Myśl wyrachowana: Bóg nie może nam wytłumaczyć sensu śmierci, bo ona nie ma sensu
Po tragedii w Chorzowie w medialnych komentarzach pojawiało się pytanie: „I gdzie był wtedy Bóg?”.
Gdzie? Chrześcijanie powinni wiedzieć, że na Golgocie. Jest tam zawsze, gdy umiera człowiek. W dodatku, dziwnym trafem, On też zadaje to pytanie. Tyle że bez ironii i nie przy kawce sączonej w ciepełku bezpiecznego domu. On to krzyczy z krzyża, wijąc się w męce. Bo co innego, jeśli nie „Gdzie jesteś, Boże”, oznacza rozdzierające „Boże mój, czemuś mnie opuścił”?
Ale nawet chrześcijanie nie zawsze o tym myślą. Wyobrażają sobie, że Bóg siedzi w niebie i celuje w ludzi piorunami, rzuca cegłami z obrywających się gzymsów, topi w falach tsunami albo przygniata dachami. Nie zwrócili uwagi na drobny szczegół: sam Bóg w swojej ludzkiej naturze cierpiał i umarł. Osobiście. Sam przeżył ludzki strach, ludzki ból i ludzkie poczucie opuszczenia przez Boga. Co miał jeszcze zrobić, żeby przekonać Ziemian, że Go ludzka śmierć nie bawi?
Któryś z występujących w telewizji gości, omawiając chorzowską katastrofę, użył określenia „bezsensowna śmierć”.
A jaka śmierć jest sensowna? W łóżku? Na wojnie? Wskutek zawału, raka czy marskości wątroby?
To, że musimy umierać, zawsze jest bez sensu, bo to nie Bóg wymyślił śmierć. Ona jest skutkiem pierwszego grzechu, tej przeklętej dziury w tym, co miało być całe. Dlatego, choć mamy potężny instynkt życia, wszyscy zostaniemy sponiewierani i brutalnie zmiażdżeni śmiercią. Jedni padną pod dachem hali, inni na szpitalnych łóżkach. Jedni szybko, inni powoli, ale wszyscy tak samo nieuchronnie. I to nie ma sensu. I to jest złe, bo bezsens śmierci wymyślił diabeł. Chciał go ukoronować bezsensem wieczności bez Boga.
I tak by się stało, gdyby nie ofiara Boga. Dzięki niej pod gruzami zostają tylko ciała. Dzięki niej dla tych, którzy nie odrzucą krwi Boga, śmierć jest końcem cierpienia, a nie zaledwie jego początkiem.
Nagły zgon jest szokiem, bo przecież chciałoby się bliskiego chociaż pożegnać. Ale powolna śmierć też ma swoje wady. Kiedy się temu przyjrzeć z bliska, trzeba uznać, że nie ma dobrej śmierci, dobre jest życie. Ważne zatem, żeby śmierć prowadziła do życia.
O tym rzadko się myśli w czasach, gdy uratowaniem życia zwykło się nazywać tylko udaną reanimację. Ale jeszcze nie było takiego zreanimowanego – a nawet wskrzeszonego – który by i tak nie miał umrzeć. Skoro tak, to kto myśli perspektywicznie, powinien częściej niż lekarza odwiedzać konfesjonał.
W sobotnią noc na placu przed ruiną chorzowskiej hali księża udzielali rozgrzeszenia umierającym. Czy ktoś jeszcze nie wie, gdzie wtedy był Bóg?
Sen nie zawsze mara
Zapalony hodowca gołębi pocztowych miał pojechać z kolegami wynajętym autobusem na targi do Chorzowa. Nigdy takiej okazji nie przepuszczał. Ale w noc z piątku na sobotę zeszłego tygodnia miał straszny sen. Jego treść woli zachować dla siebie. Jest człowiekiem twardo chodzącym po ziemi, a jednak tamten koszmar był tak silny, że skłonił go do rezygnacji z wyjazdu. Wstyd mu było wobec kolegów, że nie jedzie z powodu snu. Wyśmialiby go. Zapłacił więc za bilet i wymówił się złym samopoczuciem. Ponieważ jest człowiekiem towarzyskim i zna języki, zapewne pozostałby w hali targowej znacznie dłużej – a z nim wszyscy koledzy. Ale nie było go z nimi, więc hodowcy zabrali się z wystawy około godziny szesnastej. Śmierć wybiera zawsze niewłaściwy moment życia, ale Bóg wybiera właściwy moment śmierci.
Dlaczego tak, albo siak
W poniedziałkowej audycji radia TOK FM dziennikarze rozmawiali telefonicznie z ministrem Religą. Profesor był w Katowicach od sobotniego wieczoru. Jeden z dziennikarzy wyraził zdziwienie, że na miejsce tragedii do Katowic przyjechało tylu członków rządu. Zapytał, czy to aby nie kampania wyborcza. Gdyby nie było tam członków rządu, pytanie brzmiałoby tak: „Dlaczego członków rządu nie obchodzi nawet tak wielka tragedia?”.
Mogę więcej
W niedzielne popołudnie prezydent Lech Kaczyński powiedział: „Cała Polska modli się za ofiary tragedii. Ja również będę się modlił”. Prezydent jest reprezentantem społeczeństwa. To dobrze, że dziś prezydent może zrobić więcej, niż powiedzieć: „współczuję”.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.