Miłość nie od parady

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 24/2005

publikacja 14.06.2005 20:02

Myśl wyrachowana: Jeśli będziesz wszystkich lubił, z bogobojności zrobisz bogofobię

Miłość nie od parady

Swego czasu zadzwoniłem do siedziby Kampanii przeciw Homofobii. – Jestem przeciwnikiem obnoszenia się z aktywnym homoseksualizmem. Czy jestem homofobem? – zapytałem. Młody człowiek był mocno zakłopotany. – To zależy, jak pan to wyraża… – zaczął się plątać. Ostatecznie wyszło na to, że jednak jestem. Nie byłbym homofobem tylko wtedy, gdybym gejów i lesbijki lubił, a przynajmniej swojego sprzeciwu nie ujawniał.

Serwowane nam cyklicznie awantury wokół rozmaitych marszów i parad – a to miłości, a to równości, a to tolerancji – mają pokazać, że my tu, w Polsce, nie wszystkich lubimy. Następnym krokiem będzie udowodnienie, że nie lubić czegokolwiek i kogokolwiek jest brzydko, a zwłaszcza niechrześcijańsko. Już nawet widziałem odcinek polskiego serialu, w którym szlachetny gej uświadamia katolickiemu talibowi, że jest hipokrytą, bo zabrania swojemu synowi z nim, hmm… mieszkać. Naturalnie ojciec, pod wrażeniem słów geja i spojrzenia jego głębokich oczu, zaczyna rozumieć, że źle robi, bo oni się przecież kochają. A miłość jest najważniejsza także w chrześcijaństwie.

W filmie nawet z kozy można zrobić „moralnego autoryteta”, więc i gej w telewizorze może wyglądać niewinnie, jak dziecko pierwszokomunijne. Co do prymatu miłości jednak – zgoda. Ona jest w chrześcijaństwie absolutnie podstawowa i odnosi się nie tylko do swoich, ale też do wrogów i prześladowców. Zatem również do gejów, pedofilów, faszystów i nawet komunistów. Miłość jednak nie jest równoznaczna z lubieniem. Gdybym okazywał takim ludziom, że ich lubię, znaczyłoby to, że co najmniej akceptuję ich poglądy. Nieraz więc w imię miłości trzeba powściągnąć lubienie. Gdy małe dziecko pcha palce do gniazdka elektrycznego albo grzebie przy kuchence gazowej, to choć się je kocha, trzeba okazać surowość. Trzeba zabronić, sprzeciwić się, czasem nawet użyć siły.

Oczywiście geje to dorośli ludzie, więc – choć zachowują się bardziej nieodpowiedzialnie niż dzieci – na siłę nie można ich uszczęśliwić. Skoro jednak kochamy ich po chrześcijańsku, powinniśmy przynajmniej nie pogarszać ich sytuacji głupim lubieniem. Musimy się sprzeciwiać temu, co robią, właśnie dlatego, że chcemy ich dobra. Chrześcijanin ma obowiązek być – jeśli przyjąć to fałszywe sformułowanie – homofobem. Dlaczego? – Bo powinien życzyć im jak najlepiej, czyli żeby trafili do nieba. Nie ma nic ważniejszego. Pismo Święte nie zostawia przecież wątpliwości, że zachowania homoseksualne prowadzą w kierunku dokładnie przeciwnym. Jeśli geje koniecznie chcą tam iść, to ich sprawa, ale ja nie będę ich na tej drodze oklaskiwał. Jeśli nawet mój sprzeciw im nic nie da, to da moim dzieciom. Może nie będą musiały dojrzewać w zatrutej atmosferze akceptacji wszystkiego, co prowadzi do zguby absolutnej.

Prawico, bądź mi wzajemną
„Teraz żyjemy w państwie klerykalnym” – orzekła kilka dni temu Joanna Senyszyn z SLD. Patrzcie, a wydawało się, że w Polsce rządzi lewica. Skoro zatem, mając prawie całą władzę, postkomuniści oddali ją klerowi, to teraz niech głosują za prawicą. Ona powinna – na zasadzie wzajemności – oddać władzę Joannie Senyszyn.

Feministyczny ZBoWiD
Parlamentarna Grupa Kobiet obchodziła jubileusz piętnastolecia istnienia. Tworzące ją feministki zachwycały się swoją doniosłą rolą w walce o prawa kobiet. Podobno bez tego „polska transformacja wyglądałaby zupełnie inaczej”. Izabela Jaruga--Nowacka zapowiedziała dalszą walkę. Najbliższym celem jest uchwalenie „ustawy równościowej”. Na jej mocy miałby powstać „urząd antydyskryminacyjny”. Urząd będzie dbał o to, żeby panie pozbawione nagle wpływów i diet poselskich nie były dyskryminowane koniecznością robienia czegoś pożytecznego, a za to słabiej niż dotąd wynagradzanego.

Pasjonujący wyścig
Maria Szyszkowska, kandydatka do Nobla, została też kandydatką (niezależną) do fotela prezydenckiego. Powody? „Jednym z nich jest niepokój o to, że narasta fanatyzm religijny, agresja, tendencje odwetowe, nacjonalizm” – rzekła pani senator. Podobno do startu namawiano ją w wielu miastach podczas spotkań z ludźmi. Prosiły ją o to też „różne środowiska”. Zapewne szczególnie jedno ŚRODO-wisko. A teraz szykuje się zacięta walka wyborcza. Po wejściu Tymińskiego pani senator ma szanse z kimś wygrać!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.