Gratuluję red. Leszkowi Śliwie odwagi, z jaką opisał mającą wejść w życie reformę edukacyjną. Jako matka trzech córek, z których dwóm grozi ten „dobroczynny” eksperyment, pragnę dodać jeszcze kilka słów.
W nowoczesnych czasopismach dla rodziców argumentację za reformą stanowi „troska” o rozwój społeczny, jakiego dom rodzinny rzekomo nie jest w stanie dzieciom zapewnić. Przebywałam na urlopie wychowawczym 7 lat i muszę stwierdzić, że moje córki z kontaktami społecznymi, podobnie jak i z przyswajaniem wiadomości, nie mają najmniejszego problemu.
Edukacja i wychowanie, które kuleją w polskiej szkole, nie zastąpią wychowania rodziców. Kilkulatek dużo bardziej niż szerokich horyzontów potrzebuje ciepła domu rodzinnego. Krótkie dzieciństwo naszych dzieci, skazanych na coraz krótszy kontakt z zapracowanymi rodzicami, wróży dobrą koniunkturę dla domów spokojnej starości.
Przedmiotem troski reformatorów jest również dziecięca kreatywność, którą szkoła ma pomóc rozwijać. Mam co do tego wątpliwości, obserwując zawartość podręczników, w których wszystko jest gotowe, wy-starczy sprawnie wyciąć i złożyć. Na zajęciach plastyczno-technicznych powstaje więc 30 identycznych statków, kwiatków, kotków itd. Gdzie tu miejsce na wyobraźnię? Tej ostatniej należałoby życzyć reformatorom polskiej szkoły.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.