Skazani na odszkodowanie

Franciszek Kucharczak

|

GN 34/2005

publikacja 22.08.2005 14:51

Myśl wyrachowana: Nie wystarczy wygrać w Sądzie Najwyższym. Jest jeszcze sprawa w Sądzie Ostatecznym.

Skazani na odszkodowanie

Pani W. z Łomży miała chorego syna. Gdy zaszła powtórnie w ciążę, chciała ją przerwać. Lekarz jednak stwierdził, że dziecko jest zdrowe i odmówił usunięcia. Gdy się urodziło, okazało się, że ma tę samą wadę, co pierwsze dziecko.

To było parę lat temu. Pani W. pozwała wówczas lekarzy i szpital o milion czterysta tysięcy złotych odszkodowania za tzw. złe urodzenie. To taki wymyślony niedawno termin prawniczy. Wynika z niego, że dobre urodzenie chorego dziecka byłoby wtedy, gdy go nie było. Autorzy terminu czerpali chyba natchnienie z westernów, gdzie mówiło się: „dobry Indianin to martwy Indianin”. Zamienili tylko Indianina na „płód” i gotowe. Pani W. najwyraźniej podzielała ten pogląd. Mówiła bez ogródek, że córka urodziła się z winy lekarzy. Pokazując malutką Moniczkę i starszego synka, skarżyła się przed kamerą, że przecież takie chore dzieci kosztują, a ona z mężem nie ma z czego ich utrzymać.
Sąd przyznał mimowolnej matce, bagatela, 60 tysięcy złotych jako odszkodowanie za to, że nie dopuszczono jej do badań prenatalnych. Sprawą zajęła się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Złożyła skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.

Sąd rozpatrzy ją 13 października. O tym fakcie, jako sukcesie, na pierwszej stronie poinformowała przed tygodniem „Wyborcza”. Tekst ocieka współczuciem dla państwa W., „których spotkało potępienie ze strony części mieszkańców Łomży”. Państwo W. są nauczycielami, mieszkanie małe, a miasto odmawia przyznania większego. Ale co tam warunki. Najważniejsze jest dobro dzieci. „Rodząc kolejne dziecko, skazywałam je na cierpienie” – użala się pani W.
To jest to słowo: SKAZYWAŁAM. Skazać można na śmierć, nie na życie. Tu kryje się istota aborcyjnego fałszu, wedle którego człowiek jest odpowiedzialny za jakość poczętego dziecka i za to, że się urodzi. Byłaby to prawda, gdyby człowiek był stwórcą innego człowieka. Gdyby pani W. ulepiła sobie z gliny figurkę i potrafiła tchnąć w nią życie, wtedy faktycznie odpowiadałaby za jej stan. Gdyby zaś przed oddaniem figurki do użytku zwróciła się do instytucji kontrolującej jakość, aby ta zaopiniowała, czy jej dzieło może żyć – wtedy część odpowiedzialności ponosiłaby ta instytucja.

Różnica między dziećmi a figurkami jest jednak zasadnicza, bo ludzie nie są stwórcami ludzkiego życia. Oni je tylko przekazują, nie mając wpływu nawet na płeć ani kolor włosów. To, co się przekazuje, nie jest własnością „doręczyciela”, a skoro tak, to doręczyciel nie ma prawa tego niszczyć.
Nikt nie skazuje dzieci na cierpienie dlatego, że pozwolił im się urodzić – za to jest odpowiedzialny Pan Bóg. Jeśli pani W. skazała oboje swoich dzieci na cierpienie, to z zupełnie innego powodu. Takiego mianowicie, że będą skazane na dozgonną świadomość, że żyją wbrew woli mamy. Będą cierpiały dlatego, że matka całemu światu ogłosiła, że jej dzieci są jej szkodą. Czy w tych warunkach będzie możliwe szczere „kocham was?”. Może tak, ale pod adresem pieniędzy z „odszkodowania”.

- - - - -

Nieprzygotowani do walki
Nowoczesne wojsko poznaje się nie po uzbrojeniu, tylko po tym, że idzie za nim armia psychologów, którzy zajmują się żołnierzami po każdym „traumatycznym przeżyciu”. Widocznie to jednak nie wystarcza. Gość radiowej Jedynki powiedział niedawno, że polscy żołnierze w Iraku nie są do misji przygotowani, bo nie otrzymują… prezerwatyw. No patrzcie, a mówili, że te honkery, w których jeżdżą, dają wystarczające zabezpieczenie.

Pozycje z góry upatrzone
„Z wielkim zdziwieniem i zażenowaniem przeczytałem w tygodniku »Ozon« wywiad z niedawnym opozycjonistą, który przeszedł na pozycje komunistyczne. Tym człowiekiem jest Andrzej Lepper, który opowiada się za legalizacją gejowskich małżeństw” – powiedział przed tygodniem Roman Giertych. Stanowisko w sprawie gejów Andrzej Lepper prezentował już dawno, więc to nic dziwnego. Tylko dlaczego Roman Giertych uważał go za opozycjonistę? A! Może dlatego, że nie jest czerwony, tylko brązowy. Ale to kamuflaż z solarium.

Niech nas lepiej nie zobaczą
Na portalu gejowskim „innastrona” znalazł się taki oto tekst: „Gdyby geje i lesbijki wybierali własny parlament oraz prezydenta, to Polską rządziłaby lewica, czyli koalicja SDPL/UP/Zieloni i SLD. Na fotelu prezydenckim zasiadłby Włodzimierz Cimoszewicz. Będziemy z wielkim zainteresowaniem śledzić wyniki następnych sondaży”. A może lepiej nie śledźcie tych sondaży? Moglibyście dojść do wniosku, że wasze idee są społeczeństwu tak samo potrzebne, jak lewica albo nawet mniej. A to przecież byłoby dla społeczeństwa nie do zniesienia, prawda?

 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.