Ratowanie sensu

Franciszek Kucharczak

|

GN 06/2006

publikacja 06.02.2006 14:12

Myśl wyrachowana: Bóg nie może nam wytłumaczyć sensu śmierci, bo ona nie ma sensu

Ratowanie sensu

Po tragedii w Chorzowie w medialnych komentarzach pojawiało się pytanie: „I gdzie był wtedy Bóg?”.
Gdzie? Chrześcijanie powinni wiedzieć, że na Golgocie. Jest tam zawsze, gdy umiera człowiek. W dodatku, dziwnym trafem, On też zadaje to pytanie. Tyle że bez ironii i nie przy kawce sączonej w ciepełku bezpiecznego domu. On to krzyczy z krzyża, wijąc się w męce. Bo co innego, jeśli nie „Gdzie jesteś, Boże”, oznacza rozdzierające „Boże mój, czemuś mnie opuścił”?

Ale nawet chrześcijanie nie zawsze o tym myślą. Wyobrażają sobie, że Bóg siedzi w niebie i celuje w ludzi piorunami, rzuca cegłami z obrywających się gzymsów, topi w falach tsunami albo przygniata dachami. Nie zwrócili uwagi na drobny szczegół: sam Bóg w swojej ludzkiej naturze cierpiał i umarł. Osobiście. Sam przeżył ludzki strach, ludzki ból i ludzkie poczucie opuszczenia przez Boga. Co miał jeszcze zrobić, żeby przekonać Ziemian, że Go ludzka śmierć nie bawi?

Któryś z występujących w telewizji gości, omawiając chorzowską katastrofę, użył określenia „bezsensowna śmierć”.
A jaka śmierć jest sensowna? W łóżku? Na wojnie? Wskutek zawału, raka czy marskości wątroby?

To, że musimy umierać, zawsze jest bez sensu, bo to nie Bóg wymyślił śmierć. Ona jest skutkiem pierwszego grzechu, tej przeklętej dziury w tym, co miało być całe. Dlatego, choć mamy potężny instynkt życia, wszyscy zostaniemy sponiewierani i brutalnie zmiażdżeni śmiercią. Jedni padną pod dachem hali, inni na szpitalnych łóżkach. Jedni szybko, inni powoli, ale wszyscy tak samo nieuchronnie. I to nie ma sensu. I to jest złe, bo bezsens śmierci wymyślił diabeł. Chciał go ukoronować bezsensem wieczności bez Boga.

I tak by się stało, gdyby nie ofiara Boga. Dzięki niej pod gruzami zostają tylko ciała. Dzięki niej dla tych, którzy nie odrzucą krwi Boga, śmierć jest końcem cierpienia, a nie zaledwie jego początkiem.

Nagły zgon jest szokiem, bo przecież chciałoby się bliskiego chociaż pożegnać. Ale powolna śmierć też ma swoje wady. Kiedy się temu przyjrzeć z bliska, trzeba uznać, że nie ma dobrej śmierci, dobre jest życie. Ważne zatem, żeby śmierć prowadziła do życia.

O tym rzadko się myśli w czasach, gdy uratowaniem życia zwykło się nazywać tylko udaną reanimację. Ale jeszcze nie było takiego zreanimowanego – a nawet wskrzeszonego – który by i tak nie miał umrzeć. Skoro tak, to kto myśli perspektywicznie, powinien częściej niż lekarza odwiedzać konfesjonał.

W sobotnią noc na placu przed ruiną chorzowskiej hali księża udzielali rozgrzeszenia umierającym. Czy ktoś jeszcze nie wie, gdzie wtedy był Bóg?

- - - - - - -

Sen nie zawsze mara
Zapalony hodowca gołębi pocztowych miał pojechać z kolegami wynajętym autobusem na targi do Chorzowa. Nigdy takiej okazji nie przepuszczał. Ale w noc z piątku na sobotę zeszłego tygodnia miał straszny sen. Jego treść woli zachować dla siebie. Jest człowiekiem twardo chodzącym po ziemi, a jednak tamten koszmar był tak silny, że skłonił go do rezygnacji z wyjazdu. Wstyd mu było wobec kolegów, że nie jedzie z powodu snu. Wyśmialiby go. Zapłacił więc za bilet i wymówił się złym samopoczuciem. Ponieważ jest człowiekiem towarzyskim i zna języki, zapewne pozostałby w hali targowej znacznie dłużej – a z nim wszyscy koledzy. Ale nie było go z nimi, więc hodowcy zabrali się z wystawy około godziny szesnastej. Śmierć wybiera zawsze niewłaściwy moment życia, ale Bóg wybiera właściwy moment śmierci.

Dlaczego tak, albo siak
W poniedziałkowej audycji radia TOK FM dziennikarze rozmawiali telefonicznie z ministrem Religą. Profesor był w Katowicach od sobotniego wieczoru. Jeden z dziennikarzy wyraził zdziwienie, że na miejsce tragedii do Katowic przyjechało tylu członków rządu. Zapytał, czy to aby nie kampania wyborcza. Gdyby nie było tam członków rządu, pytanie brzmiałoby tak: „Dlaczego członków rządu nie obchodzi nawet tak wielka tragedia?”.

Mogę więcej
W niedzielne popołudnie prezydent Lech Kaczyński powiedział: „Cała Polska modli się za ofiary tragedii. Ja również będę się modlił”. Prezydent jest reprezentantem społeczeństwa. To dobrze, że dziś prezydent może zrobić więcej, niż powiedzieć: „współczuję”.

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.