, a jak rzadko chodzi wtedy o wstyd własny. Politycy, zwłaszcza lewicowi, i inni luminarze postępu, z zasady wstydzą się nie za siebie, tylko za innych. – Wstyd mi, że żyję w takim kraju – mówi taki i zaraz wiem, że to do mnie. Bo ja należę do tej durnej większości, która ukradła lewicy demokrację. Bo to ja się powinienem wstydzić. A że tego nie robię, to on musi się wstydzić za mnie. No i słusznie. Bo mi nie wstyd, że żyję w takim kraju. Nie wstyd mi, że w sejmie wisi krzyż, że krzyże stoją przy drogach, wiszą w szkołach, szpitalach i w urzędach. Nie wstyd mi, że mój prezydent ma kaplicę i kapelana (nie do pomyślenia w cywilizowanych krajach), a kapelan ma co robić. Nie wstyd mi, że u nas nie można wyabortować dziecka na jedno pstryknięcie palcami, nie wstyd, że faceci nie mogą się żenić z facetami ani adoptować dzieci (nie do pomyślenia w cywilizowanych krajach). Nie wstyd mi wreszcie, że mi wstyd – za własne grzechy, a nie za sumienie, które mi je wypomina.

Jakoś nie widzę, co takiego – w dziedzinie moralności – mają te osławione „cywilizowane kraje”, żebyśmy mieli powód do kompleksów. To prawda, że tam ludzie czego innego się dziś wstydzą, niż wstydzili się jeszcze niedawno, ale czy to dowód ich nagłego uszlachetnienia? To my mamy świecić oczami, że na naszych ulicach hordy nagusów nie wywijają wszystkim, co tam mają? Co jest do naśladowania u Francuzów, którym dziś już nie wolno – wskutek obsesji tolerancji – nosić w szkołach nawet widocznych krzyżyków? Plac Pigalle? Jaki to cywilizacyjny postęp dokonał się u Niemców? Zamykanie niepotrzebnych kościołów czy prawne zrównanie prostytutek z uczciwie pracującymi ludźmi? A czy taki wielki podziw należy się Hiszpanom, że nie ma już w ich prawie pojęć „ojciec” i „matka”, tylko „rodzic A” i „rodzic B”?

No dobrze – oni mają więcej pieniędzy. Tylko że od tego mało kto mądrzeje i rzadko staje się lepszy. Jeśli jest coś godnego podziwu w państwach Europy, to zazwyczaj pamiątki ich religijnej przeszłości. Pamiątką po chrześcijanach są zapierające dech katedry. Pamiątką po rewolucjonistach są dziury po katedrach.
Teraz mamy kolejną rewolucję, a jej funkcjonariusze z wielkim wysiłkiem budują imponującą dziurę.
Co? Nie podoba się wam? Wstydźcie się!

- - - - - -

 

 

Kompetencja na diabła
Dan Brown, autor „Kodu Leonarda da Vinci”, zamierza napisać książkę wspólnie z… arcybiskupem Milingo, który niedawno wrócił do poślubionej w sekcie Moona żony. Jak twierdzi gazeta „Il Giornale”, pisarz chce skorzystać z „pomocy i rady” zbuntowanego biskupa, bo tematem książki ma być diabeł. Skoro Dan Brown zwykł dobierać sobie takich doradców, to nic dziwnego, że wychodzą mu z tego „Kody”. Panie Brown, gdyby arcybiskup Milingo wiedział coś o diable, to by nigdy nie został pana informatorem.

Częściowa mądrość
Feministki z Federacji na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wystosowały list otwarty do premiera Kaczyńskiego. Wyrażają w nim „głębokie zaniepokojenie” jego stanowiskiem wyrażonym w jego exposé. Premier, ich zdaniem, popiera fałszywe, bo tylko „częściowe” równouprawnienie. A chodzi o „doprowadzenie do takiej sytuacji, w której kobiety i mężczyźni korzystają z równych praw we wszystkich dziedzinach życia społecznego”. Tak jest! Niech się premier wreszcie zdecyduje: albo mężczyźni rodzą dzieci na równi z kobietami, albo nie rodzi ich nikt.

Legalne, czyli dobre
Wrocławski IPN ujawnił „twarze bezpieki”, czyli portrety co gorliwszych pracowników peerelowskiego aparatu bezpieczeństwa. Andrzej Lepper nie popiera takich działań. „Jednak był taki system, jaki był i oni legalnie pracowali” – powiedział w obronie ubeków. Pan wicepremier wie, co mówi. Gdyby bicie ludzi, blokowanie dróg i wysypywanie zboża było legalne, jedynym procesem, jaki by mu groził, byłby kanonizacyjny.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.