Skąd piractwo?

Nazwisko znane redakcji

|

GN 30/2009

publikacja 25.07.2009 21:12

Szczerze zawiodłem się wydźwiękiem tematu „Gościa Niedzielnego” nr 27, dotyczącego piractwa muzycz-nego. Ukazanie problemu w sposób tendencyjny, zdecydowanie sterowany opiniami takich instytucji jak ZAiKS czy Związek Producentów Audio Video jest dość niepoważne.

Proszę wziąć pod uwagę, że tzw. szacowanie strat przez organizacje w taki czy inny sposób reprezentujące „przemysł muzyczny” nie mają większego odniesienia do rzeczywistości. Na ogół zakładają, że każdy, kto ściągnął „empetrójkę”, zapłaciłby za płytę, gdyby nie miał możliwości zdobycia jej za darmo. To oczywiście nieprawda. Generalnie wyżej wymienione organizacje, walcząc z piractwem, walczą o pieniądze, których nigdy nie zobaczą. Ale nie to jest najistotniejsze.

Rzecz w tym, że piractwo muzyczne (nie tylko w Polsce, ale generalnie na świecie) nie jest zasadniczym problemem, a jedynie skutkiem pewnej patologicznej sytuacji. Dlaczego p. Jakimowicz nie zapytał p. Mencla o to, ile z tych, powiedzmy, 50 zł, które muszę zapłacić za legalną płytę, dostanie jej twórca? 1, 2, a może aż 4 złote za płytę? A co z resztą? Dlaczego większość pieniędzy, które płacimy za płyty otrzymują instytucje niemające nic wspólnego ani z twórczością, ani z artyzmem?

Rozwiązanie „problemu” piractwa muzycznego jest trywialnie proste: wystarczy, że oryginalna płyta będzie kosztowała tyle, ile kosztować powinna. Gdyby oryginalna płyta kosztowała kilkanaście, może 20 zł, nikt nie zawracałby sobie głowy piractwem, bo po prostu by się to nie opłacało! Gdyby nie zachłanność niewiele wnoszącego pośrednika, nie byłoby piractwa, które jest naturalną odpowiedzią społeczeństwa na wypaczony system nazywany „przemysłem muzycznym”, którego zbędnym produktem są między innymi takie przykre wypadki jak Doda. I to jest rzeczywisty problem do rozwiązania!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.