Naciągany katolik

Franciszek Kucharczak

|

GN 10/2005

publikacja 02.03.2005 02:41

Stefan w „M jak miłość” oświadczył się Małgosi. Pięknie było. W obecności rodziny padł na kolana i z kwiatami w rękach wypowiedział wolę poślubienia pani swego serca. Obserwatorzy po obu stronach ekranu ronili łzy.

Naciągany katolik

Stefan w „M jak miłość” oświadczył się Małgosi. Pięknie było. W obecności rodziny padł na kolana i z kwiatami w rękach wypowiedział wolę poślubienia pani swego serca.

Obserwatorzy po obu stronach ekranu ronili łzy. Tylko że Małgosia to narzeczona z odzysku. Ze „ślubnym” rozwiodła się jakiś czas temu. Tymczasem scenariusz nie przewidział na-wet dla jej rodziców – dobrych katolików – bodaj cienia wątpliwości. A przynajmniej cień by się przydał, bo dla wierzących zobowiązania zaciągnięte w obliczu Boga i opatrzone formułą „ślubuję” mają chyba jeszcze jakąś wagę.

– To przecież film – ktoś powie. No tak, ale on nie tylko odbija rzeczywistość, lecz ją też tworzy. Ostatnio natknąłem się na całkiem realny owoc takiej twórczości. Pewna firma, z okazji nadchodzącego dnia kobiet, zorganizowała dla swych pań imprezę. Atrakcją wieczoru będzie show z gatunku „chippendales”. Choć pisze się to „show”, występujący tam panowie niczego nie chowają, tylko przeciwnie. Jedna z kobiet zobaczywszy, jaki to gwóźdź programu, zrezygnowała. – O co ci chodzi? Taka świetna zabawa! – nie rozumiały koleżanki. – A gdyby wasi mężowie oglądali striptiz, to co? – walczyła oporna. – Nam to nie przeszkadza – orzekły bohatersko. Podobno wszystkie katoliczki. To też im nie przeszkadza, bo najwyraźniej wyznają katolicyzm „elastyczny”. On się doskonale rozciąga, dzięki czemu taki katolik dopasuje się do każdej sytuacji.

Nie jest łatwo się sprzeciwić, gdy wszyscy są „za”. Można się wtedy ośmieszyć, bo wierność zasadom nieraz uchodzi za głupotę. Śmiem jednak twierdzić, że takie sytuacje są najważniejsze w życiu. Chyba wtedy sfery niebieskie przestają się obracać, a aniołowie wstrzymują oddech w oczekiwaniu na wynik egzaminu. Bo jak inaczej poznać wartość człowieka, jeśli nigdy nie stanie przed próbą wierności? A materią próby nie jest przecież to, co pasuje, tylko to, co uwiera. Tak właśnie uwiera obowiązek odrzucenia niemoralnych propozycji, mimo że „wszyscy to robią”. Jak uzasadnić sprzeciw?

Prosto: „Jestem katolikiem”. Dopóki jednak byle pajac bez gaci jest dla ochrzczonych ważniejszy niż Chrystus, katolik będzie kojarzyć się światu tylko z zapyziałym liczypaciorkiem.

Zaufanie w chwili próby jest jedyną rzeczą, jaką możemy dać Bogu całkiem od siebie. To jednak wymaga wiary, że Bóg wie lepiej. Kto bardziej ufa sobie, musi tę wiarę dopasować do swojego rozmiaru. Ale to jest bardzo naciągana wiara.

Różności

Ostateczne rozwiązanie kwestii płodów

Szef Rady Żydów w Niem-czech, Paul Spiegel, dopatrzył się w książce Papieża porównania aborcji do Holocaustu. „Kościół nie pojął, że istnieje ogromna różnica między ludobójstwem na masową skalę, a tym, co kobiety czynią z własnym ciałem” – zaprotestował. Zatem człowiek decyduje, kto jest człowiekiem, a kto nie. Właśnie takie myślenie pozwoliło Niemcom dokonać masowej „aborcji” żydowskich „podludzi”. Pan tego nie pojął, panie Spiegel?

Zagubiona w TV
Maria Szyszkowska ubo-lewa w „Trybunie”: „Życie publiczne u nas zostało zdominowane przez osoby, które wyznają światopogląd katolicki. Nie ma w przekazach telewizyjnych miejsca dla mniejszości religijnych, czy na przykład ateistów”. Tę opinię pani senator głosi w licznych przekazach telewizyjnych, radiowych i prasowych. Widocznie nie wie, czy mówi to jako katoliczka, przedstawicielka mniejszości religijnych, czy ateistka. Trzeba to zrozumieć. Po upadku standardów ery Millera, gdy katolików reprezentowała w TV Renata Beger, a arbitrem była Magdalena Środa, można się pogubić.


Ach żabą być
Trybunał apelacyjny w Metz rozpatrywał sprawę śmierci kobiety w ciąży. Sprawcę skazano tylko za spowodowanie śmierci kobiety. To skutek obowiązującego od niedawna we Francji prawa, w którego myśl nie jest przestępstwem uszkodzenie płodu ludzkiego, o ile nie uda mu się urodzić. Adwokat generalny, Jerry Saint-Rose, zwrócił w „Le Figaro” uwagę, że skrzek ropuchy zielonej albo larwa jednego z gatunków motyla mają więcej praw, ponieważ za ich zniszczenie można trafić na 6 miesięcy za kratki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.