Zabijanie cierpień

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 48/2005

publikacja 24.11.2005 12:05

Myśl wyrachowana: Kto nie może patrzeć na cudze cierpienie, ten ma problem z własnym wzrokiem

Zabijanie cierpień

LPR zorganizowała w Europarlamencie wystawę na temat aborcji. Wystawa całkiem grzeczna, tyle że na jednej z plansz było zdjęcie dzieci za drutami obozu koncentracyjnego. No i nożyce się odezwały. Najbardziej awanturowała się portugalska socjalistka Ana Gomez. – „Ja sama dokonałam aborcji i nie zgadzam się, by porównywano mnie z nazistami!” – krzyczała.

Bardzo słusznie, bo pani Ana jest socjalistką zwykłą, a nie narodową. W tym sensie nie można jej porównywać do nazistów. W innym sensie też nie jest to konieczne. Co prawda chwali się, że kiedyś pozbawiła życia niewinnego człowieka, ale nie ma powodu, żeby zestawiać jej czyn akurat z hitlerowcami. Przecież nie tylko oni mordowali dzieci. A nuż pani Ana woli skojarzenie z Herodem albo innym psychopatą? Pytanie jednak, czy taki Herod nie poczułby się urażony zestawieniem z kobietami zabijającymi własne dzieci, bo on – bądź co bądź – mordował cudze. Zresztą każdy zbrodniarz uważa się za dobroczyńcę ludzkości i nie życzy sobie porównań z innymi zbrodniarzami. Esesmani, strzelając i gazując żydowskie dzieci, byli święcie przekonani, że nie zabijają ludzi, tylko przeprowadzają dezynfekcję społeczną. Zwolennicy aborcji mają podobne poglądy, tylko że dzieci żydowskie zastąpili nienarodzonymi. Teraz one zostały pozbawione praw ludzkich i w majestacie prawa kaduka wolno je w większości krajów zabijać.

Jakkolwiek by się jednak rozmaite panie Gomez nie oburzały, w ich domach zamiast dzieci zawsze już będą odzywały się tylko nożyce.

Tak to jest. Kto nie żałuje popełnionego grzechu, ten się nim chwali i zachęca innych do jego praktykowania.

Ale są i tacy, co żałują, że grzechu nie popełnili. Coś takiego przed tygodniem opisał „Dziennik Zachodni”. Oto pani Katarzyna Żelaźnicka z Dąbrowy Górniczej urodziła syna Filipa. Chłopczyk żył po urodzeniu cztery miesiące. Zmarł wskutek poważnych wad serca i innych organów wewnętrznych. Zdjęcie tego ślicznego dziecka, jak również jego rodziców, mogli sobie zobaczyć czytelnicy dziennika. Teraz państwo Żelaźniccy zamierzają oskarżyć sosnowieckich lekarzy o to, że do chwili urodzin niczego niepokojącego u dziecka nie wykryli. Bo gdyby wykryli, to pani Katarzyna zdecydowałaby się… na przerwanie ciąży. Ciekawa jest motywacja: „By później nie cierpieć”.

To trafnie ujęte. Nie chodzi o innych – zawsze chodzi o nas. Ich choroba – nasz problem. To MY nie chcemy cierpieć, gdy wokół nas chorują inni. To MY mamy kłopot, więc niech nam dzieci życia nie komplikują. Niech zginą, przepadną, zanim zdążą się odezwać. Niech je utylizują, zanim spojrzą nam w oczy. My przez nikogo cierpieć sobie nie życzymy.

Bardzo pięknie. Każdy by chciał być w niebie. Skoro jednak chwilowo żyjemy na ziemi, to musimy pogodzić się z faktem, że każdy bliźni, niezależnie od stanu zdrowia, niesie ze sobą cierpienie. Przyjęcie tego cierpienia zmienia nas na lepsze, odrzucenie – deformuje.

Gdyby mieli żyć tylko ci, którzy nikomu nie sprawiają cierpień, to musielibyśmy wszyscy od razu strzelić sobie w łeb. A jeszcze lepiej, żeby nas coś zjadło. Oszczędzilibyśmy ostatniemu żywemu widoku naszych zwłok. To w końcu też jakieś cierpienie.

- - - - - - - -

 

 

 

Nie kartoflom
Kinga Dunin, felietonistka „Wysokich Obcasów”, Polskę nazywa od niedawna Kartoflanią. Ostatnio – jak twierdzi – obejrzała sobie cały rząd Kartoflanii podczas mszy. Ponoć kandydaci na posady „okazywali się ilością dzieci, a także pasem, którym lano ich, żeby na porządnych Polaków wyrośli”.
Autorka nie podała, w jakim momencie Mszy te dzieci i pasy okazywano, ale prawdopodobnie w czasie procesji z darami. To by się zgadzało, bo skoro minister ofiarował przed ołtarzem pas, to dzieci też tam musiał zostawić. Wszak nie miałby już ich czym lać.

Męczennicy poznańscy
Media bardzo się boją o nasz wizerunek w świecie po niedoszłym (choć wyszłym) Marszu Równości. Policja była „brutalna”, przeciwnicy marszu „agresywni”, a prezydent z wojewodą „tchórzliwi”. Piękni i pełni dobra byli za to, jak zwykle, uczestnicy nielegalnej demonstracji. W ich obronie odbyła się w Nowym Jorku manifestacja. Co prawda niewielka, bo ledwie dwucyfrowa, ale w Ameryce! Paryż jakoś tym razem zawiódł. Demonstranci nie dojechali, bo im w efekcie wieloletniej tolerancji ktoś samochody spalił.

Postępcy
Stan Massachusetts (USA) kroczy w czołówce postępu. Po batalii o legalizację jednopłciowych „małżeństw” czas przyszedł na bestializm, czyli seks ludzi ze zwierzętami. Jak podaje serwis Christianitas.pl, od pewnego czasu prowadzono tam kampanię zmierzającą do „zniesienia stygmy społecznej”, jaka panuje wokół zoofilów. Teraz kolejny krok – kilku polityków z Partii Demokratycznej zaproponowało ustawę łagodzącą karę za akty seksualne ze zwierzętami. „Małżeństwa” zwierzęco-ludzkie są już zatem kwestią czasu. Pytanie tylko, czy takie pary staną na ślubnym kobiercu, na ślubnej słomie, czy może zawisną na ślubnym drzewie?

 

 

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.