Zabezpieczenie przed miłością

Franciszek Kucharczak

|

GN 19/2006

publikacja 08.05.2006 11:31

Myśl wyrachowana: Seksualność jest zadaniem do wypełnienia, a nie daniem do zjedzenia.

Zabezpieczenie przed miłością

Kościół zaczyna mówić o tym, że można używać prezerwatyw” – powiedziała w Radiu Zet Monika Olejnik. Nie ona jedna. Od dwóch tygodni krzyczą o tym całe stada kaczek dziennikarskich. Jak świat szeroki rozlega się radosne kwakanie, że oto Kościół „zrozumiał”, oto zaczyna się „dostosowywać do wymogów współczesności”, a nawet, że „zaczyna być miłosierny”. Jak było do przewidzenia, nikt nie zauważył, że informacja o ewentualnym stosowaniu prezerwatyw pojawiła się w trybie dyskusji i dotyczyła absolutnie wyjątkowej sytuacji. Takimi sytuacjami od zawsze zajmują się spowiednicy i na podstawie indywidualnych przypadków podejmują decyzje.

Plotka medialna z rozpatrywanego hipotetycznie wyjątku od razu zrobiła zasadę. Włoska agencja ANSA podała, że chodziło o przypadek, w którym jedno z małżonków jest chore na AIDS. Rzekomo wtedy wolno by było używać prezerwatywy, „żeby chronić współmałżonka”.

Tylko, ludzie, trochę rozsądku. Po pierwsze chodzi o katolików, a po drugie o małżeństwo. Kiedyś katolicy wiedzieli, że pozamałżeński seks jest grzeszny. Każdy. Jeśli dzisiaj wielu tego nie wie, to informuję, że „M jak miłość” nie jest miarodajnym źródłem wiedzy o aktualnym stanie moralności chrześcijańskiej.
Pozamałżeński seks jest grzechem i zawsze będzie, bo nie Kościół to wymyślił, tylko Pan Bóg. Nieprawdą są zatem pogłoski, że wolno współżyć zawsze i z kimkolwiek, byle z prezerwatywą.

Chodzi więc o katolickich małżonków, czyli ludzi, którzy ślubowali sobie miłość. Jeśli jakiś małżonek chory na AIDS domagałby się współżycia seksualnego, dowiódłby, że ślubował miłość tylko sobie samemu. Bo jak odpowiedzialny człowiek mógłby narażać drugą osobę na śmiertelne zagrożenie? Przecież nawet przedstawiciele lobby gumowego nie zaprzeczają, że prezerwatywa nie chroni przed AIDS, tylko ogranicza ryzyko zakażenia. Gdyby istniał choć promil ryzyka, domaganie się współżycia w takich warunkach byłoby podłością, a tu nie chodzi o promile, tylko kilkadziesiąt procent.

Jeśli ktoś jest chory na żółtaczkę, ten nie współżyje. Podobnie w przypadku wszystkich innych chorób zakaźnych. I oto dla AIDS miałby być wyjątek? Czy dlatego, że jest chorobą śmiertelną?
Seks nie jest prawem człowieka, tak jak nie jest prawem człowieka wzrok. Jedno i drugie jest darem danym w określonym celu, ale nie wszyscy ten dar otrzymują. Niewidomi jednak nie chodzą z transparentami „Wzrok dla każdego!”.

Seks też nie jest dla każdego. Jeśli ktoś ma AIDS, niech szuka książeczki do nabożeństwa, a nie prezerwatywy. Niech myśli o swojej duszy, a nie o narażaniu osoby ponoć kochanej. No, niestety, tak w życiu bywa, że człowiek nie może robić wszystkiego, na co ma ochotę. Ale człowieczeństwo testuje się właśnie wtedy, gdy człowiek znajdzie się w sytuacji, której nie chce. W małżeństwie nieraz takie sytuacje się pojawiają. To jest właściwy egzamin miłości – gdy ze względu na tego drugiego trzeba sobie czegoś odmówić. I to jest mocniejszy dowód miłości niż cokolwiek innego.

- - - - - -

 

 

Obrażanie tradycją
Pracownicy Centrum im. Szymona Wiesenthala stwierdzili, że wielkopiątkowa Droga Krzyżowa w Kalwarii Zebrzydowskiej miała „antysemicki wydźwięk”. Z listu, jaki dyrektor Centrum skierował do polskiego Ministra Spraw Zagranicznych wynika, że w misterium Żydzi zostali przedstawieni „w sposób stereotypowy”. Krótko mówiąc, tak jak zawsze.

No tak, trzeba coś z tą Drogą Krzyżową zrobić. Nie może tak być, żeby zawsze tylko Żyda krzyżowali.


Zmowa zagrożona
W Wielkiej Brytanii rozpoczęła się kampania „Nigdy więcej milczenia”. Prowadzą ją kobiety, które kiedyś dokonały aborcji i w jej efekcie zapadły na syndrom poaborcyjny. Dziś, gdy wróciły do równowagi duchowej, w ramach zadośćuczynienia chcą zapobiec dramatom innych kobiet. Jak podaje serwis HLI Europa, chodzi o przełamanie zmowy milczenia o tym, że ofiarą aborcji jest nie tylko zabite dziecko, ale również kobieta, która je usunęła, ojciec i rodzeństwo dziecka, a także personel medyczny.

Brytyjki zebrały się przed parlamentem, gdzie przed prawie 40 laty zalegalizowano aborcję. Opowiadały o swoich doświadczeniach, jakie przeszły po usunięciu dziecka. „Przez prawie 40 lat funkcjonowania ustawy w Wielkiej Brytanii około 5 milionów kobiet zdecydowało się na aborcję. Teraz ogromna większość z nich, pozostawionych samym sobie, szamocze się w milczeniu ze swoimi uczuciami żalu i straty” – powiedziała jedna z kobiet.

Inicjatywa brytyjskich kobiet uderza w interesy przemysłu aborcyjnego. Ale spokojna głowa. Medycyna na pewno coś wymyśli na… wyrzuty sumienia.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.