Co się komu miesza

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 05/2006

publikacja 30.01.2006 11:41

Myśl wyrachowana: Ludzie robią z Boga karzełka, bo im się w głowach nie mieści

Co się komu miesza

Nadchodzi premiera filmu nakręconego na podstawie „Kodu Leonarda da Vinci” Dana Browna. Powieść ta zawiera mieszankę rzeczywistości z fikcją literacką, dzięki czemu, gdy ktoś zarzuca autorowi kłamstwo, on i jego fani wołają: „Jak to, przecież to powieść, a nie dokument!”. Nie przeszkadza to wspomnianym fanom święcie wierzyć w bzdury o Kościele właśnie na podstawie powieści. A jej ekranizacja to już ma być prawdziwa tajna broń. Na okładce „Przekroju” sprzed tygodnia napis: „Hollywoodzki Kod da Vinci – kulisy filmu, który namiesza chrześcijanom w głowach”.
Może niektórym namiesza, bo wszystko zależy od zawartości głowy. Jeśli chrześcijaninowi można między uszami namieszać byle książką czy filmem, to znaczy, że miał tam dość pustawo. Problem w tym, że chrześcijaństwo nie zaczyna się w głowie, tylko w sercu. Dlatego nie wystarczy tak po prostu uzupełnić braki w wiedzy z lekcji religii, bo sama wiedza wiary nie buduje. Jest raczej odwrotnie – zazwyczaj to wiara skłania do poznania tego, w co się wierzy.

To jest jak z dwojgiem ludzi. Mogą latami mijać się obojętnie, a gdy się zakochają, nagle chcą wszystko wiedzieć o sobie nawzajem. Jeśli wiedza wynika z miłości, nie sposób namieszać do niej kłamstwa. Gdyby więcej ochrzczonych kochało Chrystusa, a nie tylko z łaski się o Nim dowiadywało, całe armie Danów Brownów nie zakodowałyby im w głowach nawet tyciego-tyciego Leonarda. Bo Jezus nie miał kilkorga dzieci, jak chcieliby operatorzy mózgowych mieszarek całego świata. On ich ma miliardy, a są nimi wszyscy, którzy świadomie nie odrzucili Jego wylanej za nich krwi. Prawdziwym zagrożeniem dla chrześcijan nie są żadne filmy, tylko oni sami, kiedy są wśród nich sami teoretycy, a brak praktyków. Tacy swatają innym Boga na odległość, bełkocząc coś o transcendencji i imponderabiliach, a zapominają, że trzeba ugiąć kolana.

Prawdziwie wierzy nie ten, kto ma o Jezusie informacje, ale ten, kto doświadczył Jego miłości. Dokładnie to zdarzyło się pewnemu ślepemu oberwańcowi z Ewangelii (św. Jana 9). Pan Jezus uleczył jego oczy, choć ten nie znał nawet swojego dobroczyńcy. Na to strasznie zdenerwowali się faryzeusze. Oni bowiem, podobnie jak autorzy skandalizujących książek i filmów, utrzymywali, że Jezus jest grzesznikiem. Obskoczyli więc uzdrowionego, i dalejże odsądzać Jezusa od czci i wiary. Na to były ślepiec dał im nokautującą odpowiedź: „Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę”. Proste, prawda? Teoria zamyka gębę, gdy stoi przed faktem. Dopóki nie ma miłości, wiedza jest w najlepszym razie bezużyteczna. Zawsze może się znaleźć ktoś bardziej rozgarnięty i zaimponować nam naszą własną ignorancją. Nic jednak nie wskóra, gdy trafi na takiego, co wie, bo kocha.

- - - - - - - -

 

Rezolutni deputowani
Parlament Europejski uchwalił rezolucję potępiającą homofobię, co oznacza, że kto krzywo patrzy na całujących się facetów, jest europejskim potępieńcem. Wiele wskazuje na to, że podobne rezolucje uchwalały dinozaury, aż w końcu wprowadziły małżeństwa homoseksualne. I to tłumaczy tajemnicę ich wyginięcia.

Boga też zmusimy
Niezależni Eksperci do spraw Przestrzegania Praw Człowieka (to takie ciało doradcze UE) domagają się zmuszania lekarzy do przeprowadzania aborcji, nawet gdyby powoływali się na klauzulę sumienia. Ale to nie wszystko, bo – jak podaje serwis Christianitas – unijne ciało doradcze domaga się również zmuszania duchownych do przeprowadzania „ślubów” par homoseksualnych, bo „żadna forma dyskryminacji na podstawie orientacji seksualnej nie może być tolerowana”.
No, pedofile. Po takim stwierdzeniu możecie już szykować stroje ślubne.

Wielkie nieba
Dyskusja na internetowym forum nad „tabliczkowym” tekstem „Starsi niż Bóg”. Internauta pisze: „My ateiści zapewne liczniejsi będziemy w niebie niż ty i twoi obłudni chrześcijanie”.
Kolejny wpis: „Ateiści wierzą w niebo??? Wow!”.

Romeo i Julian na Dzikim Zachodzie
Nauka tolerancji w toku. Amerykański film „Tajemnica Brokeback Mountain” zdobywa laury, bo jest ideologicznie słuszny. Opowiada o kowbojach, ale, oczywiście, gejach. Media zachłystują się, że to hit, więc to będzie hit. Producent liczył na oficjalny sprzeciw Kościoła, a ten, nie chce mu robić darmowej reklamy. Nie dość, że zacofany, to jeszcze złośliwy.

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.