Kult bezpłodności

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 36/2005

publikacja 06.09.2005 10:25

Myśl wyrachowana: Każdy grzech jest antykoncepcją – tak samo nie ma sensu

Kult bezpłodności

Ja nie mam dzieci, bo nie chcę zwiększać przeludnienia ziemi – oświadczył mi ongiś z dumą pewien pan. Niektórzy brak potomstwa uzasadniają tym, że „nie będą sprowadzać niewinnych istot na ten pełen terrorystów świat”. To logiczne, bo jak nie będzie ludzi, to terroryści nie będą mieli kogo zabijać, więc wystrzelają się sami.

Czego to ludzie nie wymyślą, żeby dorobić szlachetne motywacje do swojego egoizmu. Szlachetność ta ostatnio nieco przyblakła w obliczu nadchodzącej katastrofy demograficznej. Przebąkuje się już, że jedno obecne dziecko w Polsce będzie musiało utrzymać paru przyszłych emerytów. Nasze wnuki to już pewnie niczego nie będą utrzymywać, bo jak tu coś trzymać, gdy trzeba uciekać przed Chińczykami. Uciekać będą musiały zwłaszcza kobiety, bo w Chinach też prowadzi się „politykę demograficzną”, a jej skutkiem jest wzrastająca przewaga mężczyzn. Trzeba by im posłać Magdalenę Środę, żeby ten „nierówny status” wyrównała. Pewnie jednak z przyczyn patriotycznych nie zechce opuścić kraju, więc niechybnie żółć nas zaleje.

Tak to jest, gdy ludzie majstrują przy mechanizmie płodności. Gdyby robili to na taką skalę nasi przodkowie, dziś nie miałby kto przy czym majstrować. Oni jednak zachowywali się zgoła odmiennie. Archeologia potwierdza istnienie w najdawniejszych kulturach i religiach kultu płodności. Różnie on wyglądał, jednak samo jego istnienie dowodzi instynktownego a powszechnego wyczucia, co jest dla ludzkości ważne. W naszych czasach pojawiło się jednak zjawisko przeciwne: kult bezpłodności. Jego wyrazem jest powszechna promocja antykoncepcji. Pojawiają się ostatnio coraz śmielej w polskiej telewizji – już i publicznej – reklamy prezerwatyw, a nawet środków wczesnoporonnych. To jasne, że kapłani nowego kultu szukają wyznawców, ale dlaczego telewizja reklamuje tak niebezpieczną, bo zagrażającą ludzkości sektę? Jak ktoś chce do niej należeć, to jego sprawa, ale zdaje się, że większość Polaków wyznaje wiarę w Chrystusa.

Oczywiście wielu katolików marudzi, że „Kościół nie pozwala”. Ale to nie Kościół, tylko Pan Bóg urządził świat tak, żeby wszystko w nim było sensowne. Wszystko ma służyć jakiemuś celowi, zwłaszcza seksualność. Bez związanej z nią przyjemności ludzkość skończyłaby się na Adamie i Ewie. Antykoncepcja zaś jest gwałceniem tego mechanizmu. Zmierza do wykradzenia Bogu samej przyjemności z pominięciem jej celowości. Takie współżycie nie ma sensu, a jeśli coś nie ma sensu, wtedy jest grzechem.

Znamy opisy rzymskich orgii, podczas których celebrowano jedzenie dla samego jedzenia. Gdy delikwent nie mógł więcej pomieścić, prowokował wymioty, żeby móc dalej jeść. Pokarm, który miał podtrzymywać życie, służył tylko przeżywaniu doznań i niczemu więcej. Każdego normalnego człowieka brzydzi takie obżarstwo, dlaczego więc nie brzydzi antykoncepcja? To przecież prawie to samo, tyle że groźniejsze w skutkach.

< center> - - - - - -

Religionerstwo
Jednak nie wszystkim spodobało się wystąpienie Bene-dykta XVI w Kolonii. „Nie poruszył ważnych spraw współczesnego świata” – napisał jeden z komentatorów prasowych. Ano prawda. Papież znowu, zamiast mówić o polityce, miesza się do religii.

Katolicka mafia chowa rogi
W Krakowie i Warszawie odbyły się spotkania członków i sympatyków Opus Dei z przełożonym tej katolickiej organizacji, biskupem Javierem Echevarrią. Ku zaskoczeniu wielbicieli powieści „Kod Leonarda da Vinci”, biskup nie ział ogniem, a w dodatku mówił o potrzebie szacunku dla każdego człowieka i konieczności przebaczania. Patrzcie, to w Opus Dei już tak się nauczyli maskować!

To może chociaż nobel?
Klapa. Połączone siły feministek i homoseksualistów nie zdołały zebrać wymaganych stu tysięcy podpisów pod kandydaturą prezydencką ich największej rzeczniczki Marii Szyszkowskiej. W kraju zamieszkiwanym przez „miliony gejów i lesbijek” to prawdziwy skandal. Pewnie tak są represjonowani, że nawet podpisać się bali.

To nie ja byłam mamą
Sąd Najwyższy w Kalifornii wydał wyrok, zgodnie z którym matka wychowująca dziecko będzie otrzymywała alimenty od… drugiej matki. To skutek „rozwodu” pary lesbijek, które wcześniej zafundowały sobie drogą sztucznego zapłodnienia dwójkę dzieci. „Małżeństwo” się rozpadło i teraz druga mama będzie płacić. A może by ta pani wystąpiła o ustalenie matkostwa drogą badań genetycznych? A nuż drugą biologiczną matką okaże się nie ona, tylko jakaś mężczyzna?

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.