Przywódca na amen

Franciszek Kucharczak franku@goscniedzielny.pl

|

GN 11/2005

publikacja 16.03.2005 07:05

Myśl wyrachowana - Pochodzenie nie dowodzi moralności. Pochodzenie do kościoła również.

Przywódca na amen

Jacy tu są ludzie? – zapytał starego proboszcza nowy, obejmując parafię. – Ludzie źli, ale dobrzy katolicy. Coś w tym jest, że formalne spełnienie praktyk uważa się za wystarczające do określenia kogoś dobrym katolikiem. „Do kościoła chodzić trzeba, żeby dostać się do nieba” – recytują małe dzieci. Charakterystyczne, że u nas synonimem religijności jest „chodzenie” do kościoła. A czy się tam weszło, to już mało kogo obchodzi. Stąd pewnie odwieczny zwyczaj przyszłych niebian, polegający na wystawaniu przed kościelnymi drzwiami.

Ale niechby i weszli, niechby śpiewali na całe gardło, a i krzyżem leżeli – to ciągle tylko forma. Bardzo ważna, zgoda, ale ona wymaga wypełnienia treścią. Tę zaś poznaje się głównie po stosunku do ludzi. Jeśli modlitwa skutkuje agresją i pospolitym chamstwem, to znaczy, że modlący się pomylił adresata. Wzorcem takiej postawy mógłby być niejaki kasztelan Warszycki, który za jakieś przewinienie kazał ponoć ćwiczyć batem swoją żonę tak długo, jak on będzie się modlił. A że człekiem był pobożnym, nieboga przed ostatnim „amen” wyzionęła ducha.

Kto się modli do prawdziwego Boga, z reguły jest ludziom przyjazny. Ze złem walczy, ale przede wszystkim w sobie. To jednak niełatwe, i pewnie dlatego tak wielu mamy bojowników w walce z grzechami bliźnich. Sądząc z niedawnych doniesień, kroi się im przywódca – człowiek o włosach jak łan pszenicy i oczach jak polskie niebo w bezchmurny dzień. Ozwały się głosy, że należy go poprzeć w kampanii prezydenckiej, „bo jest katolikiem i patriotą”. Dla ułatwienia podam, że jego nazwisko brzmi Lepper. Podobno opowiada się za nim „Kościół”. To kompletna bzdura, ale szef Samoobrony liczy zapewne na poparcie tych, których zadowala samo chodzenie do kościoła. Właśnie obejrzałem wywiad, w którym przewodniczący grał rolę znawcy społecznej nauki Kościoła. Odpowiadał też na pytanie, kto jest człowiekiem honoru. Oczywiście Jan Paweł II, ale i… Władysław Gomułka.

Nie jest moją sprawą oceniać czyjkolwiek katolicyzm, ale zachowanie, i owszem, mogę. Zwłaszcza gdy ktoś taki chce zostać moim (Boże uchowaj) prezydentem. Wystarczy przypomnieć, że ten pan przesiadywał za kratkami bynajmniej nie konfesjonału i bynajmniej nie za praktykowanie miłości bliźniego.

Jeśli komuś nie przeszkadza ani czyjaś arogancja, ani tupet, ani krętactwo, to niech sobie wybiera, kogo chce. Ale niech nie łączy tego z katolicyzmem i niech nie powtarza popularnego wśród wojujących hasła „zło dobrem zwyciężaj”. Hasło słuszne, ale czemu to „dobro” ma czerwoną z gniewu gębę?
Kto bije bandytę, niczego nie naprawia, za to sam staje się bandytą. Żeby świat stał się lepszy, nie wystarczy, że człowiek wejdzie do kościoła. Kościół musi wejść w niego.



Polska to ja
Jak doniosła „Rzecz-pospolita”, Polska poparła w ONZ prawo kobiet do dokonywania aborcji(!). Sprzeciw zgłosiły tylko USA, Watykan, Egipt i Katar. Deklaracja miała utonąć w setkach paragrafów, ale wytropili ją Amerykanie. Doszło do absurdalnej sytuacji: Polska, stosując kary za aborcję, domaga się ich zniesienia. Jakim cudem? Ano, znowu stoi za tym minister Magdalena Środa, która według własnego widzimisię podjęła taką decyzję. Konsultacji żadnych nie było, no, może z wicepremier Jarugą-Nowacką. Pozostaje nam czekać, aż Polska poprze deklarację, że nie ma Boga. Tylko czy ktoś w ogóle raczy nas o tym zawiadomić?

Sztuczne tatusie
Szwedzki rząd zgłosił projekt ustawy, w myśl której „małżeństwa” lesbijek otrzymają prawo do sztucznego zapłodnienia w placówkach publicznej służby zdrowia. Dotychczas te panie robiły to prywatnie. „Małżonki” są uznawane za rodziców narodzonego dziecka, ale dotąd mogło ono po osiągnięciu dorosłości otrzymać dane o biologicznym ojcu. Teraz to się ma zmienić.
Dziwne, że szwedzki rząd nie wprowadził jeszcze ustawy dającej lesbijskim parom prawa do poczęć naturalnych.

Równaj w lesbo
Polacy nie gęsi i swoje lesbijki mają. Ubiegłej niedzieli w Warszawie odbyła się demonstracja tychże (lesbijek – nie gęsi) na intencję poparcia społecznego dla swoich „preferencji seksualnych”. Cała heca sprowadza się do tego, że im się nie podoba, że nam się nie podoba. Domagały się też równości kobiet i mężczyzn, ale nie wiadomo po co, skoro mężczyźni im do niczego niepotrzebni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.